Primum non nocere – ta maksyma przyświeca każdemu, kto pełni profesje medyczną i ukierunkowuje działania na to, by po pierwsze wystrzegać się wszystkiego, co szkodzi pacjentowi. Ta zasada powinna mieć także swoje umocowanie w postępowaniu politycznym, a jeszcze bardziej, kiedy politycznym wpływem chce się reprezentować inną jednostkę. Mówiąc inna jednostka, mam na myśli wyznawaną wiarę katolicką w kontekście pomysłu upamiętnienia w Sejmie setnej rocznicy objawień fatimskich i obrad Sejmowej Komisji Kultury.
Rozumiem, że jeden czy drugi poseł mocno identyfikuje się z wartościami wyznawanej religii, jednakże niedopuszczalna jest identyfikacja z zachowaniami religijnymi i praktykowanie ich w miejscu do tego nieodpowiednim. Podobnie jak nieodpowiednim miejscem uprawiania polityki jest kościelna ambona
W efekcie, skądinąd szczera jak sądzę, pobudka oddania czci religijnej przeradza się w farsę, która naraża ową religijność na śmieszność i wystawia na publiczny lincz. Bo nie dosyć, że społecznie ta inicjatywa jest niedorzeczna, tym bardziej teologicznie niespójna, gdyż objawienia prywatne, nawet uznane przez Kościół, nie muszą być przedmiotem wiary poszczególnych wierzących. "W historii zdarzały się tak zwane objawienia prywatne; niektóre z nich zostały uznane przez autorytet Kościoła. Nie należą one jednak do depozytu wiary." (Katechizm Kościoła Katolickiego p. 67).
Więc znowu, jak to już drzewiej bywało, zamiast należnej czci oddanej z religijną nabożnością, rodzi się kolejna chora manifestacja. Jednym słowem, kiedy religijność politycznie manifestowana posługuje się sferą sacrum, to nie obejdzie się bez "siary".
Komentarze