Straszne SMS-y


Akt oskarżenia zarzuca mu 24 wymuszenia rozbójnicze. Gróźbami pod adresem osób fizycznych oraz firm usiłował nakłonić szantażowanych do przekazywania mu kart telefonicznych. Parę osób spełniło życzenia Mietka, ale większość się nie ulękła i zawiadomiła policję.Metoda działania Mietka była banalnie prosta. Brał do ręki gazetę i czytał ogłoszenia. Tak znajdował ofiary. Szpitalom i Ministerstwu Ochrony Zdrowia, ambasadzie, rodzinnemu magistratowi oraz przedsiębiorstwom taksówkowym groził detonacją bomby, Nadleśnictwu w Kobiórze podpaleniem lasu. Producentów żywności i sklepy nastraszył, że wsadzi żyletki do jabłek i zatruje jogurty. Swoje groźby przesyłał w formie SMS-ów na numery komórek podane w ogłoszeniach oraz na kartkach pocztowych, pod którymi podpisywał się jako Mietek-piroman.Policjanci wykonali kawał roboty, by zlokalizować nadawcę. Telefony komórkowe na kartę nie wymagają rejestracji- to była pierwsza trudność. Mimo to ustalili, że komórka Mietka jest zarejestrowana na fikcyjne nazwisko: Władysław Kozakiewicz z Raciborza. Na kartkach wysyłanych ofiarom stempel pocztowy wskazywał na Żory. I to był jedyny ślad. Przez kilka miesięcy policjanci szukali przysłowiowej igły w stogu siana, aż wreszcie się udało. Ujęli go niemal na gorącym uczynku. Mietek przyznał się do szantażu i wyraził skruchę. Niemniej grozi mu od roku do 10 lat pozbawienia wolności.Obecnie Mietka badają biegli psychiatrzy. Od początku były wątpliwości co do stanu jego umysłu, nie sposób mu jednak odmówić inteligencji. Teksty wysłane do ofiar redagował bez błędów, uznanie budzić musi też przebiegły sposób jaki wymyślił, by przyrobić do renty. Jest chyba pierwszym, który wpadł na pomysł, że można handlować kodami kreskowymi, a że wpadł również przy jego realizacji, to już jego problem i wymiaru sprawiedliwości.

Komentarze

Dodaj komentarz