Chiński syndrom


Janusz Staniewski, zastępca dyrektora ds. techniczno- eksploatacyjnych Dolnośląskiego Zakładu Przewozów Regionalnych we Wrocławiu, ocenia sprawność autobusów z Raciborza na 60 proc. Oprócz przegubów psują się silniki węgierskiej firmy Raba, szwankuje też system tzw. sterowania wielokrotnego, czyli kierowania wszystkimi członami pojazdu. Ta wada ujawniła się tylko w DZPR, który jako jedyny użytkował szynobus podwójny, czyli złożony z dwóch wagonów. Zdaniem Janusza Staniewskiego tych wszystkich usterek można by uniknąć, gdyby producent dłużej testował prototyp. Niestety, jak mówi wicedyrektor wrocławskiej firmy, w naszym kraju wszystko odbywa się na zasadach wolnej amerykanki. Nagle pojawiła się potrzeba wprowadzenia autobusów szynowych, więc samorządy zaczęły ogłaszać przetargi. – Producenci, chcąc do nich szybko przystąpić, przedstawili swoje niedopracowane oferty – ubolewa Janusz Staniewski. Anatol Kucharski, prezes raciborskiej spółki, nie zgadza się z opinią, że być może taką wadę udałoby się wykryć podczas dłuższego testowania prototypu. Jego zdaniem żadna firma nie sprawdza swoich pojazdów na próbnych torach przez tak długi okres. Prezes nie zgadza się również z krytycznymi uwagami na temat silników. Mówi, że są to bardzo dobre i sprawdzone silniki. We wszystkich autobusach, poza tymi dostarczonymi DZPR we Wrocławiu, montowano napędy Raba w klasie emisji spalin Euro 2. Marszałek województwa dolnośląskiego zażyczył sobie jednak wersji z silnikami Euro 3.– Zainstalowaliśmy je zgodnie z zasadą klient nasz pan, choć mówiliśmy, że są to konstrukcje prototypowe, jeszcze niesprawdzone dokładnie w praktyce – wyjaśnia Anatol Kucharski. Kolzam ma i inny problem. Przystępując do przetargów, zakładał, że około 5-7 proc. wartości autobusu będzie jego zyskiem. Pojazdy średnio kosztują 4 mln zł, więc na czysto Kolzam miałby ze sprzedaży każdego około 200 tys. zł. Jak mówi prezes, wartość autobusów przeliczono według ówczesnego kursu euro, wynoszącego niespełna 4 zł, i cen materiałów, głównie stali. – Analitycy bankowi nie przewidywali większych wahań cen niż do 5 proc. – tłumaczy. Nikt nie był jednak w stanie przewidzieć skutków niepohamowanego apetytu Chin na stal wysokostopową. Azjatyckie mocarstwo kupowało każdą jej ilość, stąd cena tego produktu w Polsce wzrosła osiem razy. Pech chciał, że akurat takiej samej stali używa Kolzam. Do tego kurs euro wzrósł do ponad 4,9 zł. Raciborska fabryka sprowadzała niektóre komponenty z zagranicy; ich ceny przeliczano według kursu europejskiej waluty. Ponieważ ta podrożała, trzeba było wydać więcej złotówek na zakupy. Oprócz tego w górę poszły ceny ropy i innych paliw. Tym samym dostawcy komponentów zażądali więcej za transport.Choć więc Kolzam dostarczył 12 szynobusów (jeden nieskończony stoi w hali), to do każdego musiał dołożyć średnio 200-300 tys. zł. Tu zaczęły się problemy zakładu, który stracił płynność finansową. Na domiar złego przegrał ostatnie przetargi na dostawę kolejnych szynobusów wartości aż 200 mln zł. Raciborska firma nauczona poprzednimi doświadczeniami nie zaproponowała przesadnie niskich cen, więc przelicytowała ją konkurencja. Nowe autobusy ma wytworzyć zakład z Bydgoszczy. – Chcemy dalej działać, ale sytuacja jest poważna – mówi prezes Kucharski. Na wniosek Kolzamu sąd zdecydował o wszczęciu postępowania układowego z wierzycielami. Trwają także poszukiwania inwestora strategicznego. Pracownicy, którzy zostali w firmie, przychodzą do fabryki na tzw. postojowe.
Tekst i zdjęcie: TOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz