Nabór kontrolowany


– Nie chcemy bynajmniej wolnej amerykanki i sytuacji, by jedne szkoły byłyby przepełnione, a inne świeciły pustkami – zapewnia Mirosław Lenk, przewodniczący komisji oświatowej. Jednak dodaje, że nie powinno dochodzić do tego, żeby dobre szkoły mające największe nabory, czyli cieszące się wzięciem wśród uczniów, były karane odbieraniem kandydatów i przenoszeniem ich do innych placówek. Uczniowie i rodzice też zastanawiają się, dlaczego władze miasta mają wyznaczać limity kandydatów do każdej szkoły. Oznacza to, że dzieci mieszczące się w limicie przyjęć będą uczyły się w wybranej szkole, ale cała „nadwyżka” zostanie przeniesiona do innej placówki. Skutkiem tego są skargi rodziców. Według Lenka miasto mogłoby uwolnić limity przynajmniej częściowo, aby pójść na rękę szkołom o dużych naborach, które mają odpowiednie warunki do przyjęcia większej liczby uczniów. Chodzi tu głównie o wystarczającą liczbę sal lekcyjnych dla uniknięcia nauki na zmiany.W Raciborzu problem dotyczy jedynie gimnazjów. Jest ich niewiele, ale tylko niektóre cieszą się renomą. Nic dziwnego, że mają większe powodzenie. W końcu rodzice chcą, by ich pociechy miały dobre wykształcenie. Z podstawówkami nie ma podobnego kłopotu, bo są na podobnym poziomie. Z kolei rodzice czy opiekunowie kierują się głównie względami praktycznymi, a nie edukacyjnymi. Ważne dla nich jest, by szkoła była koło ich domu, ewentualnie niedaleko domu dziadków. Łatwiej wtedy dzieci zaprowadzić na lekcje i odebrać. Stąd około 70 proc. rodziców uczniów podstawówek wybiera szkołę w pobliżu swojego miejsca zamieszkania, reszta bierze pod uwagę przede wszystkim łatwość odbioru dziecka. Decydowanie o rodzaju naboru należy do organu prowadzącego podstawówki i gimnazja, czyli w tym przypadku prezydenta. Według zastępcy prezydenta Mirosława Szypowskiego sam pomysł wolnego wyboru szkoły jest słuszny, trzeba jednak do niego podejść na trzeźwo. W Raciborzu całkowite uwolnienie naborów doprowadziłoby do wykończenia jednych szkół przez drugie. Placówki niemające uczniów musiałyby zwolnić nauczycieli, co zdaniem Szypowskiego fatalnie wpłynęłoby na środowisko pedagogów.Wiceprezydent zwraca też uwagę na jeszcze jedno niebezpieczeństwo, powołując się na przykład pewnego miasta w województwie śląskim. Tam władze gminne wprowadziły wolny rynek, co przyniosło efekt odwrotny do zamierzonego. Szkoły w rywalizacji o uczniów przestały zachęcać wysokim poziomem nauczania, olimpijczykami itd., tylko np. wycieczkami, konkursami, bezstresową nauką, zajęciami pozalekcyjnymi. Wśród uczniów poszła fama, że lepiej iść do tej szkoły niż innej, bo tu nie ma klasówek, a nawet, jak się nie zna materiału, to dostanie się trójkę. – W efekcie szkoły o dobrym poziomie nauczania przegrały rywalizację o uczniów z placówkami, które nie postawiły na edukację – mówi Mirosław Szypowski. Uważa, że w najbliższym czasie nie da się uniknąć pewnej kontroli naborów. Zwrócił się jednak do dyrektorów podstawówek i gimnazjów, by również wypowiedzieli się na ten temat.

Komentarze

Dodaj komentarz