Klapa
Klapa


Pierwszy wyjazdowy mecz rybniczanie sromotnie przegrali 33:57 i zdaniem większości fachowców, realnie oceniających możliwości naszego zespołu, odrobienie tej straty było praktycznie niemożliwe. W tygodniu poprzedzającym mecz zawodnicy ostro trenowali. Piątkowy trening był nawet zamknięty dla publiczności. Nie jest tajemnicą, że jednym z atutów gospodarzy miała być odpowiednio przygotowana nawierzchnia toru. Jeśli tak było, to tylko na samym początku meczu, gdy pierwsze dwa wyścigi zakończyły się podwójnymi zwycięstwami „rekinów”. Najpierw swój bieg wygrali młodzieżowcy Pawlaszczyk i Druchniak, potem Chromik z Czerwińskim zdecydowanie pokonali obcokrajowca gości Niklasa Klindberga i Tomasza Rempałę. Ośmiotysięczna publiczność uwierzyła, że cuda jednak się zdarzają. Niestety były to tylko przysłowiowe miłe złego początki. Początkiem ostatecznej katastrofy był wyścig trzeci. Romanek i rybnicki obcokrajowiec Renat Gafurow przegrali zdecydowanie ze Śledziem i Karolem Baranem. Defekt motocykla jadącego za rywalami Gafurowa nie miał już żadnego wpływu na ostateczny wynik tego wyścigu. W biegu czwartym największym sprzymierzeńcem żużlowców z Rzeszowa okazał się stan toru. W wyścigu tym miało dojść do pojedynku dwóch asów obu drużyn Rafała Szombierskiego, który był najskuteczniejszym zawodnikiem RKM-u w pierwszym meczu w Rzeszowie, i Macieja Kuciapy, najlepiej punktującego zawodnika ekipy gości. W sobotę Kuciapa ścigał się w Rzeszowie w memoriałowym turnieju i po zakończeniu jednego z wyścigów wjechał do niego Jarosław Hampel, który w tej kraksie złamał rękę. Rzeszowianin startował więc w niedzielę nieco poobijany. W czterech startach zdobył tylko sześć punktów, ale wyręczyli go koledzy. Z pojedynku z Szombierskim wyszedł jednak zwycięsko. Rybniczanin co prawda wyszedł po starcie na prowadzenie, ale potem, wchodząc w drugi łuk, wpadł w dziurę przy krawężniku. Z trudem utrzymał się na motocyklu i zjechał daleko pod bandę, co od razu wykorzystał Kuciapa, który wyszedł na prowadzenie. Chwilę później na dziurawym torze podskoczył również motocykl Wojtka Druchniaka, który zjechał na murawę i wijąc się z bólu, położył obok motocykla. Jak się okazało, doznał bolesnego naciągnięcia wiązadeł kolanowych i na torze już się więcej nie pojawił. Po sześciu wyścigach był remis. Resztki nadziei stalowcy odebrali gospodarzom w wyścigu siódmym. Przez dobre trzy okrążenia Kuciapa holował do mety juniora Pawła Miesiąca, który na jednym z łuków o mało co nie odbił się od bandy. Mimo to goniący ich Roman Chromik nawet się do nich nie zbliżył. Drugi z zawodników RKM-u, Zbigniew Czerwiński, krótko po starcie, jadąc na ostatnim miejscu, zjechał na murawę. Jego postawa była największym rozczarowaniem. Najskuteczniejszy w tym sezonie zawodnik RKM-u w niedzielnym meczu w czterech startach zdobył ledwie cztery punkty z bonusem. Po siedmiu wyścigach RKM przegrywał 19:23 i wiadomo już było, że o odrobieniu strat nie może być mowy. Gorzej, podopiecznym Czesława Czernickiego nie udało się nawet wygrać meczu, co dla kibiców mogło być przynajmniej lichą satysfakcją.To rzeszowianie swą postawą na torze udowodnili, że zasłużyli na finał. Imponowali wolą walki i zawziętością, umieli też zrobić pożytek z dobrze przygotowanego sprzętu. Na ich tle rybniczanie wypadli po prostu blado. Pogubili się na własnym torze, często tracąc punktowane pozycje. Nie miał kto wygrywać wyścigów, a młody Rosjanin Gafurow okazał się przeciętnym wzmocnieniem.Na pomeczowej konferencji prezes Stali Marta Półtorak i wspierająca ją Magdalena Zimny-Louis gratulowały nam pięknego stadionu i wspaniałej publiczności. Cóż, rzeczywiście rzadko się zdarza, by po przegraniu walki o finał ligi kibice manifestowali swe rozczarowanie meksykańską falą.Prezes RKM-u Aleksander Szołtysek mówił o niesprawiedliwym systemie rozgrywek i o wysokiej cenie, jaką za pierwszą wpadkę w sezonie musiał zapłacić jego zespół. Trzeba dodać, że w drugim rewanżowym meczu półfinałowym w Gorzowie prowadzący po rundzie zasadniczej gospodarze przegrali po raz drugi (42:48) z Ostrowem (9 pkt w 5 startach Mariusza Węgrzyka), prowadzonym przez Jana Grabowskiego, który wcześniej prowadził RKM.No cóż, wszystko rozstrzygnęło się w walce na torze. Najważniejsze rozgrywki w innych dyscyplinach też kończą się play-offami tak jest w siatkówce, hokeju czy koszykówce, a nawet przecież w żużlowym Grand Prix, gdzie zawodnik z kompletem punktów po zasadniczej części turnieju nie ma zagwarantowanego miejsca w biegu finałowym. To widowiskowa i bardzo atrakcyjna dla kibiców formuła. Nie ma meczów o pietruszkę i nierównego traktowania rywali, czego zespół z Rybnika doświadczył przecież, gdy liga jeździła według starego systemu. Jedyny mankament to zbyt długie pauzowanie najlepszych drużyn. Prowadzące po rundzie zasadniczej zespoły z Gorzowa i Rybnika przegrały rywalizację o finał z niżej notowanymi rywalami, ale trzeba też pamiętać, że przegrały z nimi dwumecze już w rundzie zasadniczej. To Ostrów i Rzeszów zdobyły punkty bonusowe w tych pojedynkach, co każe nieco inaczej spojrzeć na ostateczny wynik tej rywalizacji.Można mówić o pierwszej w sezonie wpadce rybniczan w Rzeszowie, ale można też zauważyć, że w całej rundzie zasadniczej zespół RKM-u nie dokonał niczego nadzwyczajnego. Ze wszystkich trudnych meczów wyjazdowych w Rzeszowie, Gorzowie i Ostrowie podopieczni Czesława Czernickiego wracali na tarczy. Co więcej, zawodnicy z Rybnika nie zaistnieli w żadnych innych rozgrywkach. W indywidualnych mistrzostwach Polski rybniczan hurtem wymiotło już w ćwierćfinałach. Na dziś nie ma w Rybniku ani jednego zawodnika wybitnego, nie ma lidera drużyny z prawdziwego zdarzenia i obawiam się, że nie ma też samej drużyny w pełnym znaczeniu tego słowa. Tak naprawdę zespół posypał się po odejściu z Rybnika duetuGrabowski – Małecki. Pierwszy jest dobrym trenerem, drugi znakomitym mechanikiem.– Mamy najmłodszą drużynę w kraju. Przegraliśmy, ale taki jest sport. Daliśmy z siebie wszystko, ale rywal był lepszy. Chylimy czoła – mówił na konferencji obecny trener „rekinów” Czesław Czernicki, który dziękował też swoim podopiecznym za walkę i zaangażowanie. Na konferencji można było odnieść wrażenie, że tak naprawdę nic złego się nie stało, a to przecież nieprawda. Po spadku z ekstraligi trzeba było szybko tam wrócić, bo istnieje ryzyko, że podobnie jak poprzednim razem zespół na lata pogrąży się w czeluściach I ligi. Trzeba też patrzyć na to, co teraz dzieje się w mieście. Już wkrótce będą się tu instalować duże sieci handlowe, stawiające śródmiejskie galerie. Awans do ekstraligi byłby najlepszym argumentem w rozmowach w sprawie ewentualnego sponsorowania zespołu. Na niedzielnym meczu byli przedstawiciele francuskiego Carrefoura. Czy spodobała im się ta „piękna katastrofa”, przekonamy się pewnie niebawem.Przypadek RKM-u wymaga solidnej i dogłębnej diagnozy. Przyczyny porażki są zapewne złożone. Część kibiców uważa, że samym zawodnikom nie zależało na awansie do ekstraligi... Czy to opinie zupełnie chybione? Już sama polityka kadrowa, jeśli chodzi o obcokrajowców, budzi poważne wątpliwości. Było ich dwóch, jeździli na zmianę. Nie zarobił specjalnie ani jeden, ani drugi. Żaden też nie czuł się szczególnie związany z drużyną. Takich elementów ligowej układanki jest więcej.Rybniczanie będą teraz rywalizować ze Stalą Gorzów o trzecie miejsce w I lidze. Ze sportowego punktu widzenia ta rywalizacja nie ma większego sensu i w sytuacji, gdy oba zespoły przegrały finał, będzie tylko nadwyrężaniem psychiki niepocieszonych kibiców. Gdyby jednak okazało się, że władze polskiego żużla reformują rozgrywki i likwidują II ligę, o czym mówi się od dawna, to trzecie miejsce może mieć na wiosnę swoją wymierną wartość. Pierwszy pojedynek obu drużyn w najbliższą niedzielę, 11 września, o 19 w Rybniku.RKM: Czerwiński 4+1 (2 d d 2), Chromik 8+1 (3 1 2 2 0), Gafurow 7+1 (d 2 2 3 U/W), Romanek 7+1 (1 1 3 1 1), Szombierski 12 (2 2 3 3 2), Pawlaszczyk 4 (3 – 0 1 0), Druchniak 2+1 (2 d)
Tekst i zdjęcie: WACŁAW TROSZKA

Komentarze

Dodaj komentarz