Stan likwidacji
Stan likwidacji


Ten scenariusz był znany od 21 lipca zeszłego roku, kiedy to zgromadzenie wspólników postawiło zakład w stan likwidacji. Decyzja zaskoczyła i władze miasta, i mieszkańców, bo jeszcze w czerwcu właściciele deklarowali ukończenie modernizacji, która pozwoliłaby spełnić rygory ochrony środowiska i uzyskać zgodę na dalszą produkcję. Wkrótce jednak uznali, że nie warto im już inwestować w urządzenia odpylające, skoro i tak nie spłacą długów bez sprzedaży majątku. W końcu postanowili, że Paweł zaprzestanie produkcji ostatniego września. W tym też czasie zwrócili się do nas związkowcy, którzy twierdzili, że winę za całą sytuację ponoszą pryncypałowie, bo nie dość, że nie wykazali odrobiny dobrej woli, to jeszcze rzekomo działali na szkodę spółki.Wypłaty w ratachSprawą, po doniesieniu związkowców, zajęła się prokuratura, która jednak umorzyła postępowanie. Teraz członkowie byłej załogi czekają już zatem tylko na należne im pieniądze, które mają dostać w ratach. – Do grudnia wypłacano je regularnie, 10. dnia każdego miesiąca, ale 10 stycznia nikt nie dostał ani grosza. Z czego mamy żyć? – pożalił się nam jeden z byłych pracowników. Stefan Mojżeszek, pełnomocnik likwidatora, przyznaje, że pojawił się taki kłopot, ale nie ma w tym jego winy. Problem tkwi w tym, że odlewnię zasypał śnieg, więc nie było możliwości wprowadzenia firmy złomiarskiej i sprzedania czegokolwiek, a więc również wypłacenia pieniędzy, ale mimo to w styczniu byli pracownicy dostali po 200 zł zaliczki. – Szkoda mi i tych ludzi, i zakładu, zwłaszcza że w mieście panuje tak duże bezrobocie – dodaje pełnomocnik.Zobowiązania pracownicze zostaną spłacone w pierwszej kolejności i w terminie ustalonym z chwilą ogłoszenia likwidacji. Do dziś zakład wypłacił wszystkim 73 członkom załogi 326 tys. zł z tytułu zaległych odpraw i ekwiwalentu za urlop. Reszta, na mocy ugody, jaką likwidator podpisał z ludźmi, ma być spłacona w ratach do końca lipca tego roku. Jeśli uda się rozdysponować majątek przed tym terminem, byli pracownicy otrzymają pieniądze wcześniej. W sumie chodzi jeszcze o ponad 126 tys. zł. Dopiero potem likwidator przystąpi do zaspokojenia pozostałych wierzycieli, a więc ZUS-u, urzędu miasta, urzędu skarbowego (to ich należności stanowią lwią część długów) i 31 firm, które jak dotąd zgłosiły roszczenia.Pawłów dwóchGdyby majątku nie udało się zbyć za przewidywaną cenę, pieniędzy mogłoby nie wystarczyć dla wszystkich. Wtedy trzeba by wystąpić do sądu o ogłoszenie upadłości, a do zakładu wkroczyłby syndyk. Stefan Mojżeszek nie przewiduje jednak takiego scenariusza. Wedle danych na ostatniego listopada zobowiązania wynosiły ok. 3,6 mln zł, a wartość majątku (2,4 ha gruntu, budynki, maszyny i urządzenia) ponad 4,8 mln zł. Na razie nie wiadomo, czy wypłaty z tytułu udziałów dostaną właściciele, których jest trzech: 60 proc. udziałów mają dwie osoby prywatne, resztę skarb państwa. Żaden nie zrobił dobrego interesu na odlewni, która od kilku lat miała kłopoty finansowe. Już w styczniu zeszłego roku jej konta były zajęte przez komornika. Nie mogłaby więc kupować surowca do produkcji, ponieważ nie miałaby czym płacić, a na zaciągnięcie kredytu nie miała szans.Z tego powodu założono odlewnię Pawła w Cieszynie, która dostarczała materiały odlewni w Żorach, a potem kupowała od niej gotowe wyroby po cenie rynkowej. – Odbywało się to na podstawie umowy o współpracy, na mocy której zakład cieszyński był tzw. operatorem finansowym żorskiego – wyjaśnia Stefan Mojżeszek, dodając, że ujmując sprawę prościej, jeden zakład produkował na zamówienie drugiego. Niestety, ten cieszyński stracił na tej współpracy aż 440 tys. zł. Cały ten krach nastąpił z powodu załamania się koniunktury w branży hutniczej, ale także tego, że żorski zakład, który w połowie listopada obchodziłby 163. rocznicę istnienia, był jednak bardzo przestarzały, więc nie miał szans ani na obniżenie kosztów i sprostanie konkurencji, a więc również na przetrwanie.Handel i usługiTak powiedział nam nawet prezydent miasta Waldemar Socha, który gościł w Pawle w ostatnich dniach jego działalności. Dziś nie ma już co bawić się w podobne dywagacje. – Rolą likwidatora jest sprzedać majątek i zaspokoić wierzycieli – wyjaśnia Stefan Mojżeszek. Początkowo chciał zbyć zakład w całości, ogłosił dwa przetargi, ale do żadnego nikt nie przystąpił. W tej sytuacji teren rozparcelowano na 20 działek, a lada dzień dojdzie do ogłoszenia przetargu na ich sprzedaż. – Zamierzam je zbyć wraz z budynkami. Niech przyszli właściciele sami zdecydują, co z nimi zrobić – tłumaczy Stefan Mojżeszek. Obiekty i hale są już puste, bo sprzedano prawie wszystkie maszyny. Ostały się jeszcze jedynie m.in. automatyczna linia do formowania odlewów oraz formierka barbarossa z początku XX wieku, która jest pięknym zabytkiem techniki.– Jeśli zainteresuje się nią np. muzeum, sprzedam ją po cenie złomu – deklaruje pełnomocnik. Wyjaśnia ponadto, że odbyły się już rozmowy z prezydentem odnośnie zagospodarowania tego miejsca. Wstępnie ustalono, że likwidator, którym jest radca prawny Andrzej Kłodawski, złoży wniosek o zmianę przeznaczenia terenu z przemysłowego na handlowo-usługowe. – Szkoda tej hutniczej tradycji, ale to najlepsze wyjście – uważa Stefan Mojżeszek. Podobnego zdania są ludzie, którzy mieszkają obok byłego zakładu. Od początku jego istnienia skarżyli się przecież na kopcące kominy i pylenie proszków formierskich. Teraz mają spokój, choć może niektórzy jeszcze nie przywykli do takiej ciszy. W najlepszych czasach w Pawle pracowało ok. 200 osób, teraz, prócz ekipy likwidatora, zostało czterech ochroniarzy.Ożywić hutę– To miejsce jednak na pewno ożyje, choć oczywiście w inny sposób, kiedy tylko pojawią się nowi inwestorzy – stwierdza Stefan Mojżeszek. Jego zdaniem nastąpi to niebawem, bo teren jest bardzo atrakcyjny, jako że to ścisłe centrum. Odlewnia będzie jednak istniała dopóty, dopóki likwidator nie sprzeda majątku i nie zaspokoi wierzycieli. Dopiero potem wykreśli firmę z ewidencji. Operacja może potrwać kilka miesięcy, ale równie dobrze kilka lat.
Tekst i zdjęcie: ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz