Archiwum Ministerstwa Aktywów Państwowych
Archiwum Ministerstwa Aktywów Państwowych

W końcówce września 2019 na grząskie pola jastrzębskiego Bzia, gdzie rozpoczęto drążenie pierwszego szybu kopalni „Bzie-Dębina”, zjechali premier Mateusz Morawiecki, minister energii Krzysztof Tchórzewski oraz mnóstwo innych oficjeli. Biskup święcił budowę, grała górnicza orkiestra, a premier mówił tak: „To ogromna duma, że tutaj w Polsce, tu na Śląsku, Bzie-Dębina to będzie kopalnia XXI wieku, bardzo potrzebna nowoczesnemu przemysłowi, nowoczesnej gospodarce (…). Jesteśmy w momencie historycznym, kiedy pokazujemy, że dostajemy kolejnego napędu, włączamy kolejny bieg w budowie nowoczesnego przemysłu”.

Odjechali oficjele i… kopalnia

Było, jak widać, podniośle i dęto, nie tylko za sprawą orkiestry dętej. A kiedy oficjele odjechali, w ślad za nimi - za jakiś czas - odjechała w niebyt kopalnia „Bzie-Dębina”. Okazało się bowiem, że związany z nią hurraoptymizm był zdecydowanie przedwczesny. Pod Bziem i sąsiednimi gminami zalega, co prawda, złoże węglowe, ale tak pocięte uskokami, że budowa „pełnowymiarowej” kopalni nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Nowo drążony w Bziu szyb przypisano więc do połączonych już wcześniej kopalń „Borynia” i „Zofiówka”, które obecnie tworzą jeden zakład wydobywczy o ciut przydługiej nazwie Kopalnia Węgla Kamiennego Borynia - Zofiówka - Bzie.

Niezależnie od falstartu z hucznym otwarciem kopalni, której nie było, nie ma i nie będzie, Jastrzębska Spółka Węglowa jest i pozostanie przez najbliższe lata głównym w mieście  pracodawcą. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dobrymi, bo JSW zapewnia trudną wprawdzie i niebezpieczną pracę, ale za godne uwagi, jak na polskie realia, wynagrodzenie, a i do kasy miasta, z tytułu kopalnianych podatków i opłat, wpływają niemałe pieniądze. I tymi niepożądanymi, związanymi przede wszystkim ze szkodami górniczymi - zapadliskami i zalewiskami, dewastacją dróg, infrastruktury przesyłowej, budynków mieszkalnych i innych.

Wprawdzie obydwie strony - i władze miasta, i JSW - zapewniają o dobrej i owocnej współpracy, ale przestrzeń między kurtuazyjno-dyplomatycznymi zapewnieniami a tzw. samym życiem, nie jest już tak cukierkowa. Nie tylko właściciele prywatnych domów jednorodzinnych, ale także zorganizowani użytkownicy gruntów (działkowcy) czy zarządcy dróg mają wiele zastrzeżeń do terminowości i skuteczności likwidacji przez Jastrzębską Spółkę Węglową skutków szkód górniczych, by już nie wspomnieć o odmowach uznania i usunięcia szkód poeksploatacyjnych, co nierzadko kończy się w sądzie.

Skąpy trzy razy traci

I właśnie jedną z takich historii, na spotkaniu jastrzębskich samorządowców z wysłannikiem Jastrzębskiej Spółki Węglowej dyr. Jerzym Majchrzakiem, opowiedział radny Jarosław Potępa.

- W części ogrodu działkowego „Zacisze” teren zapadł się o 18 metrów. Ponad 270 zadbanych działek, razem z altankami, zniknęło z powierzchni. Moja też. W dziale szkód górniczych kopalni „Zofiówka” zaproponowali mi 16 tysięcy złotych odszkodowania, kiedy ja za samą tylko altanę zapłaciłem 20 tys. złotych. I miałem na to fakturę. Po długich negocjacjach kopalnia zaproponowała 33 tysiące, a ja chciałem 35. Liczyłem, że dobijemy targu na 34 tysiącach złotych - i to byłoby uczciwe załatwienie sprawy. Kopalnia wybrała jednak inne rozwiązanie, oddała sprawę do sądu.

Proces - mówił dalej Potępa - trwał blisko sześć lat. „Zofiówkę” reprezentowała wynajęta firma prawnicza z Rybnika, ja nie miałem żadnego pełnomocnika czy adwokata. A efekt był taki, że sąd przyznał mi 45 tys. złotych odszkodowania plus 21 tys. zł odsetek. Razem 66 tysięcy złotych, a jeśli doliczyć do tego koszt wynajęcia firmy prawniczej, to kopalnia wydała co najmniej sto tysięcy. Czy nie lepiej byłoby traktować poważnie ludzi, którzy coś stracili? Przecież ze mną można było dogadać się na poziomie 33 czy 34 tysiące złotych. Moim znajomym z kolei, za zdewastowany bliźniak kopalnia zaproponowała 90 tysięcy, a po rozprawie sądowej musiała zapłacić ponad 270 tysięcy złotych.

- Poszkodowani - włączyła się do dyskusji radna Urszula Sobik - traktowani są w działach szkód górniczych fatalnie. Przy silnych tąpnięciach, jakich doświadczyliśmy kilka lat temu, ludziom popękały domy, ale najczęstsza odpowiedź, jaką dostawali po zgłoszeniu, brzmiała: nie ma powiązań przyczynowo-skutkowych.

Duży zysk, a na szkodach krucho

Na szersze wody wyprowadził dyskusję obecny na spotkaniu poseł Krzysztof Gadowski. Jesienią 2019 roku, mówił, premier z wielką pompą inaugurował nową kopalnię w Bziu. Miasto wiązało z nią duże nadzieje, liczyliśmy na nowe miejsca pracy, a dziś słyszymy, że temat został porzucony i  kopalni nie będzie. W tym kontekście radni powinni usłyszeć, jakie są dalsze plany funkcjonowania JSW na terenie Jastrzębia-Zdroju, bo od tego uzależnione są ewentualne zmiany planów zagospodarowania przestrzennego, poszukiwanie inwestorów i wiele innych przedsięwzięć.

- Na zadane przeze mnie pytanie - mówił dalej Gadowski - otrzymałem odpowiedź, że w 2022 roku na likwidację szkód górniczych we wszystkich gminach, gdzie prowadzi eksploatację, Jastrzębska Spółka Węglowa przeznaczyła nieco ponad 106 milionów złotych. Wszyscy zgodzimy się, że jest to kwota niewspółmiernie mała do potrzeb. W tym roku słyszę, że w związku z zawirowaniami na rynku paliw JSW, jako czołowy producent i eksporter węgla koksowego, uzyskała rekordowy zysk w wysokości 7 miliardów złotych. Chciałbym wiedzieć - i myślę, że wszyscy tego oczekujemy - czy w tak dobrej sytuacji finansowej spółka zwiększy nakłady na usuwanie szkód górniczych.

Na terenie miasta - wyliczał dalej poseł - mamy wiele zdewastowanych przez górnictwo terenów, budynków oraz obiektów infrastruktury komunalnej. I pytał: - Co spółka zamierza zrobić z drogą główną południową, którą zbudowano nie tak dawno, a którą co chwila łatacie? Czy planujecie jej kompleksowy remont? Sypie się też - dodał - choć niedawno była remontowana, ulica Rybnicka, naprawy wymaga Gagarina…

Wymuszona symbioza

Po takim wstępie przeszedł do sprawy dla miasta zasadniczej. - Kopalnia Jas-Mos została wyłączona z eksploatacji i trwa proces jej likwidacji. Część jej gruntów przekazano już do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, ale najatrakcyjniejsze tereny, na których mogliby pojawić się inwestorzy, JSW zatrzymała pod składowiska albo na jakieś inne cele. Pytam więc - postawił sprawę jasno poseł Gadowski - czy zamierzacie, w kolejnym rzucie, oddać te tereny do SRK, żeby kompleksowo  można je było wykorzystać pod nowe inwestycje, czy też będziecie dzielić je na działki po hektarze, dwa lub trzy i sprzedawać komu popadnie?

A na zakończenie dość długiego, jak samokrytycznie przyznał, wywodu poseł Krzysztof Gadowski zaapelował: - Powinniśmy zadbać, aby na takich spotkaniach, oprócz doskonale przygotowanych dyrektorów, pojawił się choć jeden wiceprezes JSW,  bo to są ludzie, którzy odpowiadają decyzyjnie za funkcjonowanie spółki i budowanie relacji między samorządem miasta a JSW.

Problem szkód górniczych, choć w nieco innym kontekście, kontynuował były prezydent, a obecnie radny Janusz Ogiegło.

- Wszyscy jednym głosem wołamy: kolej dla Jastrzębia-Zdroju! I ona, jak słyszymy, ma już wkrótce do nas dotrzeć. Niestety, planowana wzdłuż autostrady kolej szybkiego ruchu ma zbyt wielu przeciwników i nie wiadomo czym się to skończy. Być może, pozostanie nam tylko połączenie Kolejami Śląskimi po dawnej trasie przez Pawłowice i Żory. Problem jedynie w tym, że tam akurat występują potężne szkody górnicze, które w najgorszym razie mogą uniemożliwić odtworzenie linii kolejowej.

- Błędem było - podsumował dyskusję przewodniczący Rady Miasta, Piotr Szereda - wybudowanie Jastrzębia-Zdroju tak blisko kopalń, zamiast w pobliżu Strumienia. Nie jest też tajemnicą, że pod jastrzębskimi osiedlami zalegają bogatsze złoża węgla, niż w rejonie kopalń. Tego stanu rzeczy, niestety, zmienić się już nie da. Jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i musimy żyć w symbiozie z kopalniami i Jastrzębską Spółką Węglową.

1

Komentarze

  • noweczasy 05 maja 2023 09:43bo widzisz mawiam tak do wlasnego syna , pieniądz polski to w rekach naszych politykow wladzy tylko odrobina drukowanego papieru ,zawsze mozna tam dopisac jedno wiecej zero aby frajerzy ktorzy otrzymuja ten papier na wyplaty wierzyli, ze otrzymuja cos bardziej wartościowego. Dlatego Polska juz tyle razy byla sprzedawana. 300lat rozbiorów nie wystarczylo. Magnaci ,wojewodzi i utrzymujący Ich wszystkich robol ktory sluzy za sile zaciezna na Ich gaze ..Ich praca sie nie liczy.Przykladem niech tu beda w dobie inflacji dobrowolne przymusowe zarzady PPK czy bajońskie gaże lub dwie emerytury europosłów w tym Donalda. Mieliśmy juz Bogdana Bankowego, OFE Itp nic nie wypalilo. a Oni stale nawracają. Dobrze sie Im nadal okrada wlasny naród. Może Morawiecki wyjasni wreszcie sprawe dzialki pod Wroclawiem?!Moze Donald podniesiony wiek emerytalny dla osob z bardzo dlugim stazem pracy?!

Dodaj komentarz