Strach sie bac
Strach sie bac


Plac naprzeciwko kopalni Szczygłowice, gdzie mieści się końcowy przystanek, z roku na rok wygląda coraz gorzej. Kilkanaście lat temu były tu kasy, kiosk, poczekalnia, w której można było spokojnie usiąść, a również toaleta. Dzisiaj to tylko wspomnienie. Mimo że zajezdnia obsługuje kilka linii kursujących m.in. do Gliwic, Leszczyn, Pilchowic i Katowic, brakuje tu wszystkiego. – Wszędzie brud, smród i ubóstwo. Nic dodać, nic ująć – mówi Andrzej, który codziennie dojeżdża stąd na uczelnię w Katowicach. Cóż z tego, że stoi tu murowany budynek, skoro ma powybijane szyby, zdewastowane drzwi, graffiti na ścianach. Wiele do życzenia pozostawia również stan tabliczek z rozkładami jazdy. Plac ma wprawdzie wyasfaltowaną nawierzchnię, ale i ona znajduje się w takim samym stanie jak cała reszta.Gdzie się schronić?Po deszczu natychmiast pojawia się błoto, a w dziurawym asfalcie ogromne kałuże. To wszystko rozchlapywane przez autobusy bardzo często ląduje na ubraniach pasażerów. Nie ma się gdzie schronić przed słońcem, deszczem czy zimnem. Ludzie mówią, że wchodzenie do środka budynku tej niby-poczekalni nie ma sensu. Nie ma tam przecież żadnej ławki i śmierdzi fekaliami. Odważny, który zdecyduje się tam wejść, może natknąć się na odchody lub co gorsza w nie wdepnąć. – I to wcale nie są psie odchody – wylicza Andrzej. Szczygłowiczanie żalą się, że nikt nie robi kompletnie nic, żeby mogli czekać na autobus w ludzkich warunkach, choć nieraz stoją po kilkadziesiąt minut.Wtedy starszym osobom pozostaje jedynie przysiąść na parapecie dawnej poczekalni. – A już niedługo i to będzie niemożliwe, bo parapety zaczynają się sypać – mówią pasażerowie. Osobny problem stanowi sprawa toalet, a raczej ich braku, który daje się we znaki. – Jak człowiek stoi na zimnie kilkadziesiąt minut i musi iść do ubikacji, to pozostają krzaki. Ale ja to już jestem trochę za stara na sikanie pod drzewkiem – stwierdza Elżbieta Starostka, która ma matkę w Szczygłowicach i odwiedza ją co drugi dzień. Kierowcy oczekując na godzinę odjazdu autobusu, skorzystać mogą z tzw. toi-toi. Mogą też zajrzeć do baru, który znajduje się w budynku zdewastowanej poczekalni. Pasażerom pozostaje ścisnąć nogi i czekać w nadziei, że nie dojdzie do nieszczęścia.Jak skomunalizowaćGmina Knurów od lat chce przejąć ten terenu i doprowadzić go do porządku, ale są kłopoty z komunalizacją, bo nieruchomość jest obecnie własnością Kompanii Węglowej. Radni nieraz poruszali sprawę na sesji, magistrat prowadzi obszerną korespondencję, ale na razie nic z tego nie wynika. Jak wyjaśnia wiceprezydent Adam Szczypka, miasto chciałoby załatwić problem jak najszybciej, bo świadczenie transportu publicznego to zadanie własne gminy. Procedura oddania gruntu samorządowi jest jednak skomplikowana. Kompania Węglowa w ramach ordynacji podatkowej najpierw bowiem musiałaby przekazać go na rzecz skarbu państwa, które w terenie reprezentuje starostwo.– Dopiero po dopełnieniu tych formalności moglibyśmy zabiegać o przekazanie nam zajezdni w użyczenie i przymierzyć się do jej zagospodarowania – wyjaśnia Adam Szczypka. Do transakcji niezbyt pali się starosta Michał Nieszporek. Jak tłumaczy, obawia się tego, że nagle okaże się, iż pozostanie mu spadek w postaci zajezdni, której nikt nie zechce. Gmina zamierza go uspokoić, więc przygotowuje stosowne pismo. Tymczasem zajezdnia straszy i miejscowych, i przyjezdnych. Wieczorami i nocami lepiej omijać ją z daleka, bo grasują w niej pijacy i menele. Jak mówią mieszkańcy, tutaj jest strach się bać.
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ
Podpis: Zajezdnia jest w opłakanym stanie

Komentarze

Dodaj komentarz