20051816
20051816


Sprawa wypłynęła na marcowej sesji, na której zjawili się przedstawiciele Promyka. Wręczyli każdemu radnemu kopię listu otwartego, ale nie doszło do żadnej dyskusji. Wojciech Maroszek, radny i szef Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych „Progres”, przy którym istnieje Promyk, prorokował wtedy, że na tym się skończy. Sprawa nie wróciła także na sesji kwietniowej, a do przełamywania barier nie wystarczą dobre chęci. Dziś w Promyku już są przygotowani na to, że do końca grudnia muszą radzić sobie z tym, co mają. Jakiejś poprawy można by oczekiwać dopiero w przyszłym roku. – Początkowo byliśmy w rozpaczy, potem jednak uznaliśmy, że musimy już zacząć coś robić mimo tych finansowych ograniczeń – stwierdza Sylwia Filak, jedna z założycielek Promyka.Historia Promyka zaczęła się rok temu, kiedy to radni jednogłośnie przyjęli powiatowy program działań na rzecz niepełnosprawnych w zakresie rehabilitacji społecznej, zawodowej i zatrudnienia oraz przestrzegania praw pokrzywdzonych przez los. Aleksandra Adamczyk, szefowa miejskiego ośrodka pomocy społecznej, zwróciła się wtedy do pani Sylwii i jej męża Dariusza z propozycją założenia klubu, w którym swoje miejsce znaleźliby i poszkodowani przez los, i sprawni. Wybór nie był przypadkowy, bo małżeństwo Filaków to żywy przykład integracji. On jest niepełnosprawny, ona nie. Niebawem dołączyli do nich Grzegorz Granek, Henryk Szewczyk, Marcin Sałaczek oraz Agnieszka Kisiel (dwaj pierwsi są inwalidami) i cała szóstka podjęła wyzwanie. W planie było uruchomienie kilku sekcji (m.in. plastycznej, muzycznej oraz dyskusyjnego klubu filmowego), organizowanie różnych imprez, spotkań z ludźmi kultury itd.Gdy program działania był gotowy, Promyk za pośrednictwem Progresu zgłosił się do gminnego konkursu na dotacje dla organizacji pozarządowych. Wnioskował o przydzielenie mu ok. 10,5 tys. zł (była to kwota trzy razy niższa od pierwotnej, bo działacze dowiedzieli się, że dla niepełnosprawnych jest kilkanaście tysięcy zł), dostał nieco ponad 6,6 tys. zł. Z tego też powodu zjawili się na sesji ze wspomnianym listem. „Integracja jest bardzo ważna dla osób niepełnosprawnych. Większość nas siedzi w domach, bojąc się wyjść do ludzi i nie mając gdzie pójść” – napisał w nim Dariusz Filak. Podkreślił, że działacze wykonali kawał dobrej roboty, więc należy pomóc im w stworzeniu miejsca, gdzie przestaną istnieć wszelkie bariery, gdzie ludzie zaczną się spotykać, gdzie narodzą się znajomości, przyjaźnie, a może nawet małżeństwa.Zwrócił ponadto uwagę, że pieniądze można by wygospodarować ze środków, jakie miasto dostaje z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Wtedy okazało się, że tego roku otrzymało 1,8 mln zł, ale na przełamywanie barier przeznaczyło 800 zł. Oparło się tu na doświadczeniach z lat poprzednich. – Tak powiedzieli nam po sesji członkowie komisji zdrowia – opowiada Sylwia Filak. Działacze Promyka dowiedzieli się też, że wnioski o pieniądze z PFRON-u trzeba składać do 15 listopada każdego roku, o czym nie mieli pojęcia. Gdyby jednak wiedzieli to wcześniej, nic by nie wskórali. O środki z funduszu mogą zabiegać tylko te organizacje, które działają w danej dziedzinie co najmniej dwa lata, a klub dopiero powstał. Ma już jednak siedzibę, gdzie wkrótce pojawią się DVD, różne gry planszowe, rakietki i piłki do tenisa, nie zabraknie materiałów do rysowania i malowania. – Kupimy to wszystko za pieniądze, jakie przyznała nam gmina – objaśnia Sylwia Filak.Nie starczy już niestety nawet na część etatu lub umowę-zlecenie dla nikogo sprawnego, który pomagałby inwalidom. Na szczęście klub ma już dziesięciu wolontariuszy, którzy będą dyżurowali na zmiany. Promyk teraz dostrzegł też szansę pozyskania wsparcia z Centrum Rozwoju Inicjatyw Społecznych w Rybniku, które rozpisało konkurs. Ogłoszenie wyników ma nastąpić do 20 maja. Miasta tej wielkości, co Żory, mogą dostać z tego źródła dwa granty po ok. 10 tys. zł. – Mamy nadzieję, że zdołamy uzyskać taką kwotę. Bardzo pomogłoby to w rozwiązaniu naszych problemów – mówią w Promyku.

Komentarze

Dodaj komentarz