Robert Lewandowski W dniu zaginięcia pan Sławomir był ubrany w czerwony T-shirt, granatowe dżinsy oraz czarne buty sportowe
Robert Lewandowski W dniu zaginięcia pan Sławomir był ubrany w czerwony T-shirt, granatowe dżinsy oraz czarne buty sportowe

Ireneusz Stajer, Robert Lewandowski

Wciąż nie wyjaśniono sprawy tajemniczego zaginięcia Sławomira Koska. 22 czerwca zeszłego roku 39-letni mieszkaniec Knurowa poczuł się źle i pojechał do szpitala psychiatrycznego w Rybniku. Tam nie został przyjęty. Postanowił wrócić do domu... na piechotę. Ostatni raz widziała go dróżniczka z przejazdu kolejowego na ulicy Robotniczej w Rybniku-Kamieniu i zespół karetki pogotowia ratunkowego. Od tamtej pory nie ma po nim śladu.

57-letnia matka zaginionego, Bożena Kosek cały czas wierzy, że syn się odnajdzie. Regularnie jeździ do Rybnika, gdzie sama próbuje szukać syna. Rozwiesza także plakaty bo wierzy, że ktoś w końcu się odezwie. 

- To jedyna nadzieja, że wreszcie otrzymamy jakiś sygnał. Ponoć Sławek kilkukrotnie był widywany w Rybniku. W marcu zadzwonił do mnie mężczyzna, który dwa dni wcześniej widział syna w jednym z parków. Pytałam dlaczego nie zadzwonił od razu na policję. Mówił, że bał się mandatu, gdyby okazało się, że to jednak nie Sławek. Nic mi więcej nie pozostało jak tylko jeździć i rozwieszać plakaty. Na jednym z nich obok rybnickiego dworca ktoś napisał "Żyję", ale czy to był Sławek? - mówi pani Bożena.

Podczas rozwieszania plakatów, pani Bożena poszła na rybnickie targowisko. Tam jedna z handlarek także miała widzieć jej syna, który był mocno poobijany. Dopiero jak zobaczyła jego zdjęcie na plakacie skojarzyła, że to właśnie zaginiony. Mimo roku od zaginięcia, pani Bożena nadal wierzy, że jej syn się odnajdzie.

- Chcę tylko wiedzieć czy żyje... Nawet jeśli z jakiegoś powodu Sławek nie chce utrzymywać ze mną kontaktu, po prostu chcę wiedzieć co się z nim stało. Nie ma dnia, żebym o nim nie myślała. Mam nadzieję, że dożyję chwili, gdy to wszystko się wreszcie wyjaśni - mówi zrozpaczona pani Bożena.

Ślad prowadzi do bezdomnych

Poszukując syna w Rybniku, pani Bożena natrafiła na bezdomnego, który wskazywał, że zna zaginionego. Mówił, że widział go, ale nie powie jej gdzie przebywa. Wskazywał, że syn miał takie życzenie, by nie mieć styczności z rodziną. W to jednak nie wierzy pani Bożena. Trop ten sprawdziła także grupa poszukiwawczo-ratownicza, jednak zaginionego nie odnaleziono.

Pani Bożena została z tym wszystkim sama. Tuż przed zaginięciem Sławomira straciła młodszego syna, później męża, a niedawno swoją matkę. Samodzielnie kontaktuje się także z policją, gdyż jak mówi, nikt się do niej nie odzywa.

- Wystarczyłoby chociaż, że ktoś z policji zadzwonił raz na jakiś czas i powiedział, "pani Bożeno syna nie odnaleziono ale cały czas szukamy". A tu nic. Mam też żal do knurowskiej policji, która nie zadziałała w porę. Gdyby policja od razu przystąpiła do działań, możliwe że sprawa by się wyjaśniła - mówi rozżalona pani Bożena.

Co stało się w Kamieniu?

Reporterzy „Nowin” pojechali m.in. do Kamienia, gdzie 22 czerwca 2020 roku Sławka widziano po raz ostatni. Dróżniczka nie chce rozmawiać o zdarzeniu sprzed roku. Feralnej nocy dyżurowała jej koleżanka, której zeznania mogły być kluczowe. Ale także odmawia mediom.

Wyobraźmy sobie marsz cierpiącego na padaczkę oraz inne schorzenia Sławka z centrum Rybnika późnym wieczorem, a następnie nocą skrajem lasu wzdłuż ulicy Mikołowskiej... Musiało to być dla niego nie lada wyzwanie. W Kamieniu, po krótkiej przerwie spowodowanej niedyspozycją, co widziała dróżniczka i wezwała karetkę, ruszył dalej – najprawdopodobniej poboczem ulicy Robotniczej.

Z 39-latkiem rozmawiała przez telefon komórkowy partnerka, ale w pewnym momencie kontakt się urwał. Pojechała do Kamienia, gdzie miał oczekiwać na nią Sławek, jednak nie odnalazła go. W następnym dniu zgłosiła zaginięcie partnera. Rodzina wraz z licznymi ochotnikami rozpoczęli poszukiwania. Bliscy zarzucili policjantom z komisariatu w Knurowie opieszałość. Ich zdaniem, przez cztery dni mundurowi nie zrobili nic, by odnaleźć mężczyznę. 

Jakby rozpłynął się we mgle

W akcję poszukiwawczą zaangażowali się strażnicy leśni, uczniowie szkoły mundurowej z Knurowa czy całe zastępy harcerzy. Na miejscu intensywne działania prowadziła Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza z Jastrzębia-Zdroju oraz wolontariusze z Knurowa. Przeczesywano lasy między Rybnikiem a Knurowem, sprawdzano stawy. Rodzinie zaginionego udało się natrafić na jego rzeczy: portfel z dokumentami, but, skarpetkę i odblask. Były ułożone na drodze w Kamieniu w stosik.

Policja nie stwierdziła żadnych śladów przestępstwa. Wyglądało to tak, jakby mężczyzna sam zdjął część garderoby i celowo zostawił dokumenty. Ale po co?

- Znam kupę lat tę rodzinę. Sławek sam nie zostawiłby portfela na drodze. To nie jest człowiek, który szwenda się po knajpach. Zawsze ciągnie go do domu. Jakieś dwa miesiące temu pochował ojca, co na pewno go przybiło – twierdziła znajoma zaginionego, pani Marta

Nic nie wskazywało też na atak dzikiego zwierza. Knurowianin rozpłynął się jak we mgle... Dla wolontariuszy poszukiwania się nie skończyły. Jak wskazują, przez kilka miesięcy jeździli do Rybnika i sprawdzali każdy nowy trop. Także teraz czekają w gotowości, by prowadzić dalsze działania, jeśli pojawi się jakikolwiek nowy sygnał. Rodzina ma nadzieję, że Sławek odnajdzie się, zdrowy i cały.

Policja odpiera zarzuty.

- Na pewno nie zbagatelizowano zgłoszenia. Jeszcze 22 czerwca z komisariatu w Knurowie do komisariatu w Czerwionce-Leszczynach i komendy w Rybniku zostały przesłane telegramy z informacją o wszczęciu poszukiwań na poziomie II. Tym samym uznać należy, że procedury poszukiwawcze zostały wykonane natychmiast – wskazał sierżant sztabowy Krzysztofa Pochwatka z komendy w Gliwicach. 

Jak dodał, zaginięcie Sławomira Koska zostało zgłoszone w komisariacie w Knurowie w następnym dniu po godzinie 17, a więc 17 godzin po ostatnim kontakcie jaki nawiązał ze swoją konkubiną.

- O zaginionym zostały powiadomione szpitale, korporacje taksówkarzy. Najpierw przeszukaliśmy teren o powierzchni 35 hektarów, głównie leśny. Trudno dostępne, zabagnione obszary filmowały z powietrza drony i śmigłowiec. Analizujemy monitoring nawet z domów prywatnych, gdzie zamontowane są kamery. W kolejnych dniach rozszerzono poszukiwania o kolejnych 45 hektarów – wyliczał podinspektor Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji. 

W akcję zaangażowano także policjantów z komendy wojewódzkiej i oddziału prewencji w Katowicach

Jak nam powiedziała zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku, Barbara Drewniok, prokuratura nie prowadzi żadnego postępowania w związku z zaginięciem Sławomira Koska. 

Wiesz coś na temat zaginionego Sławomira Koska?

Skontaktuj się z autorami: ireneusz.stajer@nowiny.rybnik.pl, robert.lewandowski@nowiny.rybnik.pl

Rysopis zaginionego:

wzrost: 175cm,
waga: 65kg,
oczy: brązowe,
włosy: w dniu zaginięcia zgolone,
znaki szczególne: tatuaże na ramionach.
W dniu zaginięcia pan Sławomir był ubrany w czerwony T-shirt, granatowe dżinsy oraz czarne buty sportowe.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz