Rozebrac czy odbudowac
Rozebrac czy odbudowac


– Jak gdzieś dojdzie do katastrofy budowlanej, to zaraz szuka się winnych, a tu wszyscy zachowują zimną krew – dziwi się Józef Pawełek, jeden z mieszkańców. Spichlerz leżał na szlaku architektury drewnianej, który zatwierdził wojewódzki konserwator, ale zaświadczająca o tym tablica teraz stoi obok ruiny. W dodatku na jednej z belek ostała się tabliczka z napisem, że obiekt jest pod pieczą służby ochrony zabytków, a obcym wstęp wzbroniony. – Byłoby lepiej, żeby odpadła, bo to zakrawa na kabaret – stwierdza Józef Pawełek. Jak na ironię po drugiej stronie drogi znajduje się pięknie odremontowany zameczek, w którym urzęduje ośrodek kultury. To sąsiedztwo nie dodaje mu uroku.Miał się zapaść?O remont spichlerza zabiegał szczególnie nieżyjący już sołtys Czernicy, ale nie zdziałał nic. Konserwator miał mu oświadczyć, że obiekt znajduje się w na tyle złym stanie, że musi umrzeć śmiercią naturalną, czyli pochylić się ku ziemi. Sprawa wróciła zeszłej wiosny na zebraniu wiejskim. Józef Pawełek twierdzi, że zaproponował wójtowi podparcie spichlerza stemplami, jakich użyto do zabezpieczenia stropów zameczku, które zaczęły się walić. – Wójt powiedział jednak, że nie zgodzi się na to konserwator – wspomina pan Józef. Jak dodaje, wstał jeszcze i ostrzegł, że w takiej sytuacji zabytek runie. Przepowiednia sprawdziła się nocą z 1 na 2 stycznia i otworzyła serię tegorocznych katastrof budowlanych w regionie. Na szczęście nikt nie ucierpiał, bo w pobliżu nikogo nie było, poza tym zabytek był ogrodzony płotkiem, który cztery lata temu ustawiła gmina. Było to zalecenie nadzoru budowlanego.Miejscowi miłośnicy historii mówią o grzechu zaniechania, pytanie, kto się go dopuścił, skoro chodzi tu o własność skarbu państwa. Magdalena Łabuz z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Katowicach twierdzi, że konserwator nie stwarza przeszkód w remoncie obiektów będących pod jego pieczą. Nie mógł więc powiedzieć, że zabytek ma umrzeć śmiercią naturalną. – Prawdą jest za to, że ani gmina, ani zarządzające nim starostwo rybnickie nie zrobiły w tej sprawie nic – oświadcza Magdalena Łabuz. Dodaje, że 31 maja 2004 roku powiat za aprobatą gminy wystąpił do ministra kultury o wykreślenie spichlerza z rejestru z powodu złego stanu technicznego. Resort wszczął więc postępowanie, w ramach którego na miejsce przyjechali rzeczoznawcy. Orzekli, że wniosek nie jest uzasadniony, bo obiekt mimo uszkodzeń konstrukcji nie utracił wartości zabytkowych i historycznych.Minister odmówiłOstatecznie w grudniu konserwator generalny odmówił prośbie starostwa, które złożyło odwołanie, załączając ekspertyzę mającą uzasadnić jego wniosek. Nie przekonała ona jednak ministra, który 30 listopada zeszłego roku postanowił utrzymać w mocy swoją pierwszą decyzję. Miesiąc później spichlerz runął. – Po tej katastrofie starostwo znów wystąpiło o wykreślenie go z rejestru – dodaje Magdalena Łabuz. W jej opinii do odzyskania jest tylko 30 proc. belek. Pozostałe na nic się zdadzą, bo są spróchniałe, jako że obiektu nikt nie konserwował. – Rekonstrukcja jest jednak możliwa, gdyż była to budowla zrębowa – uważa Magdalena Łabuz. Maria Rojkiewicz z referatu architektury starostwa w Rybniku odpowiada, że kiedy po raz pierwszy występowano o wykreślenie z rejestru, zabytek był już częściowo zawalony.– Mieliśmy ponadto opinię, że nie da się go uratować – wyjaśnia. Przyznaje, że starostwo nie robiło tu nic, ale głównie z powodu braku pieniędzy. Prosiło o wsparcie ministra i konserwatora, ale dowiedziało się, że oni też nie mają. – Szkoda nam spichlerza, ale tu nie zdziała się nic bez funduszy – stwierdza Maria Rojkiewicz. Jak dodaje, powiat wykosztował się już na ekspertyzę, za którą zapłacił 6 tys. zł, bo jak nie ma czym dzielić, to trzeba wybierać. Tymczasem spichlerz był w fatalnym stanie, niczemu nie służył, w dodatku miejsce zrobiło się nieciekawe. – Rozmawialiśmy o tej sprawie z wójtem i uznaliśmy, że skoro nie stać nas na rekonstrukcję, wystąpimy o wykreślenie z rejestru – podsumowuje Maria Rojkiewicz.Można upamiętnićAndrzej Kowalczyk, wójt Gaszowic, podkreśla, że był na zebraniu, ale nie słyszał o żadnym stemplowaniu. Zaznacza także, że jeżeli w ogóle można tu mówić o czyjejś złej woli, to na pewno nie gminy i starostwa. – Wspólnie szukaliśmy skansenu, do którego można by przenieść zabytek, lub prywatnej osoby zainteresowanej takim obiektem, ale nic z tego nie wyszło – tłumaczy. Jak dodaje, te starania wzięły się stąd, że teren zmienił charakter. W czasach wznoszenia spichlerza nie było ani kościoła, ani cmentarza. Po ich wybudowaniu zabytek znalazł się na zapleczu nekropolii, obok cmentarnego śmietnika. W dodatku stał na skarpie, po której spływa woda, a to nie służy żadnej drewnianej konstrukcji. – Nie wiem, co postanowi minister, ale my jesteśmy gotowi upamiętnić to miejsce, ustawiając tam np. fragment spichlerza i tablicę z historią. Złożyliśmy zresztą taką propozycję – dodaje wójt.Służba ochrony zabytków nie zgadza się z twierdzeniem, że to miejsce nie ma wartości. Minister zresztą nie podejmie decyzji pochopnie. Na pewno poczeka, aż spłyną śniegi, bo dopiero wtedy możliwe będą porządne oględziny ruin. Wejście w nie teraz grozi śmiercią. – Gdy nastanie wiosna, minister wyśle eksperta, który oceni, co można uratować. Być może zdecyduje o rekonstrukcji, ale jak nie będzie pieniędzy, to nie zrobi się nic, zwłaszcza że potrzeba by ogromnej kwoty – przyznaje Magdalena Łabuz. Józef Pawełek zapowiada powołanie komitetu odbudowy zabytku, ale być może będzie zabiegał o jego odtworzenie w nieco innej formie.
Tekst i zdjęcie: ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz