Zarządcy wstęp wzbroniony


Firma SteelCo mieści się na terenie Koksoremu. Gdy 21 września ludzie przyszli do pracy, zastali zamkniętą bramę i ochroniarzy, którzy nie wpuszczali nikogo na teren zakładu. Załoga zażądała wyjaśnień. Tymczasem przyczyna tej sytuacji tkwi w konflikcie, jaki w czerwcu zaczął się między Koksoremem a SteelCo. Zarządca pierwszego skierował do pracowników obszerne wyjaśnienie, w którym zaspawanie bram wejściowych oraz hali produkcyjnej uzasadnia m.in. tym, że dzierżawca nie dotrzymuje zobowiązań. Jeszcze kilka lat temu Koksorem był jednym z większych zakładów w Knurowie. Zatrudniał kilka tysięcy osób. Dzisiaj zatrudnia dwóch pracowników działu kadr oraz księgową i znajduje się w upadłości. Długi zakładu sięgają kilkunastu mln zł. Na jego terenie działa kilka firm, w tym m.in. produkująca stalowe konstrukcje SteelCo, która dzierżawi m.in. hale produkcyjne, a zatrudnia 130 osób. Ich zdaniem postępowanie zarządcy może doprowadzić do utraty ich miejsc pracy. Konflikt sięgnął zenitu kilka dni temu, kiedy doprowadzeni do ostateczności ludzie wyłamali zamki, weszli na teren zakładu i rozpoczęli produkcję.Marcin Kupczyk, zarządca przymusowy Koksoremu, wezwał policję. Jednak stróże prawa nie podjęli żadnych działań, nie chcąc mieszać się w te spory. Kupczyk powiadomił więc o wszystkim prokuraturę, wystąpił też do sądu o egzekucję należności narosłych w ciągu czterech miesięcy. Chodzi o 130 tys. zł, których domaga się od SteelCo z tytułu dzierżawy terenu, hal oraz sprzętu używanego do produkcji. Wacław Tokarz, prezes SteelCo, twierdzi, że zarządca żąda pieniędzy na podstawie dawno wygasłej umowy. Ta umowa, która mówi o 30 tys. zł czynszu dzierżawczego miesięcznie, automatycznie wygasła po trzech miesiącach od podpisania, bo poprzedni właściciel SteelCo nie zapłacił dzierżawcy ani grosza. Za poprzednich właścicieli z finansami SteelCo nie było zbyt dobrze. Firma miała 6 mln zł długu. W czerwcu tego roku zainteresowała się nią firma AWK z Zabrza, która ostatecznie wykupiła wierzytelności za 1,5 mln zł i dokonała zastawu na 60 proc. udziałów. Zabrzanie podpisali umowę przedwstępną z właścicielami i zainwestowali milion zł w maszyny. Również w czerwcu w Koksoremie pojawił się zarządca przymusowy. Został nim właśnie Marcin Kupczyk, 27-letni absolwent prawa.I okazuje się, że jest to precedens w skali kraju. Zgodnie z prawem zarządca przymusowy ma pilnować majątku firmy, zabezpieczanej przez komornika. W praktyce jednak pieniądze, które wpływają na konto bankrutującego zakładu, nie trafiają do komornika, lecz do zarządcy, więc komornik nie ma z czego spłacać wierzycieli. Skąd zatem funkcja zarządcy? I tu dochodzimy do kolejnej perełki. W maju Jerzy Tarnawski, jeden z wierzycieli Koksoremu, złożył w gliwickim sądzie rejonowym wniosek o ustanowienie zarządcy przymusowego. Sędzia zaakceptowała wniosek. W ten sposób prezes stracił władzę, a rządy w Koksoremie objął Marcin Kupczyk. Jako zarządcę wskazał go sądowi Jerzy Tarnawski, który jest jego... wujkiem. Nowy zarządca tłumaczy jednak, że został wytypowany przez sąd z uwagi na spełniane wymagania.Tymczasem w SteelCo pojawił się nowy prezes Wacław Tokarz, a zakład powoli zaczął wracać do formy, nie nadążając ze zleceniami. Wtedy do nowego prezesa zawitał zarządca, nakazując płacić dzierżawny czynsz. Szefowie firmy twierdzą, że nie będą płacili czyichś starych długów, na dodatek w oparciu o nieważną umowę. Chcą podpisać nową, jednak nie na 30 tys. zł, ale trzy razy mniej. – Chodzi choćby o to, że nie korzystamy ze sprzętu Koksoremu – tłumaczy prezes. Zarządca jednak argumentuje, że nikt nie będzie dyktował warunków właścicielom terenu. Zastanawiać może też procedura postępowania odnośnie wniosku o egzekucję należności od SteelCo. Zarządca złożył go w sądzie rejonowym, który może rozstrzygać wnioski tylko do sumy 10 tys. zł. Wniosek został więc skierowany do okręgu, z czego można wnosić, że ktoś gra tu na zwłokę. SteelCo ma zlecenia i kontrakty, załoga chce pracować. Dzienna produkcja to 100 ton stalowych konstrukcji. – Chcemy przyjąć 40 osób. Moglibyśmy produkować tysiąc ton dziennie – mówi prezes SteelCo. Ludzie dodają, że nie wpuszczą Kupczyka do zakładu. – Poczuł pieniądze i chce je nam zabrać przed wkroczeniem syndyka do Koksoremu – denerwuje się załoga SteelCo, która popiera prezesa razem ze związkami zawodowymi.Zarządca przyznaje, że przez zaspawanie bram i hali produkcyjnej chciał wymusić należności. Jego rządy dobiegają jednak końca, bo biuro inżynierskie z Opola, któremu Koksorem jest winien ponad 8 tys. zł, złożyło wniosek o jego upadłość wraz z likwidacją majątku. Sąd uznał wniosek, ustanawiając tymczasowego nadzorcę sądowego, a więc pojawienie się syndyka to tylko kwestia czasu. Marcin Kupczyk mówi, że zarządca ma zabezpieczyć majątek przedsiębiorstwa. Poczynił wszelkie kroki prawne. – Wystąpię z roszczeniami również przeciw związkom zawodowym. Ich członkowie bezprawnie poruszają się po zakładzie – dodaje. Tymczasem w oczekiwaniu na syndyka trwa pat. Jedynej otwartej bramy bez przerwy pilnują zdesperowani pracownicy SteelCo. – Kupczyk tu nie wejdzie – zgodnie mówią. Z kolei pewny swego zarządca stwierdza, że nie użyje siły, poczeka i wszystko odbierze sądownie wraz z odsetkami. SteelCo wystąpiło do sądu w sprawie zawarcia układu z wierzycielami i dalszej produkcji. Jeśli dojdzie do licytacji majątku przez syndyka, firma wykupi to, co obecnie dzierżawi od Koksoremu.MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz