Znów w I lidze


– Nasza pozycja w tabeli nie wymaga żadnego komentarza, ale można chyba znaleźć w tym coś optymistycznego... Nasi zawodnicy dowiedzieli się wreszcie, co to znaczy ścigać się w ekstraklasie, a tego nie dałyby im ani najlepsze nawet treningi, ani udział w jakichkolwiek zawodach towarzyskich. Przyczyn spadku zapewne jest kilka. Niektórzy zawodnicy, którzy podpisali zawodowe kontrakty, nie do końca zdawali sobie sprawę, ile wysiłku trzeba włożyć w przygotowanie do sezonu, w przygotowanie sprzętu, by później skutecznie ścigać się z silnymi rywalami. Patrząc na cały sezon, na pewno nie zawiódł nas obcokrajowiec Mark Loram. Gdyby nie on, wiele meczów – zwłaszcza wyjazdowych – zakończyłoby się dla nas prawdopodobnie katastrofą. Wystarczy spojrzeć na wysoką przegraną w Toruniu, gdzie wystąpiliśmy w krajowym składzie. Loram wiele wniósł do zespołu, czego nie można powiedzieć o Nickim Pedersenie, który jeździł u nas w poprzednim sezonie. Loram jako były mistrz świata udzielał naszym zawodnikom wielu cennych rad i mam nadzieję, że w przyszłości będzie to procentować. Wszystkie wątpliwości dotyczące Lorama i jego nieobecności na meczu w Lesznie zostały wyjaśnione. Zawodnik ten wypełnił w 100 proc. swe kontraktowe zobowiązania.Założeniem podstawowym było wygrywanie meczów na swoim torze i ewentualnie szukanie punktów w meczach wyjazdowych. Niestety po pierwszych siedmiu przegranych meczach rywale nam odskoczyli i trudno było te straty nadrobić. Można oczywiści mówić o dziwnej postawie niektórych drużyn [przegrana Leszna w krajowym składzie u siebie z Zieloną Górą – przyp. red.], ale gdybyśmy mieli stabilną drużynę, która wygrywa mecze, żadne układy by nam nie zaszkodziły.Mając w składzie mistrza Polski juniorów Łukasza Romanka, liczyliśmy, że rywalizacja w wyścigach młodzieżowych, otwierających każdy mecz, będzie się układać po naszej myśli, ale i tu spotkał nas zawód. Uważnie przyglądam się poczynaniom Romanka i sam zachodzę w głowę, co się dzieje, że w zawodach indywidualnych wygrywał z zawodnikami, z którymi w lidze przegrywał. Jedynym usprawiedliwieniem mogą być niebezpieczne upadki tego zawodnika na początku sezonu, by wspomnieć tylko mecz z Atlasem Wrocław, gdzie po brutalnym ataku Robert Miśkowiak praktycznie wpakował go w bandę. Takie zdarzenia nie pozostają bez wpływu na psychikę zawodnika.– W kilku spotkaniach trener pozwolił Romankowi, który przestaje być młodzieżowcem, wyczerpać limit zer. Marek Szczyrba, który będzie młodzieżowcem również w przyszłym sezonie, siedział tymczasem w parkingu, grzejąc ławę. Czy nie był to błąd?– Skład i wystawianie do poszczególnych wyścigów zawodników to już działka trenera. Gdybyśmy się utrzymali w lidze, nikt by tego nie analizował. Spójrzmy na zawodnika, który miał być krajowym liderem tej drużyny – Mariusza Węgrzyka. Analizując jego ubiegłoroczne występy w I lidze i stosując powszechnie używane przeliczniki, zakładaliśmy, że w ekstralidze będzie zdobywał ok. 8-10 pkt. Okazało się, że w niektórych meczach zdobywał ledwie kilka punktów. Rafał Szombierski przed rokiem stanął na podium mistrzostw świata juniorów, z dziką kartą wystąpił w Grand Prix, a jego talent porównywano do talentu Jarosława Hampela czy Janusza Kołodzieja. Liczyliśmy, że będzie się nadal rozwijać, ale i on spisywał się bardzo przeciętnie. W niektórych meczach Węgrzyk i Szombierski zdobywali razem tyle punktów, ile każdy z nich miał zdobywać w pojedynkę.Na postawie Szombierskiego na pewno zaważyła nieobecność poprzedniego mechanika Ryszarda Małeckiego. On nie tylko przygotowywał mu silniki, ale też dostosowywał mu motocykle do konkretnej nawierzchni toru. Takich umiejętności Rafałowi najwyraźniej brakuje. Kłopoty ze sprzętem miał też Mariusz Węgrzyk, który w trakcie sezonu zmienił tunera. Tak doświadczony zawodnik powinien już wiedzieć, gdzie najlepiej zamówić silniki.Czarnym koniem okazał się Roman Chromik, osobiście zawsze w tego zawodnika wierzyłem. Najskuteczniejszy w drużynie po Loramie był Mariusz Staszewski, który po niezbyt udanym ubiegłym roku do tegorocznego sezonu przygotował się bardzo solidnie.– Szkoda tylko, że w pierwszym, przegranym meczu rundy finałowej trener Czernicki nie znalazł dla niego miejsca w składzie.– Trener zagrał va banque i dał szansę Romanowi Poważnemu. Gdyby zdobył 12 pkt, nikt by tego nie wspominał. Poważny wcześniej dobrze spisywał się w ligach zagranicznych, a Staszewski słabo wypadł w eliminacjach mistrzostw Polski, był przeziębiony i dawała mu się we znaki jakaś drobna kontuzja. Najlepszą wiedzę o dyspozycji zawodników ma trener, a ja nigdy nie ingeruję w poczynania trenera. To on ustala skład.Wszyscy rozliczają zarząd i prezesa, a trzeba pamiętać, że mieliśmy do dyspozycji budżet określonej wielkości. Trzeba było tak tym wszystkim pokierować, by teraz jesienią klub nie stracił płynności finansowej i mógł rozliczyć się z zakontraktowanymi zawodnikami. Tegoroczny budżet był zbliżony do ubiegłorocznego. Mimo awansu i usilnych starań nie udało nam się pozyskać sponsora strategicznego. Czasy, w których klub wspierało górnictwo, minęły bezpowrotnie.– Jest pan zadowolony z postawy Romana Poważnego? Miał być mężem opatrznościowym, ale zbyt wielu punktów dla drużyny nie zdobył.– To bardzo wartościowy zawodnik. Po otrzymaniu obywatelstwa i polskiej licencji wszedł do składu obciążony olbrzymią presją. Z klubem łączy go trzyletni kontrakt i jestem przekonany, że jeszcze odwdzięczy się nam za naszą pomoc. Często, choć nie jeździł w meczu, był z drużyną w parku maszyn i służył kolegom z zespołu swym sporym doświadczeniem. Poważny był i jest dobrym duchem naszej drużyny.– Rozmawiając z kibicami, często można usłyszeć opinię, że samym zawodnikom nie zależało na utrzymaniu, że wolą jeździć w I lidze i zarabiać te same pieniądze.– Jako zarząd stworzyliśmy im więcej niż dobre warunki. Mogli brać udział we wszystkich zajęciach i dobrze przygotować się do sezonu. W ekstralidze mogli zarobić większe pieniądze niż przed rokiem, bo kontrakty zostały zweryfikowane i osiąganie określonych zdobyczy punktowych zapewniało odpowiednie gratyfikacje. Przed decydującymi meczami z Bydgoszczą i Zieloną Górą podpisaliśmy z całą drużyną porozumienie w sprawie premii za utrzymanie się w ekstralidze.– Trener Romuald Łoś, z którym zespół rozpoczynał sezon, niewiele wniósł chyba do drużyny...?– Nie lubię wypowiadać się na temat osób, których w klubie już nie ma. Osobiście też ponoszę odpowiedzialność za podpisanie z nim umowy i za to, że w taki, a nie inny sposób prowadził drużynę. Jego zarzuty pod adresem naszego klubu, dotyczące należącego mu się rzekomo odszkodowania za rozwiązanie kontraktu, są bezpodstawne. Do klubu wpłynęło przecież podpisane przez niego pismo, w którym informuje nas, że ze względu na brak wyników sportowych podaje się do dymisji. A gdybyśmy się uważnie przyjrzeli kontraktowi, mogłoby się okazać, że odszkodowanie się należy, ale RKM-owi. Ocena pracy trenera Łosia może być różna. Ktoś może powiedzieć, że osiągnąłby to samo, co trener Czernicki, bo przecież nie miał do swojej dyspozycji jeszcze Poważnego, a Staszewski był kontuzjowany. Ja wiem tylko jedno: Łoś i Czernicki zdecydowanie różnią się, jeśli chodzi o podejście do treningów, o czym najlepiej wiedzą kibice, którzy na te treningi przychodzą. Trener Czesław Czernicki ma ważną umowę do końca roku, ale przygotowaliśmy dla niego nowy kontrakt, którym miałby się związać z klubem do końca sezonu 2007.– Wiele kontrowersji wywołał ostatni przerwany mecz z Zieloną Górą.– Nasz tor wymaga już niestety nakładów i dowiezienia nawierzchni. Zastanawialiśmy się sami, co się z nim dzieje. Po wykonaniu pomiarów okazało się, że w niektórych miejscach brakuje nawet 12 cm tzw. warstwy jezdnej. To powoduje, że przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych tor wręcz nie nadaje się do jazdy. O żadnym preparowaniu toru nie mogło być mowy. Zresztą jest na stadionie monitoring i można sprawdzić, co przed zawodami działo się na torze.– Za oglądanie najsłabszej drużyny w sezonie kibice musieli dość słono płacić, bo bilety w porównaniu z innymi klubami były w Rybniku stosunkowo drogie...– Trudno było znaleźć optymalne rozwiązanie. Po ubiegłorocznym meczu z Tarnowem, gdy trzeba było odprawić z kwitkiem ok. 1000 osób, trudno było tak ustalić ceny biletów, by sytuacja była klarowna dla klubu i kibiców. Gdyby wyniki drużyny były lepsze, mielibyśmy pewnie kłopoty ze zbyt dużą liczbą widzów chcących oglądać mecze żużlowców. Wpływy z biletów stanowiły istotną część klubowego budżetu, trudno więc było w ciągu sezonu obniżać ich cenę. Trzeba też pamiętać, że przed sezonem sprzedaliśmy sporo karnetów i nie chcieliśmy, by ci, którzy je kupili, poczuli się oszukani. Jedyne, co mogliśmy zrobić, to rozdać bilety do szkół i ośrodków pomocy społecznej i tak też się stało.– Czy RKM prowadzi już rozmowy z którymś z obcokrajowców?– Na razie nie. Prawdopodobnie w ostatnim tygodniu października odbędzie się walne, sprawozdawczo-wyborcze zebranie członków klubu. Nie jestem osobą, która w sytuacji, gdy dzieje się źle, dziękuje i odchodzi, ale też nie będę walczyć o to stanowisko za wszelka cenę. Wiele jeszcze tutaj można zdziałać, a konsekwencja w postępowaniu tego zarządu na pewno przyniesie rezultaty. Naszym zadaniem na przyszły sezon będzie stworzenie składu, który będzie mógł walczyć w I lidze o jej wygranie. Musimy usiąść z zawodnikami i zweryfikować kontrakty dotyczące przyszłego sezonu. Będziemy musieli się przyjrzeć przygotowaniom zawodników w okresie zimowym i wiosennym. Na przyszły sezon ważne kontrakty mają Rafał Szombierski, Roman Poważny i Roman Chromik. Z pozostałymi zawodnikami będziemy negocjować warunki kontraktów. Na pewno ich oczekiwania finansowe będzie trzeba zweryfikować, bo w końcu będziemy występować znów w I lidze.

Komentarze

Dodaj komentarz