Awantura o myjnię


Kilka miesięcy temu konflikt przerodził się w wojnę i wzajemne przebijanie się na argumenty. Myjni „nie” mówią mieszkańcy, zasypując magistrat protestami. Jedni obawiają się większego hałasu i spalin, inni tego, że w pobliżu myjni wyrośnie stacja paliw. Ulica Mikołowska to przecież jedna z głównych arterii, łącząca centrum miasta z wiślanką. Średnio w ciągu doby przejeżdża nią osiem tys. aut. Ludzie oprotestowali więc decyzję magistratu zezwalającą na budowę myjni naprzeciw swoich domów. Dwa razy odwołali się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Katowicach. Jako pierwszy zwrócił się tam Franciszek Raszowski. SKO uznało jego skargę za zasadną, a w uzasadnieniu napisało, że najpierw powinien powstać plan zagospodarowania przestrzennego, a dopiero potem gmina mogłaby wydać zgodę na inwestowanie. Urząd ponownie rozpatrzył sprawę i załatwił ją po myśli inwestora.Jak wyjaśnia Jan Orlik, naczelnik Wydziału Inwestycji UM w Orzeszu, decyzja była taka, a nie inna, bo strategia rozwoju miasta przewiduje ułatwianie życia małej i średniej przedsiębiorczości. Damian Suchoń, który chce budować myjnię, nie nacieszył się jednak długo, bo protest złożył kolejny z mieszkańców, a SKO przyznało mu rację. W tym też czasie do magistratu trafiło pismo rodziny Domin, która zażądała zablokowania działań związanych z budową myjni, bo jej zdaniem obiekt miałby wyjątkowo negatywny wpływ na środowisko naturalne oraz spowodował spadek wartości pobliskich działek budowlanych. Inwestor zapewnia, że wzniesienie myjni nie zaszkodzi przyrodzie, ale da miejsca pracy. Władze Orzesza nie chcą jednak wchodzić w konflikt z mieszkańcami, więc zamierzają wstrzymać się z wydaniem kolejnej decyzji do czasu wykonania planu zagospodarowania dla tej części miasta.Burmistrz Regina Hajduk uważa, że choć może będzie to rozwiązanie bardziej czasochłonne, ale lepsze, bo wtedy będzie wiadomo, co można budować przy Mikołowskiej. Obecnie miejsce to porośnięte jest krzakami i trawą. Według Damiana Suchonia, który chce uruchomić przy tej drodze trzystanowiskową myjnię wraz z parkingiem, obiektem socjalnym i sklepem, gmina od samego początku była przeciwko tej inwestycji. Nie miała jednak podstaw do niewydania mu zgody, aczkolwiek na samym początku, podczas rozmowy z panią burmistrz Hajduk, przedsiębiorca usłyszał, że z tą inwestycją będą problemy. – Dowiedziałem się, że mogę spodziewać się w tej sprawie protestów okolicznych mieszkańców – mówi. Pomimo to zaciągnął kredyt i kupił teren. Ma też uzgodnienia z Wojewódzkim Zarządem Dróg w Katowicach (zarządcy ul. Mikołowskiej), PKP (działka sąsiaduje z terenem należącym do kolei) oraz starostwem powiatowym, ale dotąd nie zwojował nic.Teraz uważa, że z pozoru gmina jest za tą inwestycją, bo przecież dwa razy wydała mu zgodę na budowę, ale sprawę blokują mieszkańcy. – Ale jakby przyjrzeć się temu bliżej, nie jest to takie oczywiste – stwierdza Damian Suchoń. Dziwi go, iż magistraccy urzędnicy, choć mają do czynienia z wieloma podobnymi problemami, w jego sprawie jakoś zapominają przesłać całość dokumentów do SKO bądź powiadomić wszystkie strony o toczącym się postępowaniu. – Zastanawiam się, czy to jest indolencja, czy zła wola, i wychodzi, że chyba to drugie – wyjaśnia. Jego zdaniem efektem szkodliwego działania gminy jest to, że do SKO trafił protest – pismo jednego z sąsiadów, którego nie powiadomiono, że sprawa jest w toku. SKO uznało jego skargę. W uzasadnieniu napisano, że niepowiadomienie jednej ze stron w przyszłości może spowodować odwołanie się od tej decyzji oraz uchylenie całego postępowania.Adwersarze myjni powołują się m.in. na to, że w okolicy nie ma podobnych inwestycji. Suchoń w odpowiedzi wskazuje na firmę produkcyjną Multidomex i sklep, które istnieją właśnie przy ul. Mikołowskiej. Jak dodaje, SKO nie zakwestionowało faktu wydania zgody na budowę, więc myjnia może tutaj powstać. – Wiem już jednak, że urzędnicy załatwią naszą sprawę odmownie – mówi przedsiębiorca. W magistracie potwierdzają, iż kolejna decyzja nie będzie po jego myśli. Tłumaczą to brakiem wspomnianego planu zagospodarowania i protestami mieszkańców. – Są protesty, których nie można zignorować – odpowiadają. Jeśli chodzi o zarzuty inwestora dotyczące złej woli gminy, to samorząd uważa je za absurdalne i bez pokrycia.MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz