fot. ms
fot. ms

Od początku obecnej kadencji tajemnicą samorządowego poliszynela jest brak chemii (społecznej, oczywiście) między Pierwszą Damą jastrzębskiego magistratu, prezydent Anną Hetman, a Pierwszym Dżentelmenem Rady Miasta, przewodniczącym Piotrem Szeredą. Szemrzą o tym wszystkie opłotki i klienci bazaru na Arki Bożka też. Jastrzębskich liderów samorządowych dzieli niemal wszystko - od zapatrywań politycznych poczynając (Anna Hetman kojarzona jest z PO, zaś Piotr Szereda z PiS), a na postwęglowej wizji rozwoju miasta kończąc. Prezydent widzi przyszłe Jastrzębie-Zdrój jako prężny ośrodek turystyczny (?!), a szef Rady Miasta forsuje opcję żorską - przygotowanie terenów pod inwestycje i kaptowanie biznesu produkcyjnego.

Przy tak rozbieżnych poglądach i wizjach iskrzyć musiało. I iskrzyło od dawna, choć z zachowaniem pozorów fair play. Na zasadzie: nie mów nikomu, co dzieje się w domu. Jeśli tak skrywane animozje nazwiemy walką buldogów pod dywanem, to na lutowej sesji Rady Miasta Jastrzębie-Zdrój przysłowiowe buldogi starły się już na dywanie.

Prezydent Anna Hetman: - Jestem zdziwiona tym, co powiedział pan przewodniczący (Piotr Szereda - red.) i co zostało napisane w gazecie, że Jastrzębie-Zdrój się cofa. A przecież pan jest w tej Radzie Miasta, żyje w tym mieście. I pan wydaje o nim taką opinię? Narracja, jaką pan stosuje, pozostaje na zawsze. Tym bardziej na papierze. A polityczne aspiracje można sobie spełniać tuż przed wyborami.

Przewodniczący Rady Miasta, Piotr Szereda: - Każdy ma prawo, a tym bardziej radny, wyrażać swoje opinie. Nie jest też tajemnicą, że mamy z panią prezydent rozbieżne wizje rozwoju naszego miasta. Podkreślałem to wielokrotnie np. przy tworzeniu budżetu. Pani stawia na kulturę i turystykę, ja - choć nie jestem przeciwny rozwojowi kultury, bo sam z niej korzystam - kładę nacisk na rozwój gospodarczy miasta. I to nas zasadniczo różni.

A dalej było jeszcze ciekawiej. Ale o tym już w następnym wydaniu „Nowin”.

Komentarze

Dodaj komentarz