Spor az wiory leca
Spor az wiory leca


Zakład stolarski przy ul. Długiej założył i prowadził w zaadaptowanej stodole Eryk Boczek. Od 1974 roku do początku lat 90. była to spółdzielnia. – Stopniowo, jak zaoszczędziliśmy trochę pieniędzy, rozbudowywaliśmy stolarnię – mówi Anna Boczek, żona stolarza. W 1991 roku spółdzielnia przestała istnieć i jej mąż przekształcił zakład w prywatną firmę. Interes się rozwijał, więc Eryk Boczek razem z zięciem Józefem Pękałą ciągle rozbudowywali i unowocześniali warsztat. W 1993 roku Urząd Gminy w Krzyżanowicach wydał im zgodę na przebudowę dachu. Biznes coraz bardziej jednak przeszkadzał Henrykowi i Alinie Kasza, którzy mieszkają po sąsiedzku razem z córką i jej rodziną. Mają piękny dom. Rozbudowali go z parterówki. Wprowadzili się w 1973 roku. Cztery lata później zdobyli nawet nagrodę w konkursie „Dom moich marzeń” gazety „Nowa Wieś”. Do pełni szczęścia brakowało tylko spokojnego sąsiedztwa. Kaszowie skarżyli się na ciągły głośny warkot maszyn stolarskich, unoszące się pyły i wyziewy z komina pieca, w którym spalano wióry. Komin z budynku gospodarczego jest niższy od najwyższego piętra domu Kaszów. Jak mówi Alina Kasza, kiedy tylko warsztat pracował, w mieszkaniu nie było czym oddychać. Gospodyni podkreśla, że gdyby tak chciała się wyprowadzić i sprzedać dom, nie dostałaby dobrej ceny, bo jego wartość obniża stolarnia za płotem. – Dziś każdy chce mieszkać w ładnej okolicy – mówi Alina Kasza.Wraz z mężem poskarżyła się w gminie na uciążliwego sąsiada, zarzucając mu samowolę budowlaną. Gmina skierowała sprawę do kierownika urzędu rejonowego w Raciborzu. Ten w sierpniu 1995 roku wezwał właściciela stolarni do inwentaryzacji warsztatu, wykonania (przez osobę uprawnioną) analizy uciążliwości zakładu oraz ograniczenia hałasu, emisji pyłów i wyziewów do poziomu zgodnego z normami. Zaznaczył w decyzji, że warsztat rozbudowano samowolnie. Działka, na której się znajdował, była bowiem przeznaczona pod budownictwo jednorodzinne bądź drobny handel lub nieuciążliwe rzemiosło. Stolarnię trudno zaliczyć do tej kategorii. Badania miały wykazać, czy jest uciążliwa. Gdyby okazało się, że nie, to warsztat można by zalegalizować. Stolarz dostał czas do końca listopada 1995 roku na spełnienie zaleceń i wykonanie ewentualnych przeróbek. W listopadzie urząd rejonowy wszczął nowe postępowanie, którego celem było umożliwienie Erykowi Boczkowi modernizacji warsztatu i rozbudowy wiaty. Kaszowie nie zgodzili się na to, by sąsiad najpierw znów rozbudował zakład, a dopiero potem przeprowadził badanie hałasu i inne analizy uciążliwości. Stolarz w maju 1996 roku dostał zgodę na rozbudowę i rozpoczął pracę. Kaszowie odwołali się do wojewody. Zarzucili też stolarzowi, że powiększając garaż, zabrał im pas ziemi o szerokości 35 cm. Wojewoda nie dopatrzył się nieprawidłowości w postępowaniu urzędu rejonowego, więc Kaszowie napisali skargę do NSA, który wyrokiem z 1998 roku uchylił decyzję wojewody. Przyznał więc rację Kaszom i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Stwierdził przy tym, że urząd rejonowy powinien przede wszystkim sprawdzić, czy zgodne z prawem było postawienie stolarni, a nie zastanawiać się nad jej uciążliwością. NSA wykazał też, że właściciel nie mógł wznieść warsztatu według starego prawa budowlanego. Kierownik urzędu rejonowego powinien więc wezwać go do usunięcia samowoli, tymczasem jeszcze zezwolił mu na modernizację. W opinii sądu takie postępowanie było rażącym naruszeniem prawa budowlanego.– To jakaś paranoja. My musimy znać się na prawie czy urzędnicy? – denerwuje się Elżbieta Pękała, żona obecnego właściciela stolarni. Mówi, że w latach 60., 70. mało kto zastanawiał się, co gdzie wolno budować. Jej tata chciał zająć się stolarką i przerobił sobie kawałek chlewa. Gdyby urzędnicy powiedzieli od razu, że stolarni nie może być, to rodzina w ogóle by jej nie rozbudowywała, tylko zainwestowała pieniądze gdzie indziej. Wyrok sądu zmusił wojewodę do unieważnienia decyzji kierownika urzędu rejonowego i przekazania sprawy do pierwszej instancji. Po reformie administracyjnej był to powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, który przejął kompetencje od urzędu rejonowego. W 1999 roku nakazał stolarzowi m.in. rozbiórkę wiaty i ściany garażu zachodzącej na grunt Kaszów. Józef Pękała odwołał się do śląskiego inspektora nadzoru budowlanego. – Najpierw się mylą, a teraz nas chcą ukarać. Jak tak może być, że pozwolili na rozbudowę, a trzy lata później każą to rozbierać? – zastanawia się żona stolarza. Bronią Pękałów były wyniki badań poziomu hałasu, które przeprowadził państwowy Ośrodek Badań i Kontroli Środowiska w Katowicach. Jednoznacznie potwierdzają one, że liczba decybeli w czasie pracy maszyn mieści się w normach. Śląski inspektor uchylił decyzję instancji powiatowej i paradoksalnie uznał, że decyzja kierownika urzędu rejonowego, aczkolwiek uchylona przez wojewodę, jednak obowiązuje. Kaszowie oczywiście nie ucieszyli się z tej wiadomości. Mając w kieszeni wyrok NSA, chcieli doprowadzić do ograniczenia działalności stolarni, a nawet jej likwidacji.Pękałowie ani myślą odpowiadać za błędy urzędników. Ping-pong na skargi, odwołania i wyroki trwał. Tymczasem atmosfera między sąsiadami stawała się coraz gorsza. Pękałowie oskarżają Henryka Kaszę o niszczenie ściany budynku gospodarczego, zalewanie warsztatu. Ten pyta, jak ma podlewać tuje rosnące wokół działki, skoro mur znajduje się na jego terenie. Pękałowie twierdzą, że chcieli wyburzyć sporną ścianę, by nie wchodziła w grunty sąsiadów, ale ci nie pozwolili im wejść na swoją ziemię. Kaszowie zarzucają sąsiadom, że zakłócają im spokój ciągłymi hałasami. Podpierają się wyrokami, które niemal w każdym przypadku przyznają im rację. I denerwują się, że mimo to nic się nie dzieje. Ostatnio skarżyli się nawet staroście raciborskiemu na działalność powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. Zarzucali mu, że wydawał decyzje korzystne dla Pękałów, a jednocześnie prowadził działalność gospodarczą związaną z projektowaniem i architekturą. Ich zdaniem zachodziło podejrzenie o jego stronniczość i sprzyjanie stolarzowi. Rada powiatu uznała tę skargę za bezzasadną. O dziwo Pękałowie uważają, że inspektor mógł być w zmowie z Kaszami przeciwko nim. W październiku tego roku śląski inspektor nadzoru budowlanego nakazał rozpatrzyć sprawę od początku, więc wszystko wróciło do punktu wyjścia. Pękałowie liczą się z tym, że mogą przegrać, ale się tym nie martwią. Od dwóch lat budują nowy warsztat w innym rejonie Tworkowa, zgodnie z planem zagospodarowania. Gdyby się okazało, że muszą zlikwidować stary, to przeniosą produkcję do nowego. Stare pomieszczenia wykorzystają zgodnie z planami: urządzą tu chlew. – Ciekawe, czy Kaszowie będą szczęśliwi z obecności świń pod oknami – zastanawia się Elżbieta Pękała.
Tekst i zdjęcie: TOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz