20051510
20051510


Do zdarzenia doszło w poprzedni poniedziałek, 4 kwietnia, w dzielnicy Kokoszyce, w pobliżu ul. Olszyny. Karol, Kamil i jeszcze jeden chłopiec bawili się na placu leżącym się dość daleko od ulicy, z tyłu bloku. W odległości niespełna 10 metrów od placu zabaw znajduje się jednak studzienka, wokół której tworzy się ogromne zalewisko. Dzieci upatrzyły sobie to „jeziorko” do specyficznych zabaw. Owego dnia około godz. 18.30 Karol wraz z kolegami postanowił wrzucić tam starą oponę. Gdy ją wrzucił, opona pociągnęła go za sobą i chłopiec wpadł do rozlewiska. Próbował się wydostać, ale z każdym ruchem zapadał się coraz głębiej. Jeden z chłopców widząc co się dzieje uciekł do domu, Kamil bez namysłu zaczął ratować przyjaciela. – On się zapadał, bo tam jest miękkie błoto. Nie mogłem go złapać za ręce, bo miał je w wodzie. Ciągnąłem go za ciuchy. Było ciężko. Nie było kogo zawołać – relacjonuje Kamil Machoczek. Przytomnie kazał uratowanemu pobiec do domu, ściągnąć mokre ubrania, wykąpać się i położyć spać. – Karolek wyglądał strasznie. Miał zadrapaną twarz, rączki pełne drzazg, był cały mokry – przerywa zapłakana babcia chłopca. – Musiał znaleźć w tym bagnie jakąś deskę i trzymać się jej mocno, żeby nie wpaść głębiej – dodaje Renata Kubaczka, mama Karola.Nie chce nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby nie Kamil. Rodzice powiadomili służby komunalne. Prawie godzinę czekali na straż miejską. W tym czasie pani Renata zdążyła pojechać z synem na pogotowie, by go zbadano i opatrzono rany. Na miejscu były już policja i pogotowie wodociągowego. Matka mówi wprost, że wszyscy zareagowali odpowiednio, tylko nie służby miejskie, chociaż do wypadku doszło na ich terenie. Dzwoniąc na numer dyspozytora, kilka minut przed godz. 19, poprosiła o przyjazd strażników. Urzędnik odbierający telefon oświadczył jej, że funkcjonariusze pracują do dziewiętnastej, więc mogą przyjechać dopiero jutro rano. – Ręce opadają – mówi mama Karola. Po przyjeździe służb teren zabezpieczono taśmą ostrzegawczą, dopiero w środę wypompowano wodę i położono betonową płytę w miejscu, w którym wpadł Karolek. – Musiało dojść do czegoś takiego, by władze miasta coś z tym zrobiły. Od lat monitujemy w magistracie w sprawie tych studzienek i nic– mówi Joanna Dembek-Wundzińska, administratorka bloku.Do wypadku doszło na terenie, który gmina we wrześniu 2001 roku otrzymała od Agencji Nieruchomości w Opolu. Znajdują się tam pozostałości kanalizacji. Obecnie ma ona służyć jedynie do odprowadzania wody deszczowej. Tymczasem część mieszkańców domków jednorodzinnych stojących powyżej ul. Olszyny podłączyła się do niej na dziko i odprowadza tam ścieki komunalne. Z kołnierzy betonowych studzienek wydobywa się nadmiar fekaliów. Wokół nich tworzą się rozległe, a w niektórych miejscach dość głębokie (do 3 metrów) zalewiska. Takich studzienek jest tutaj więcej. Ta, do której wpadł Karol, jest tuż obok ścieżki prowadzącej do szkoły podstawowej. Mieszkańcy niejednokrotnie zgłaszali problem w urzędzie miasta, sprawę próbowano rozwiązać za pośrednictwem radnych, gazet i radia. Kończyło się na obietnicach. Teraz rodzice Karola zamierzają wytoczyć miastu proces. – Nie zostawimy tej sprawy. Przecież Karolka mogłoby już nie być. Czy musi dojść do tragedii, by prezydenci zaczęli działać? – pyta ze łzami pani Renata.Karolek od wypadku nie opuszcza mamy nawet na krok. Przez cały czas naszej rozmowy siedzi jej na kolanach. Gdy wychodzimy na zewnątrz, zostaje z babcią, pod warunkiem, że mamusia wróci za 2 minuty. Jest jeszcze w szoku. We śnie przebiera nóżkami, jakby chciał się skądś wydostać i woła: „Kamil ratuj mnie! Na pomoc! Kamil!” Pani Renata wie, że jej synek długo będzie przeżywał wydarzenia z poprzedniego poniedziałku. Poinformowała dyrekcję szkoły, w której uczy się mały wielki bohater – Kamil Machoczek, o zdarzeniu i postawie chłopca. Pani dyrektor zobowiązała się, że zorganizuje szkolny apel na cześć Kamila. Pani Renata nie wie, jak dziękować chłopcu, brakuje jej słów, gestów…Dzięki niemu Karolek jest cały i zdrowy.

Komentarze

Dodaj komentarz