Archiwum / Marek Krząkała
Archiwum / Marek Krząkała

11 listopada świętujemy Dzień Niepodległości. To czas, kiedy każdy z nas powinien mieć poczucie dumy i radości z faktu, że jest Polakiem. Przecież jesteśmy narodem, który doznał tylu krzywd i cierpień na drodze do odzyskania upragnionej wolności, którego martyrologia jest nam wpajana od dzieciństwa. I jest to jeden z nielicznych dni, w którym zamiast klęski świętujemy zwycięstwo.

Ale od pewnego czasu historia jest pisana na nowo. Według prezesa, nie tylko IPN-u, niepodległość odzyskaliśmy dopiero w 2016 roku, a Lech Wałęsa nie jest wcale symbolem solidarności. Dopiero teraz wstajemy z kolan i dbamy o dobro narodowe, o naszą pozycję w NATO i UE. Jednocześnie minister edukacji ma amnezję i problemy z uznaniem zbrodni w Jedwabnem. Na ekrany wchodzi "Smoleńsk" a zamach, spisek, zdrada i ekshumacje to pojęcia, które stają się narzędziem do dzielenia Polaków na lepszy i gorszy sort, na dobrych i złych patriotów. Ci, którzy w czasie demonstracji w stolicy będą epatować słowem naród, szerzą jednocześnie, przy cichym wsparciu rządzących, agresję, nienawiść, nietolerancję i dyskryminację. To ma być ten wyznacznik nowego patriotyzmu?

Zmarły ksiądz i filozof J. Tischner często nawiązywał do Norwida, który patriotyzm rozumiał jako świadomy wybór dobra wspólnego a ojczyznę jako moralne zjednoczenie. I dodawał, że ojczyzna to trwający w narodzie sposób doświadczania człowieka przez człowieka.

Naszym wspólnym obowiązkiem jest troska i dbałość o to, by w naszej Ojczyźnie każdy czuł się dobrze, każdy odnalazł swoje miejsce i rolę do spełnienia. Byśmy takie święto jak Dzień Niepodległości mogli przeżywać wspólnie, z szacunkiem dla tych, którzy wolność wywalczyli, ale jednocześnie barwnie i radośnie, ponad podziałami. Byśmy doświadczyli takiego spotkania o jakim mówił ks. Tischner i pamiętali, że wolność nie została nam dana raz na zawsze.

Komentarze

Dodaj komentarz