Nachodzil i straszyl
Nachodzil i straszyl


Z początku Zalewska spłacała raty terminowo, co tydzień. Potem jednak wyjechała na miesiąc do pracy w Grecji, by opiekować się starszą osobą. – Po trzech tygodniach powiadomiła mnie telefonicznie, że już nie wróci do Polski – opowiada pan Bolesław. Został sam z dwójką dzieci w wieku szkolnym oraz 11 tys. zł różnych kredytów i pożyczek do spłacenia. Postanowił nie uiszczać rat pożyczki z Providenta, bo zaciągnęła ją żona. Po jakimś czasie do drzwi jego mieszkania zapukał pracownik firmy o nazwisku Jan Kowalski. Twierdził, że skoro mąż prowadził z żoną wspólne gospodarstwo domowe, to teraz musi spłacić pożyczkę do końca. Inaczej sąd przyśle komornika, który ogołoci mieszkanie ze wszystkich rzeczy. Przychodził często, jak twierdzi Zalewski, i zawsze straszył komornikiem. – W końcu tak się przejąłem, że zacząłem spłacać raty – mówi jastrzębianin. To, że Zalewski był zastraszany, potwierdza sąsiadka Halina Gut, która widywała Kowalskiego. – Pan Bolesław bał się, że zabiorą mu dorobek całego życia – wspomina kobieta. Nieraz pożyczała mu po 10, 20 zł na uiszczenie kolejnej raty. Pomagała na święta, bo ojciec i dzieci żyli wtedy w strasznej biedzie. Zalewski spłacił całą pożyczkę oraz kredyty zaciągnięte w bankach. Wyrównał także zadłużenie wobec spółdzielni mieszkaniowej. Po roku od wyjazdu żony sąd przyznał dzieciom alimenty. Przez dwa lata rodzina otrzymywała 450 zł miesięcznie, było więc jej trochę lżej. W tym czasie pan Bolesław dowiedział się, że Kowalskiego zwolniono z Providenta. Postanowił odzyskać pieniądze, które jego zdaniem wyłudził pracownik firmy. – W latach 2002-2003 wielokrotnie dzwoniłem do rybnickiego biura Providenta w sprawie zwrotu wpłaconej gotówki, czyli 635 zł i 60 groszy – opowiada. Osoba, z którą rozmawiał, nie miała jednak kompetencji do podjęcia decyzji w tej sprawie. Nie poszedł do sądu, gdyż bał się kosztów procesu. – Teraz wiem, że jako człowiek z niskim dochodem nie musiałbym płacić za złożenie pozwu – mówi.W końcu napisał do warszawskiej centrali Providenta. Niedawno otrzymał odpowiedź. Piotr Lewandowski, pracownik działu kontaktów z klientami, przyznał, iż do spłaty zadłużenia zobowiązana jest jedynie ta osoba, która podpisała umowę o przyznaniu pożyczki, czyli Jolanta Zalewska. Skoro jednak mąż dobrowolnie podjął się spłaty zadłużenia, przedstawiciel rybnickiego oddziału Providenta miał obowiązek odbierania tygodniowych rat. To samo mówi Anna Wensław z biura prasowego Providenta w Warszawie. Dodaje, że z informacji, jakie posiada, wynika, iż żaden z pracowników firmy nie straszył komornikiem mieszkańca Jastrzębia. Ale ten uiszczał raty dawno temu, więc nie można powiedzieć tego z całą pewnością. – Nasi ludzie są szkoleni z zakresu obsługi klienta, dlatego raczej nikt nie pozwoliłby sobie na tego rodzaju zachowanie – stwierdziła rzeczniczka. Poza tym zdziwiło ją to, że pan Bolesław czekał z tą sprawą aż trzy lata. Dodała, że Kowalski już nie pracuje w Providencie. Nie został jednak zwolniony, ale odszedł za porozumieniem stron.
Tekst i zdjęcia: IRENEUSZ STAJER

Komentarze

Dodaj komentarz