20052018
20052018


– Bardzo trudno było pogodzić się mi z jego odejściem z tego świata – wspomina. Zaraz jednak dodaje, że cierpienie Jana Pawła II dodało mu otuchy, bo akurat leżał w szpitalu z powodu ciężkiej choroby. W takiej chwili dobrze jest dowiedzieć się, że można nie bać się śmierci. – Nasz papież jednak wiedział, że idzie do Boga – stwierdza jastrzębianin, który poznał przyszłego zwierzchnika Państwa Watykańskiego w swoich rodzinnych stronach. Pochodzi z okolic Nowego Targu, a ks. Karol Wojtyła często przyjeżdżał tam na narty. Pierwsze wspomnienia pana Antka z przyszłym papieżem wiążą się jednak z wydarzeniem, które miało miejsce w Ludźmierzu, gdzie wznosi się Sanktuarium Matki Bożej Królowej Podhala. Największym skarbem świątyni jest 600-letnia, jak podaje tradycja, figurka Madonny, która w 1963 roku otrzymała korony z rąk ówczesnego prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego. Podczas procesji, towarzyszącej tej ceremonii, z rąk posągu nagle wypadło berło. Nie potoczyło się jednak na ziemię, ponieważ pochwycił je biskup Karol Wojtyła.Górale orzekli, że „cosik z tego będzie”. Niektórzy prorokowali nawet, że krakowski biskup dostał od Matki Boskiej symbol władzy, który zawiedzie go na Piotrowy Tron. – Miałem wtedy 15 lat, ale dało mi to do myślenia – wspomina pan Antoni, który uwiecznił uroczystość na zdjęciu, bo już wówczas niemal nie rozstawał się z aparatem fotograficznym. Sprzęt był kiepski, ale tamte czarno-białe zdjęcia z biskupem Wojtyłą należą do najcenniejszych pamiątek. Kolejne spotkania miały już nieco inny charakter, bo odbywały się zwykle na stokach w Groniu-Leśnicy, gdzie na świat przyszedł pan Antek, który w młodości uprawiał nawet skoki narciarskie. Pod wieczór miłośnicy białego szaleństwa zbierali się u Zofii Bigosowej, która dziś prezentuje góralskie gawędy w radiu i telewizji, a wtedy prowadziła schronisko PTTK. Któregoś dnia (był to początek lat 70.) zapukał tam także Karol Wojtyła i powiedział, że napiłby się gorącej herbaty. Bigosowa go nie poznała, więc wręczyła mu wiadro i wysłała po wodę do potoku. Hierarcha wyszedł bez słowa, a goście zaczęli bąkać, że nie wypada traktować w taki sposób kościelnego dostojnika. – Jak on jest biskupem, to ja śpiącą królewną – oświadczyła stanowczo gospodyni.Tymczasem w drzwiach znowu stanął przyszły papież. Podał Bigosowej wiadro, mówiąc, że teraz to już chyba zasłużył na tę herbatę. Właścicielka oznajmiła, że owszem. Dopiero potem, gdy towarzystwo grzało się i suszyło przy kominku, przekonała się, że to jednak naprawdę biskup. – Była skonfundowana, wszyscy więc ubawiliśmy się do łez, ale najbardziej śmiał się Karol Wojtyła, bo on nigdy się nie obrażał – opowiada pan Antoni. Podczas takich spotkań dowiedział się np., że przyszły Ojciec Święty nigdy nie jeździł na nartach w skarpetkach, ale w onucach, czyli w owijkach, jak mawiają górale. Kardynał opowiadał też przygody, jakie przeżył np. na spływach kajakowych. Któregoś lata płynął z kolegami Kanałem Elbląskim. Wieczorem grupa zeszła na brzeg i udała się do pobliskiego domu z pytaniem, czy nie mogłaby przenocować w stodole. Właścicielka obejścia zezwoliła pod warunkiem, że nikt nie odważy się palić papierosów, bo wszystko mogłoby pójść z dymem. Rano ktoś jej powiedział, że w gronie kajakarzy jest krakowski biskup. – Ciekawe, jak by podpalał tę stodołę – zaśmiewali się młodzi przed skonsternowaną gospodynią.Gdy 16 października 1978 roku kardynał Wojtyła został papieżem, Antoni Przybyła mieszkał już w Jastrzębiu, gdzie przyjechał za chlebem. Nie potrafi nawet opowiedzieć, jak bardzo ucieszył się z decyzji konklawe. – Po raz pierwszy w historii Kościoła na następcę św. Piotra wybrano przecież Polaka – wspomina. Kiedy dowiedział się, że w czerwcu następnego roku Jan Paweł II przyjedzie z pierwszą pielgrzymką do Polski, zgłosił się do ochrony. Został przyjęty być może dlatego, że był pracownikiem służb mundurowych. Nie zapomni tej przygody do końca życia, bo nie dość, że był blisko papieża, to jeszcze udawał zakonnika. Takie jednak były reguły gry. Zwierzchnicy kazali mu założyć habit kapucyna, bo w owych czasach miał długą brodę jak większość mnichów z tego zgromadzenia. Pracował w parze z prawdziwym księdzem, który zrywał boki ze śmiechu, patrząc, jak jego towarzysz plącze się w habicie. – W dodatku trzeba było jeszcze ukryć pod nim broń. Największe kłopoty miałem jednak nawet w toalecie, gdy poszedłem za potrzebą – zdradza i dodaje, że do tej pory nie wie, jak osoby duchowne mogą poruszać się w swoich strojach.Nie przeszkodziło mu to zgłosić się do ochrony w 1983 roku, gdy Ojciec Święty znów gościł w kraju. Antoni Przybyła ochraniał go na katowickim Muchowcu, a kilka miesięcy później pojechał do Watykanu. Był na audiencji generalnej u papieża, więc nie omieszkał powiedzieć, że spotykali się wiele razy. Ojciec Święty odparł, że na pewno na trasach narciarskich i u Bigosowej. Jastrzębianin dodał wtedy, że ma zdjęcia z Ludźmierza. – Pewnie z tym berłem, co spadło – roześmiał się papież. Choć jednak pamiętał Bigosową, nie kojarzył pana Antka. Tłumaczył żartobliwie, że ma dużo obowiązków i dwa państwa na głowie. Teraz okazało się, że najważniejsze jest to watykańskie, choć ma tylko 444 m kw. powierzchni i 200 m torów kolejowych, a na noc jest oddzielane od reszty świata Bramą Spiżową, którą strażnicy zamykają na klucz. Parę lat później Antoni Przybyła był w Watykanie jeszcze raz. Wtedy jednak uczestniczył tylko w audiencji ogólnej, więc nie zamienił z papieżem ani słowa. Poznał za to polskiego misjonarza, który przyjechał z pielgrzymką do Rzymu z Argentyny. Potem przysłał panu Antkowi kilka banknotów z podobizną Ojca Świętego.Jastrzębianin nie byłby rasowym kolekcjonerem i numizmatykiem, gdyby nie wykorzystał tej okazji. Postarał się więc o projekt nadruku i zamówił w cieszyńskiej drukarni serię polskich banknotów z wizerunkiem Jana Pawła II. Wszystko odbyło się za zgodą Hanny Gronkiewicz-Waltz, ówczesnej prezes NBP. Niebawem sprawą zainteresowała się jedna z ogólnopolskich gazet, która sporządziła ranking rodaków zbierających pamiątki związane z papieżem. Na pierwszym miejscu uplasował się właśnie jastrzębianin, który miał wtedy ok. 3 tys. przeróżnych eksponatów dotyczących Ojca Świętego. Dziś ma ich jeszcze więcej, bo minęło ponad 10 lat. Na pytanie, co najbardziej fascynowało go w osobowości Jana Pawła II, odpowiada, że niebywała umiejętność nawiązywania kontaktów z ludźmi, przekonywania ich, że są w stanie dokonać wszystkiego, oraz przebaczania. – On wybaczył Ali Agcy, który dokonał zamachu na jego życie, przyczynił się do upadku reżimów, zjednoczenia Niemiec oraz rozpadu ZSRR – wylicza, dodając, że już nie będzie takiego Polaka.Śledził więc losy jego wielkiego pontyfikatu, wysyłał mu okolicznościowe banknoty i inne pamiątki z Polski. Zawsze wiedział, że doczeka się odpowiedzi. Na korespondencje odpowiadał ks. arcybiskup Stanisław Dziwisz, osobisty sekretarz Ojca Świętego, ale w żadnym liście nie zabrakło podpisu głowy Państwa Watykańskiego. 3 kwietnia, nazajutrz po śmierci Ojca Świętego, pana Antka w szpitalu odwiedził Jarosław Mrożkiewicz, zaprzyjaźniony nauczyciel historii, który był z synem na ostatniej audiencji w Watykanie przed pierwszym tegorocznym pójściem Jana Pawła II do szpitala. Odbyła się ona 19 stycznia. Obaj zastanawiali się, jaki będzie świat bez naszego papieża, wspominali też początki choroby Ojca Świętego. Gdy zaniemógł, pan Antek był pewien, że wróci do zdrowia. – Miałem taką nadzieję jeszcze w ostatnich dniach jego życia, bo nikt nie miał w sobie tyle siły co on – zastanawia się jastrzębianin.Teraz żałuje tylko, że nie udało mu się pojechać do Rzymu po raz trzeci. Wybierał się tam z pielgrzymką z parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w dzielnicy Zdrój jeszcze za życia ówczesnego proboszcza ks. Anzelma Skrobola, ale zrezygnował z powodu złego stanu zdrowia. Dziś już wie, że cierpi na postępujący parkinsonizm, choć przez lata był leczony na nerwicę, ma kłopoty z chodzeniem. Nadal jednak chce gromadzić pamiątki po naszym papieżu. Nadal też, mimo choroby, prowadzi wraz z żoną Aleksandrą Jastrzębską Izbę Regionalną, gdzie na co dzień trzyma wszystkie eksponaty.

Komentarze

Dodaj komentarz