Niegrona niespodzianka
Niegrona niespodzianka


Na skorodowane kawałki amunicji oraz rozbity hełm żołnierza niemieckiej armii koparka natrafiła w czwartkowe przedpołudnie na głębokości około półtora metra. Robotnicy od razu przerwali roboty. Obok siebie leżały dwa kawałki metalowych rur. Jeden wyglądem przypominał uzbrojony pancerfaust, czyli ręczną wyrzutnię pocisku z charakterystyczną głowicą. Drugi mógł być pozostałością po odpalonym pancerfauście. Jak opowiadał nam inż. Andrzej Jaszek, inspektor nadzoru z PEC-u, znalezisko sprawiało wrażenie, że żołnierz zdążył wystrzelić tylko jeden pocisk. Drugiego już nie zdołał odpalić, bo zginął. Został po nim hełm. Ciało mogli zabrać koledzy. Robotnicy z Energobudogazu, wykonujący roboty na zlecenie jastrzębskiego PEC-u, zawiadomili o wszystkim swoich szefów, ci zaalarmowali straż miejską, a ta postawiła na nogi policję. Do szkoły przyjechała grupa rozpoznania minersko-pirotechnicznego z raciborskiej komendy. Jej członkowie wykopali wystające z ziemi fragmenty amunicji. Już po pobieżnych oględzinach uznali, że nie jest to żaden niewybuch, więc nie istniała groźba detonacji. Zabezpieczyli rurę z głowicą i odjechali. Jak mówi Sebastian Dworak z raciborskiej komendy, być może robotnikom udzieliły się emocje po odkopaniu w jednym miejscu hełmu i fragmentów metalu, więc uznali go za niewybuch. Akurat do Raciborza zmierzał patrol saperski z Lublińca, by zabrać niewypały z Chałupek, więc mógłby też wziąć znalezisko ze szkoły. – Ale skoro okazało się, że nie ma takiej potrzeby, nawet nie zawiadamialiśmy saperów – dodaje Sebastian Dworak.Gdy policjanci przyjechali na miejsce, w szkole było 260 dzieci i blisko 20 nauczycieli. Dyrektorka Ewa Miecznikowska po sugestii stróżów prawa na wszelki wypadek zarządziła ewakuację. Poleciła ponadto nauczycielom, żeby dopiero po wyprowadzeniu dzieci poza teren szkolny powiedzieli uczniom o powodzie ewakuacji. Chciała uniknąć niepotrzebnej nerwówki. – A tak ewakuacja przebiegła sprawnie – mówi Ewa Miecznikowska. Część dzieci poszła do domów, a te, które czekałyby po lekcjach na rodziców w świetlicy – do pobliskiego Międzyszkolnego Ośrodka Sportowego. Była to pierwsza ewakuacja w historii szkoły. Wczesnym popołudniem sytuacja wróciła do normy. Robotnicy kontynuowali pracę bez obawy o dalsze znaleziska. Jak mówią, są do tego przyzwyczajeni. Swego czasu kładli sieć gazową w Golasowicach, gdzie w zasadzie co chwilę natrafiali na niewybuchy. – Saperzy przyjeżdżali praktycznie co drugi dzień – opowiada inż. Czesław Wiek, kierownik budowy.
Tekst i zdjęcie: (Tora)

Komentarze

Dodaj komentarz