Spokojnie, to tylko olimpiada


Nasi sportowcy czyniąc zadość idei uczestnictwa, tylko w porywach plasowali się w pierwszych dziesiątkach.Przed igrzyskami, jak zwykle nad Wisłą, wykreowano obraz medalowych nadziei, wskazując na kilku przedstawicieli różnych zimowych dyscyplin. W miarę trwania olimpiady marzenia o kolejnych medalach, które miały być w naszym zasięgu, pryskały jak mydlana bańka. Największe wrażenie zrobili na mnie biatloniści. Okazało się, że ci, co dobrze biegają, słabo strzelają, a ci z kolei, co strzelają celnie, biegają zbyt wolno. Głośno było o naszych bobsleistach, startujących na wypożyczonym bobsleju, i polskiej skeletonistce z Ameryki, która na olimpiadę pojechała wyłącznie dzięki swojemu uporowi.Gdyby przed rozpoczęciem igrzysk wylano nam na głowy kubeł zimnej wody, zadając choćby retoryczne pytanie „Z czym do ludzi...?”, bylibyśmy przekonani, że w Turynie wszystko przebiega zgodnie z planem. A tak przeżywaliśmy kolejne rozczarowania.Szybciej, dalej, wyżej – tak bodajże brzmi olimpijska formuła. Hasło naszej reprezentacji brzmi zgoła inaczej – za wolno, za blisko, za nisko... Olimpiady zawsze dostarczały nam radości i wzruszeń. W czasie zimowych było ich znacznie mniej niż latem, ale jednak coś tam się naszym olimpijczykom udawało. Tym razem nie udało się nic. Nie było się czym cieszyć i wzruszać.Skoro jest tak kiepsko, to może warto się zastanowić, jakie są takiego stanu rzeczy przyczyny. Zobaczmy, jak wyglądają w naszych szkołach lekcje wychowania fizycznego. Kadra jest, ale z bazą i możliwościami jest już znacznie gorzej. Podstawówkę kończyłem na początku lat 80. W szkole był wtedy jeszcze sprzęt do narciarstwa biegowego i przynajmniej kilka zimowych lekcji WF-u spędzaliśmy, biegając po śniegu na nartach. Nie twierdzę, że dzięki temu byliśmy potęgą w biegach narciarskich. Była to jednak okazja do tego, by jeden z drugim połknęli bakcyla, a przecież od tego zaczynają się sportowe kariery. Mamy w regionie mnóstwo ścieżek rowerowych; nic nie stoi na przeszkodzie, by zimą rowerzyści zmieniali rowery na biegówki. Ale skoro kolejne roczniki Polaków biegi narciarskie oglądają tylko w telewizji, to trudno, by nagle zdarzył się cud.Inna kwestia, wystarczy niespełna 90 minut, by dotrzeć na jeden z beskidzkich wyciągów narciarskich. Ile szkół organizuje dla swoich uczniów zawody narciarskie, a przecież takie zawody, np. mistrzostwa szkoły, mogłyby się nawet odbywać systemem pucharowym, np. trzy wyjazdy na trzy różne stoki. Wiem, realia są, jakie są – biedne państwo, biedna oświata i z wyjątkami biedne społeczeństwo. Tylko że skoro tak, to nie bardzo rozumiem, jakim cudem i po jaką cholerę porywamy się na organizację i to wespół z Ukrainą mistrzostw Europy w piłce nożnej. Nawet jeśli jakimś cudem zostaniemy ich organizatorem, to co one zmienią. Utopimy ciężkie miliony w budowę stadionów, które po mistrzostwach będą świecić pustkami i generować straty, bo nadal będziemy mieć przeciętną ligę z przeciętnymi piłkarzami. No chyba że zostaną tak zaprojektowane, by zaraz po mistrzostwach można je przekształcić w olbrzymie bazary, podobne do tego, który funkcjonuje na warszawskim stadionie X-lecia. WACŁAW TROSZKA

Komentarze

Dodaj komentarz