W kajdankach na badanie krwi


Aleksander Żabicki wszystkiemu zaprzecza. Twierdzi, że nie był pijany. To wszystko było prowokacja, celowe działanie, by go zastraszyć. – Byłem wystraszony i w szoku. W ciemnym polu, przy trasie do domu czekały na mnie dwa radiowozy. Zatrzymali mnie do kontroli. Nie miałem przy sobie dokumentów, ale oni wiedzieli, kim jestem – relacjonuje.Policjanci niechętnie informują o zdarzeniu. Podają jedynie datę i potwierdzają, że kontrolowany odmówił badania alkomatem. Dlatego też przewieźli radnego do szpitala w Wodzisławiu w celu pobrania krwi. Tutaj, po dwóch próbach, nie udało się pielęgniarce pobrać krwi. Gdy funkcjonariusz poszedł skontaktować się przez radiotelefon z oficerem dyżurnym, Żabicki wyszedł z gabinetu. Mówi się, że próbował uciec, że szukano go po szpitalu i wreszcie, że znaleziono go na łóżku szpitalnym, schowanego pod kocem. – To bzdura! – złości się radny. Jego zdaniem nie była to żadna ucieczka. Po prostu zrobiło mu się słabo i szukał toalety. Po tym zdarzeniu policjanci skuli go kajdankami i przewieźli do szpitala w Rydułtowach. Tutaj nie było już kłopotów z pobraniem krwi. O godz. 23.20 policjanci odwieźli go do domu. Po chwili przyniósł im wszystkie dokumenty do sprawdzenia. Gdy zapytał, jak mówi, co z samochodem, jeden z policjantów, wypisując mu zastępcze prawo jazdy, powiedział, że może już po niego jechać. – Czy to nie dziwne? Gdybym był pijany, tak by nie powiedzieli – mówi Żabicki, który przyznał, że na początku imprezy wypił tylko jedno piwo. Twierdzi, że nie zostawi tak tej sprawy. Po otrzymaniu wyników badania krwi będzie dochodził swoich praw.

Komentarze

Dodaj komentarz