Wypis dyscyplinarny
Wypis dyscyplinarny


Nasz Czytelnik ma 24 lata, jest w trudnej sytuacji, nie może znaleźć pracy, co wpędziło go w nerwicę. W końcu dostał skierowanie do szpitala, gdzie zgłosił się 28 stycznia. Jak twierdzi, od początku nie mógł doprosić się czegokolwiek. 4 lutego pod wieczór poczuł, że zbliża się atak choroby, ale nikt nie chciał się nim zająć. Ok. godz. 20 zadzwonił więc z własnej komórki pod numer alarmowy pogotowia, skąd ktoś wykonał telefon interwencyjny do szpitala, co potwierdza jedna z dyspozytorek, która pełniła wówczas dyżur. – Dopiero wtedy siostry zrobiły mi zastrzyk, ale najpierw odebrały komórkę, pewnie w obawie, że znowu będę wzywał pomocy z zewnątrz. Oddały aparat na moje stanowcze żądanie – skarży się pan Krzysztof.Połóż się, to przejdzieTwierdzi, że gdy zgłaszał dolegliwości, siostry na ogół śmiały się lub wzruszały ramionami i radziły „połóż się, to ci przejdzie”. 6 lutego z rana poczuł się źle, więc poszedł do dyżurki. Pielęgniarki miały oświadczyć mu, że mają co robić. Wkrótce pojawił się też lekarz, który miał oznajmić pacjentowi, że nie jest tu jedynym chorym. Po takim dictum ten wrócił do sali i zadzwonił do ojca. Nie zdążył mu jednak nawet powiedzieć, co się dzieje, gdy zjawiło się dwóch czy trzech pielęgniarzy. Mieli zagrozić mu, że jeśli nie poświadczy pisemnie odbioru rzeczy osobistych, założą mu kaftan bezpieczeństwa. – Przeraziłem się, że zapną mnie w te pasy, więc podpisałem, co kazali. Zaraz potem pielęgniarze wyrzucili mnie z oddziału, bez wypisu i książeczki ubezpieczeniowej – opowiada pan Krzysztof.Na zewnątrz czekał już ojciec. Obaj poszli do dyrektora, który przyjął ich uprzejmie i wytłumaczył, że można złożyć skargę na piśmie. – Zrobiłem to nazajutrz rano – uzupełnia Czytelnik. Dyrektor Bogusław Zagrodnik mówi na to wszystko, że ustawa o ochronie zdrowia psychicznego zakazuje udzielania informacji o chorych. Potwierdza jedynie, że wspomniany pacjent przyszedł do niego ze skargą. Wysłuchał go, zapytał, czego oczekuje i czy chce się leczyć. – Gdy odparł, że tak, zaproponowałem mu przeniesienie na inny oddział, ale o ile wiem, to nie skorzystał z oferty, więc został wypisany – tłumaczy. Pan Krzysztof nie pamięta takiej propozycji, choć nie wyklucza, że padła, ale umknęła jego uwadze w zdenerwowaniu. Twierdzi natomiast, że nikt z personelu nie rozmawiał z nim o takiej możliwości.Uciążliwy natręt?Z treści wypisu, który otrzymał wraz z legitymacją ubezpieczeniową już po rozmowie z dyrektorem, dowiedział się, że proponowano mu przeniesienie, ale on odmówił. – Nie dość, że potraktowali mnie jak uciążliwego natręta, wypisali dyscyplinarnie, to jeszcze kłamią – mówi rozgoryczony. Dyrektor odpowiada, że w tej chwili trudno ocenić, co naprawdę zaszło, bo jest to relacja tylko jednej strony, i zapewnił nas, że zbada sprawę. Wyjaśnienia muszą złożyć wszyscy, którzy pełnili dyżury, wypowiedzą się też pracownicy pogotowia. – Ponieważ jednak obowiązuje droga służbowa, potrwa to ok. dwóch tygodni, a pacjent dostanie odpowiedź na piśmie – zastrzega. Jak dodaje, w ciągu tych ponad dwóch lat (tyle czasu jest dyrektorem) trafiały do niego skargi pacjentów, ale żadna nie dotyczyła personelu wspomnianego oddziału.Wszystkie pisma są rozpatrywane, ale dotąd nie było potrzeby stosowania kar porządkowych wobec pracowników. – Już nieraz natomiast rodziny chorych dziękowały za zdiagnozowanie ich bliskich – uzupełnia dyrektor. Przyznaje, że częściej niż skargi zdarzają się ataki, bo niektórzy pacjenci bywają agresywni. Potrafią kopnąć pielęgniarkę czy wyrwać jej garść włosów z głowy. Niedawno jeden zaczaił się na korytarzu z zamiarem rzucenia się na pierwszą przechodzącą osobę. Okazała się nią lekarka, która straciła ząb. Pan Krzysztof zdaje sobie sprawę z tego, że w takim szpitalu mogą dziać się różne rzeczy, ale twierdzi, że nie był agresywny i nie zasłużył sobie na takie traktowanie, które wpędziło go w jeszcze większy stres.Na nic relaniumPo awanturze poczuł się na tyle źle, że poszedł do przychodni, gdzie zaaplikowano mu relanium. Nie pomogło, więc po północy rodzice wezwali do niego pogotowie. Boi się pomyśleć, co by było, gdyby lekarze nie zajęli się nim mimo braku legitymacji, która została w szpitalu. – Nie zostawię tak tej sprawy, tym bardziej że pacjentem tego ośrodka może być każdy. Dlatego pierwsze kroki skierowałem do „Nowin”, a potem dzwoniłem m.in. do Polsatu – podsumowuje.
Tekst i zdjęcie: EŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz