Nie ulega wątpliwości, że szkody i cierpienie, jakie w czasie drugiej wojny światowej poniosła Polska, podobnie jak naród żydowski, są niewyobrażalne i niemierzalne. Liczne opracowania historyczne, które zwłaszcza w Niemczech były szeroko publikowane na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, rozprawiały się w sposób bardzo szczegółowy z dokonanymi zbrodniami. Nasze wzajemne polsko-niemieckie relacje są trudne, ale wysiłek wielu osób zaangażowanych w proces pojednania, począwszy od pamiętnego listu biskupów polskich do niemieckich z przesłaniem – przebaczamy i prosimy o wybaczenie – doprowadził do sytuacji, w której to właśnie Niemcy były gorącym orędownikiem wejścia Polski do NATO i UE. Dziś są naszym głównym partnerem gospodarczym i handlowym. Są przykładem demokracji i przestrzegania zasady solidarności.
Ale kiedy zwracają Polsce uwagę na łamanie elementarnych praw i nieprzestrzeganie unijnego prawa, do którego się sami zresztą zobowiązaliśmy, prezes Kaczyński, podobnie jak kiedyś towarzysz Gomułka, zaczyna grać kartą niemiecką. Dlatego jako temat zastępczy, podobnie jak w dawnej PRL wywołuje kwestię reparacji. To pytanie do ekspertów prawa międzynarodowego. Możemy ubolewać, że nie mieliśmy nic do powiedzenia w Jałcie i Poczdamie oraz że to bratni naród ZSRR zobowiązał się do wypłaty nam odszkodowania za poniesione straty, z którego zresztą rząd w 1953 roku zrezygnował. Czy cały porządek prawny, wszystkie zawarte do 1989 roku umowy i zobowiązania międzynarodowe należy uznać za nieważne, jak chce minister obrony?
Ostatnia analiza BAS została przygotowana na zlecenie polityczne. Nie ma co do tego wątpliwości. Żaden z prawników opłacanych przez BAS nie zaryzykuje innej opinii niż oczekiwania prezesa. W końcu pisze pod z góry przygotowaną tezę. W obliczu Polexitu, kiedy w Polsce łamane są elementarne standardy demokracji rządzącym wygodnie jest grać tematem reparacji. Szkoda, że nie wykorzystują takich narzędzi jak okrągły stół czy konsultacje międzyrządowe do poruszania tego problemu. Obecny rząd doskonale wie, że z prawnego punktu widzenia nie ma szans na jakiekolwiek pieniądze od Niemiec. Na tym polega cynizm PiS. Zamiast budować i słuchać ponownie cennego dziś głosu biskupów, woli na zlecenie nieomylnego prezesa siać antagonizmy i rozbudzać nadzieje o fortunie, która spłynie z Niemiec na zaspokojenie 500+.
No bo niby czemu mają te roszczenia służyć? Po co ten temat? Bo budżet się nie domyka? Bo Trójkąt Weimarski należy zmienić na rzecz mglistej Grupy Wyszehradzkiej? Bo trzeba scalić własny elektorat? Na pewno nie z powodu działań na rzecz pojednania polsko-niemieckiego. Cynizm prezesa i PiS polega również na tym, ze chętnie fotografuje się z kościelnymi oficjelami, ale w polityce daleki jest od przestrzegania jakichkolwiek zasad. Szkoda, że głos biskupów tak mało się przebija oraz że zasada "Die Würde des Menschen ist unantastbar – godność człowieka jest nietykalna" nie jest zapisana w polskiej konstytucji. Polska upomina się o reparacje dla siebie jako państwa, może warto wspomnieć o ofiarach i odszkodowaniach dla indywidualnych osób.
Niechętnie wspomina się o tym, ze na początku lat 90. powstała Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie, do której wpłynęły najpierw 600 mln marek, a potem blisko 2 miliardy euro dla jeszcze żyjących byłych robotników przymusowych. Były jeszcze epizody, tak jak w 1970 roku, gdy Władysław Gomułka chciał kosztem indywidualnych odszkodowań dla poszkodowanych Polaków uzyskać kredyt dla ratowania komunistycznej gospodarki, a Edward Gierek w 1975 roku takie środki uzyskał. Podnoszenie dzisiaj sprawy reparacji oznacza, że podważa się także te decyzje podejmowane po 1990 roku np. dotyczące potwierdzenia przebiegu naszej zachodniej granicy.
Pojednanie to wielka wartość, którą można łatwo utracić przez nieprzemyślane decyzje, a nawet zbyt pochopnie wypowiadane słowa – napisali w piątkowym apelu polscy biskupi. Od zakończenia wojny minęły 72 lata! Najważniejsze to dążyć do pokoju i budować porozumienie oparte na wspomnianym pojednaniu. Dyplomację należy uprawiać mądrze i roztropnie. PiS jest od tego niestety oddalone o lata świetlne. Jesteśmy skłóceni z Unią Europejską, Francją, Niemcami, a jedność krajów Europy Środkowo-Wschodniej nie istnieje. Wszystko w imię rzekomej walki o suwerenność, obrony tradycji i kultury, której nikt nam nigdy nie odbierał. Każdego dnia decydujemy, czy nam bliżej do Europy, czy Rosji, demokracji, czy dyktatorskiej władzy jednego człowieka.
Komentarze