Ireneusz Stajer
Ustalenia Tomasza Muskusa potwierdzają dokumenty archiwalne oraz wspomnienia naocznych świadków. Wodzisławianin dokonał niezwykłego odkrycia w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie.
- Jako dowód, przedstawiam dwa dokumenty, a właściwie rozszyfrowane telegramy, potwierdzające ten niezwykle ważny moment w historii naszej Ojczyzny. To meldunki Armii Kraków z odcinków walk - mówi pan Tomasz, który od lat przeczesuje archiwa w Wielkiej Brytanii.
Jako konsultant historyczny, pracował przy filmie "Dywizjon 303. Historia prawdziwa" (2018).
Niemcy zaatakowali o 3.14
W telegramie czytamy, że na bezpośrednim przedpolu Rybnika polskie oddziały weszły w styczność z nieprzyjacielem 1 września już o godz. 3.14. Granicę przekroczył baon (batalion) niemieckiej piechoty i 30 czołgów.
Drugi z telegramów podaje, że o świcie w godz. 3.30 - 5.00 nieprzyjaciel przekroczył granice polski. Dokument sygnowało dwóch oficerów wywiadu. To ppłk dypl. Marian Zdon, szef Oddziału II Sztabu Armii Kraków, który zginął 2 września 1939 r. w niemieckim nalocie na dworzec główny w Krakowie, oraz ppłk dypl. Stanisław Bień, kierownik Samodzielnego Referatu Sytuacyjnego Niemcy Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Zajmował się meldowaniem o ruchach wojsk niemieckich i sytuacją na granicy.
- Meldunek jest autentyczny, dowództwo Armii Kraków przekazało go do Warszawy. Informacje, pozyskiwane przez Referat były niezwykle cenne. Oficerowie obserwowali, gdzie Niemcy koncentrują wojska, i w którym miejscu może nastąpić atak - zaznacza wodzisławianin.
Jak dodaje, dokumenty udało się wywieźć za granicę. Później trafiły do Instytutu Sikorskiego w Londynie. Dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na rzeczone telegramy?
- Jeśli ktoś nie zagłębia się w temacie lokalnym, a takim jest najnowsza historia ziemi wodzisławsko – rybnickiej i szpera w archiwum niedokładnie, mógł je pominąć - odpowiada Muskus.
Widziała kolumnę czołgów
Na niedużym odcinku Niemcy skoncentrowali pięć dywizji, co pokazują mapy ppłk. dypl. Władysława Steblika (podwładnego ppłk. Zdona), również znajdujące się w Instytucie Sikorskiego.
- Wehrmacht nie uderzył kolumną czołgów na mocno zurbanizowany okręg przemysłowy, gdzie było sporo polskiego wojska. Ponadto, duże miasta mogą bronić się dłużej, co przecież nie mieściło się w koncepcji Blitzkriegu - wojny błyskawicznej. Dlatego Niemcy wybrali podrybnickie lasy, gdzie wcześnie rano można było przedrzeć się niezauważonym - argumentuje wodzisławianin.
Świadczy także o tym relacja kobiety mieszkającej przy granicy, a udzielona pochodzącemu z Górek Śląskich, Henrykowi Postawce. Jako dziewczynka, widziała przejeżdżające duktami leśnymi czołgi. Pokazała mu nawet, którędy szlo natarcie.
To nie była prowokacja
Muskus podkreśla, że atak czołgów z godz. 3.14 nie był zwykłą prowokacją, które notowano niemal codziennie przed 1 września.
- Dowodzi tego sformułowanie w telegramie, że polscy żołnierze weszli w "styczność" z kolumną czołgów. Dokument nie zawiera informacji o walkach. Natomiast w zapiskach niemieckiej 5. Dywizji Pancernej czytamy, że punkty graniczne w Brzeziu, Suminie, Mostach, Bukowie – Krzyżanowicach, Olzie - Zabełkowie zostały zaatakowane o... 3.45 - mówi pan Tomasz.
Meldunki pokrywają się ze słowami strażnika granicznego z Brzezia (mieszkańca Radlina) Karola Jakubczyka, które w książce „Ziemia wodzisławska w czasie II wojny światowej” przytoczył historyk Piotr Hojka z Muzeum w Wodzisławiu. Jakubczyk zapisał, że w Brzeziu wojna zaczęła się o 4.40, czyli pięć minut wcześniej niż w Westerplatte. Musimy jednak brać pod uwagę, że Brzezie, stanowiące główny punkt graniczny przed niemieckim wówczas Raciborzem, nie zostało zaatakowane bezpośrednio, ale okrążone od północy i południa. Niemcy na pewno więc przekroczyli granicę wcześniej.
Bombowe odkrycie
- W pewnych miejscach, przygotowując się do głównej kampanii Fall Weiss, na pewno zaatakowali wcześniej. Padł rozkaz o agresji na Polskę, więc niektóre oddziały nie mogły się powstrzymać i ruszyły przed wyznaczoną przez główne dowództwo godziną. Liczyła się każda dodatkowa godzina. Dlaczego nie na Brzezie? Bo polski posterunek mógł zawiadomić bezpośrednio dowództwo Armii Kraków. Gdyby uderzyli o 3.30 w Brzeziu, Kraków już by wiedział i ogłosiłby alarm na całej linii obrony. Niemcy mieliby wówczas trudniej i mniej czasu na osiągnięcie celów wyznaczonych rozkazami – zajęcie Rybnika, następnie Pszczyny, a w konsekwencji Krakowa, Centralnego Okręgu Przemysłowego i Lwowa, głównych miast na południu Polski. Jak widać, rybnicki kierunek natarcia był dla Niemców bardzo ważny - wyjaśnia historyk.
Nie możemy ignorować dokumentów, które Tomasz Muskus znalazł 2 września w Instytucie Sikorskiego. Jest to bomba, podobna do dzienników z pancernika Schleswig-Holstein, ostrzeliwującego Westerplatte czy pilotów Luftwaffe, atakujących Wieluń. We wszystkich tych trzech dokumentach podano godziny.
- Nasi oficerowie mieli skądś taką wiedzę, skoro takie, a nie inne godziny zapisali w meldunkach. Jest to bardzo ważne odkrycie, bardzo ważne źródło i dające dużo do myślenia. Może faktycznie wojna rozpoczęła się u nas... Oczywiście, trzeba będzie podyskutować o tym w szerszym gronie. Chcę zaprosić Tomka do Wodzisławia i zorganizować spotkanie w szerszym gronie historyków – z Katowic, IPN-u, Rybnika oraz wodzisławskich pasjonatów - zapowiada Hojka.
Komentarze