Bialy terror
Bialy terror


Dyrektor Marian Szczygieł wyjaśnił powiatowym radnym, że efekty osiągnie się przez zwolnienia pracowników, oszczędności na transporcie, telefonach oraz racjonalniejszych zakupach preparatów krwiopochodnych. 1 listopada przyszła kolej na salowe. W szpitalu powstała firma sprzątająca, której szefową została pielęgniarka z izby przyjęć. Kobiety mówią, że na kolejnych zebraniach dowiadywały się, co je czeka. Trzynaście już dostało wypowiedzenia. Teraz patrzą na siebie wilkiem i czekają, kto będzie następny. Z końcem października dowiedziały się, że dostaną aneksy do dotychczasowych wykazów obowiązków. – Z nami w tej sprawie nikt nie rozmawiał. Wypięły się na nas nawet związki zawodowe – mówią salowe. Od kiedy w szpitalu zaczęły obowiązywać nowe porządki, boją się pokazać twarze i podawać nazwiska. 20 z nich, obawiając się zwolnień i utraty pracy, za którą dostają niewiele ponad 700 zł miesięcznie, spotkało się z nami anonimowo i na neutralnym gruncie. Przyniosły nowy regulamin pracy, który ich zdaniem jest nie do przyjęcia. Jak mówiły, obowiązki, które w nim wypisano, stawiają je na pozycji niewolnika, bo nie mają żadnych praw. Od nowej szefowej już usłyszały, że teraz dopiero dowiedzą się, co to jest praca, bo do tej pory obijały się, a po nocach spały. Nazwano je grupą sprzątającą, a dyrekcja uznała, że dzięki nowemu systemowi szpital wiele zaoszczędzi. – Tylko dziwnym trafem zawsze robi się to kosztem tych stojących najniżej w służbowej hierarchii – mówią.Najbardziej przerażają je pomysły dotyczące nocnej pracy. Do tej pory każda pracowała na konkretnym oddziale. W nowym systemie zrobiono z nich ekipę kuchenkową i porządkowo-transportową. Na cały szpital (300 pacjentów) ma być jedna salowa. Ma być uchwytna na telefon i biec tam, gdzie ją zawołają. – Zresztą już na początku usłyszałyśmy, że teraz będzie się nami wymiatało kąty – objaśniają kobiety. Pytają, jak może sprawdzić się taki system, tym bardziej że w szpitalu trzeba zachować septyczne warunki. Załóżmy np., że któraś z nich będąc na geriatrii zostanie wezwana na chirurgię czy oddział noworodkowy. Niektórzy lekarze już zapowiedzieli, że nie wpuszczą na czysty oddział kogoś, kto przychodzi prosto z „brudnego”. Salowe już podają przykłady na doskonałość nowego systemu pracy. W ubiegłym tygodniu jedna z pań musiała rozwieźć wszystkim jedzenie. Nie zdążyła na czas i oczywiście zwrócono jej uwagę. Kiedy powiedziała, że musiała wracać po wózki, usłyszała, że miała je ciągnąć od razu wszystkie trzy, a nie latać po szpitalu. To nie koniec nowości, bo między sprzątaniem, rozwożeniem posiłków, bieganiem na dźwięk telefonu, przebieraniem pościeli pacjentów muszą znaleźć czas choćby na wyszorowanie kafelków w łazience. W nowym zakresie czynności jest też m.in. minutowe wyliczenie limitu czasu pracy na poszczególne zadania, pomijając trzy półgodzinne przerwy w ciągu całego dnia. Wedle salowych to chory pomysł. Weźmy np. segregowanie bielizny. Do tej pory bez przerwy zajmowało im to blisko 45 minut. Teraz 100 kg muszą posegregować w 15 ciągu minut, a kiedy pomyślą o nowym czasie pracy, to chce im się płakać.Zaproponowano im, żeby pracowały w systemie pięć razy 12, czyli pięć dni z rzędu po 12 godzin. – Kiedy powiedziałyśmy, że tak się nie da, usłyszałyśmy, że 11 godzin na odpoczynek nam wystarczy – wyrzuca z siebie jedna z salowych. Większość nie podpisała nowych zakresów czynności. Kobiety żalą się, że postawiono je przed faktem dokonanym, a jeśli nie przyjmą propozycji, to mają się wynosić. Przypominają, że potraktowano tak osoby, z których większość ma przepracowane 15-20 lat. Bez nagan, bez bumeli, bez upomnień. Z tego wszystkiego, jak mówią gorzko, płynie prosty wniosek: salowa to nie człowiek i można ją traktować jak rzecz. – A może to dlatego, że szpital ma nam wypłacić po kilka tysięcy zaległych trzynastek, na które mamy sądowe wyroki? – pytają oburzone. Do tej pory miały pomieszczenia do przebierania się z szafkami, gdzie trzymały m.in. ubrania. Teraz, w ramach oszczędności, 40 osobom przydzielono pokój nad kuchnią na drugim końcu szpitala, który ma pięć na pięć metrów. – Zamiast szafek mamy gołe haki i koedukacyjną ubikację razem z naszym sanitariuszem – przekrzykują się kobiety. Salowe, które poskarżyły się „Nowinom”, boją się, że nowy system z czasem przyniesie oszczędności pracodawcy. Powód będzie prozaiczny. – W pewnym momencie nie wszystkie wytrzymają i zaczną się zwolnienia lekarskie bądź urlopy – stwierdzają. Tych pomysłów i rozwiązań knurowskiemu szpitalowi mógłby chyba pozazdrościć niejeden obóz pracy. Nowinkami nie są zachwycone pielęgniarki, które zdają sobie sprawę z tego, że im teraz również przybędzie obowiązków, jak chociażby karmienie pacjentów, którzy nie radzą sobie z trzymaniem łyżki czy talerza. Do tej pory robiły to salowe. Teraz nie znajdą na to czasu, chyba że pracodawca wprowadzi kolejną poprawkę do ich zakresu obowiązków.Z kolei dyrektor Szczygieł wyjaśnia, że zmiany mają uporządkować dotychczasowe zasady. Jakie dadzą oszczędności, przekonamy się w przyszłym roku. – Natomiast tego, że w szpitalu panuje terror czy jakaś psychoza, nie będę komentował – mówi dyrektor. Przyznaje, że 13 salowych otrzymało wypowiedzenia, jednak zaznacza, że o kolejnych zwolnieniach na razie nie ma mowy. Uspokaja też, że w żaden sposób nie wpłynie to na poziom opieki nad pacjentami. Tymczasem salowe nie wiedzą, co jeszcze może je czekać. Sprawą obiecała się zająć radna Teresa Kocierz, która nie ma wątpliwości co do tego, że tym kobietom trzeba jakoś pomóc. – Połowa z nich mieszka w Knurowie, poza tym czasy niewolnictwa dawno się już skończyły – stwierdza pani radna.
Tekst i zdjęcia: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz