Samobójcza śmierć w rodzinie jest czymś zatrważającym. I szokuje o wiele mocniej. Rodzina zwykle jest zaskoczona właśnie w podobny sposób. To znaczy tak, jakby o problemie dowiedziała się z mediów. Bo on miał kryzys, ale kryzys już minął. Bo on ostatnio był taki cichy. Bo on ostatnio był taki grzeczny i przeprosił za to i tamto. Bo on ostatnio był taki kochany, że nawet rozdał swoje ulubione zabawki z dzieciństwa dzieciakom sąsiadów. I mało kto posiada taką wiedzę, że to jest czerwony alarm. To są oznaki żegnania się i pogodzenia z decyzją o targnięciu się na własne życie! I chyba czas o nich zacząć mówić i edukować. Formy "on" używam świadomie. 86% samobójców w Polsce to mężczyźni.
I po co o tym pisać? Czy to tylko nie pogarsza sytuacji? Nie wiem. Dla mnie szokujące jest to, że ekscytujemy się terrorystami zza siedmiu mórz, którzy w Polsce nikogo dotąd nie pozbawili życia. Regularnie słyszymy o pijanych kierowcach, wypadkach samochodowych. W zeszłym roku na polskich drogach zginęły 2293 osoby. A wiecie ile osób odebrało sobie życie? W 2016 z własnej ręki zginęło ponad 5 tysięcy osób (najwięcej w województwie śląskim). To tak jakby jednego roku z mapy Rybnika zniknął Niewiadom. A w następnym roku może zniknąć Popielów i Radziejów razem wzięte. Statystyka policji mówi o 9 tysiącach prób nieudanych.I dopełniona jest informacją, że z różnych powodów są to statystyki niepełne. Nie zawsze sytuacja jest klarowna, czasem rodzina coś tuszuje, a czasem pogotowie kwalifikuje podobne zdarzenia w inny sposób. Bo tak lepiej dla ofiar. Macie pojęcie ile członków rodzin dzisiaj nosi takie brzemię i przeżywa podobne dramaty?
Czasami zamiast w ekran warto zajrzeć do sąsiedniego pokoju. I porozmawiać.
Piotr Masłowski, zastępca prezydenta miasta Rybnika, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny
Komentarze