Argentyńska czkawka


Policjanci z wydziału przestępstw gospodarczych mówią, że oszukanych jest o wiele więcej. – Nie wszyscy zgłoszą się z tym na policję. Niektórzy nawet nie zdają sobie jeszcze sprawy, że zostali oszukani, inni wciąż się łudzą i liczą, że otrzymają pieniądze. A wielu po prostu wstydzi się swojej naiwności – mówi podinsp. Ernestyn Bazgier, rzecznik prasowy KPP w Wodzisławiu Śl.Wspomniana firma pod pretekstem udzielania kredytu wyłudzała od ludzi pieniądze. Kwoty te były różne – od 500 zł do 8 tys. zł. Dokonanie wpłaty było warunkiem podpisania umowy. – Najczęściej klientami takich firm byli starsi ludzie, którzy nie mieli szans uzyskać kredytu w banku ze względu na niskie dochody. Oferta, jaką im proponowano, była bardzo kusząca. Szybka pożyczka, bez żyrantów, z możliwością rozłożenia na wiele rat o bardzo niskim procencie. Najistotniejsze fragmenty umowy były sporządzone bardzo małym, niemal nieczytelnym druczkiem – informuje funkcjonariusz pracujący nad sprawą. – Klientów kusił łatwy pieniądz, nie zwracali uwagi na taki niuans, że zamiast otrzymać potrzebne pieniądze, sami musieli dokonać wpłat na rzecz pożyczkodawcy, co miało być rzekomym zabezpieczeniem kredytu.Ludzie chcieli pożyczyć pieniądze na różne cele, jedni na remont mieszkania, inni na zakup samochodu, jeszcze inni spłatę kredytu w banku. Ale byli też tacy, którym pieniądze miały dopomóc w leczeniu czy przeprowadzeniu operacji. Niejednokrotnie zapożyczali się u znajomych na wpłatę pierwszej raty w argentyńskich firmach.Niestety żadna z tych osób nie dość, że nie zobaczyła pieniędzy, to jeszcze otrzymywała ponaglenia do zapłaty pierwszej raty kredytu, choć takowego nie dostała. – Gdy oszukani zjawiali się w firmie, zwodzono ich, odsyłano do centrali. Dodatkowo co jakiś czas następowała rotacja pracowników po oddziałach, dlatego gdy po raz kolejny oszukany klient zjawiał się w biurze, nie zastał już osób, z którymi zawierał umowę – wyjaśnia policjant.Największe kokosy na tym interesie zarabiali główni udziałowcy bądź właściciele firm. Ale nie najgorzej powodziło się też pracownikom biur. Ich miesięczne pensje wahały się w granicach od 4 do 10 tys. zł i były uzależnione od sumy, na jaką „naciągnęli” klientów. O tym, że oszukują, wiedzieli doskonale, w końcu byli w tym kierunku szkoleni, choć w żadnych dokumentach o takim przyuczeniu do zawodu nie ma mowy. Wszystko to działo się poza częścią oficjalną. Dlatego też w powyższej sprawie przed obliczem Temidy nie stanie kierownictwo, ale „płotki”.Policja nie daje większych szans oszukanym na odzyskanie straconych pieniędzy, choć nie wyklucza, że może się to udać.Pomimo wejścia w życie ustawy zakazującej udzielania pożyczek w systemie argentyńskim firmy te nie przestaną istnieć. Nie zrezygnują z tak łatwych pieniędzy, bo choć nie wolno im zawierać umów, to nadal przecież są klienci, którzy płacą im „raty”, licząc na kredyt. Dodatkowo zapewne będą szukały innych sposobów na obejście niewygodnego prawa i wypracowania nowego sposobu działalności.

Komentarze

Dodaj komentarz