To mało prawdziwy obraz. Nie było ani rycersko, ani romantycznie. Z domu wyniosłem wprawdzie, że jak Ślonzoki zrobiły powstania, to każde z nich przyniosło efekt. Duma i poczucie wyższości nad resztą (poza Wielkopolską). Dziś wiem, że motorem zdarzeń była ekonomia. Polska była nadzieją na łatwiejsze jutro. Na spotkaniu zorganizowanym przez rybnickie Muzeum padło, że w pierwszym z powstań wziął udział jeden mieszkaniec Rybnika. Zaś mieszkańcy okolicznych wsi (dzisiejszych dzielnic) uczestniczyli w nim liczniej. Klarowny podział. Biedna wieś za Polską, miasta i bogatsi za Niemcami. Wprawdzie dynamika zdarzeń, oraz fakt, że nawet rodzeństwa opowiadały się po różnych stronach pokazuje, że te podziały nie były ani łatwe, ani oczywiste. Myślę jednak, że nikt nie kwestionuje znaczenia buntu górników i hutników wyzyskiwanych przez niemieckich właścicieli zakładów.
W całym okresie powstań na porządku dziennym było rozbijanie wieców przeciwników, pobicia nawet ze skutkiem śmiertelnym. Taka mała rewolucja. W "Polityce" przeczytałem o częstym plądrowaniu sklepów, autor wymienił także Rybnik. Zapytałem o to przedstawicieli Muzeum. O ile przy pierwszym z powstań nie było takich zdarzeń, to kiedy się już zaczęły nie ustały nawet po przyłączeniu Rybnika do Polski. Latem 1922 roku do niemieckiej mleczarni na Placu Wolności wrzucono granat. W wyniku eksplozji zginęła nastoletnia córka niemieckiego właściciela. Mleczarnia została sprzedana, reszta rodziny wyprowadziła się na drugą stronę granicy.
Babcia naszego prezydenta podobno mawiała, że jak ktoś miał przed wojną dywan to był powstaniec. W domyśle - dywan był zdobyczny. Nasze dzieje nie są czarno-białe. 17 sierpnia minęła 80 rocznica śmierci Wojciecha Korfantego. I pomimo tylu artykułów o Śląsku przeminęła niemal niezauważona. Po wyborach znowu zapomną o odrębności naszych losów.
Piotr Masłowski, zastępca prezydenta miasta Rybnika, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny
Komentarze