Nabici w drzwi
Nabici w drzwi


Władysław Dobrzański, jeden z poszkodowanych, powiadomił prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez tę firmę. Policja niemal od razu rozpoczęła dochodzenie. Przedstawiciel Krzyżaczka pojawił się na Paruszowcu 29 listopada zeszłego roku. Trafił też do familoka przy ulicy Wolnej, gdzie mieszka pan Władysław. Oferował drzwi z drewna i wyposażone w blokadę antywłamaniową. Rybniczanin miał zapłacić za nie 950 zł. Z początku ich nie chciał, bo choć stare drzwi były nieszczelne, to on sam był już zadłużony w kilku bankach z powodu śmierci żony, wesela syna i chrzcin wnuka. W końcu dał się namówić i podpisał umowę na zamontowanie drzwi. Pierwszą ratę miał uiścić dopiero w lutym tego roku. Tymczasem już 23 grudnia, przed samą Wigilią, otrzymał umowę kredytową, z której wynikało, że pieniądze na zakup drzwi pożyczył Kredyt Bank w Lublinie.Sfałszowany podpisW dokumencie widniało czarno na białym, że rybniczanin będzie musiał zapłacić 1300 zł, a nie 950 zł. Dodatkowo koszt kredytu wynosi 727 zł. Pan Władysław ma spłacić całą kwotę w 24 ratach, pierwszą już 5 stycznia, a nie dopiero w lutym. Umowę spisano z upoważnienia firmy finansowej Żagiel SA w Lublinie. Co ciekawe, na dokumencie brakuje podpisu Dobrzańskiego. W takiej sytuacji umowa jest nieważna. Na początku stycznia pan Władysław dostał drugą umowę, już ze swoim podpisem, choć przysięga, że nie sygnował takiego dokumentu. O perypetiach z drzwiami powiedział swojemu bratu Eugeniuszowi. Obaj uznali, że mają do czynienia z oszustwem. Uważają, że podpis Władysława został podrobiony lub też zeskanowany z umowy-zlecenia montażu drzwi i bezprawnie umieszczony na umowie kredytowej.Co ciekawe, przedstawiciel Krzyżaczka nie zostawił rybniczaninowi kopii tego pierwszego dokumentu. Chcąc nie chcąc, Dobrzański zaciągnął następny kredyt, by spłacić trzy raty za drzwi. W ten sposób znalazł się w dramatycznej sytuacji finansowej. Gdyby nie pomoc brata Eugeniusza, przymierałby głodem. Oburzona postępowaniem firmy z Oleśnicy jest również Alicja Wojtek, sąsiadka Dobrzańskiego. Ona także kupiła drzwi od Krzyżaczka i wpłaciła 500 zł zaliczki. Dziwnym trafem przedstawiciel firmy z Oleśnicy i tu nie zostawił kopii umowy-zlecenia na montaż. Wiadomo jednak, że dokument istnieje, bo pracownik Krzyżaczka pomylił się przy wypisywaniu kwitu i wrzucił go do węglarki w mieszkaniu pani Alicji. Na dokumencie jest pieczątka z adresem i telefonem dostawcy drzwi. Potem wypisał nowy druczek, na którym rybniczanka złożyła swój podpis.Drugie oszustwoPo jakimś czasie pani Alicja otrzymała umowę kredytową z pieczęcią Żagla. Na końcu jest jej podpis, choć gospodyni twierdzi to samo, co Władysław Dobrzański, a więc że nigdy nie podpisywała takiej umowy. Jednak w odróżnieniu od sąsiada nie poszła do prokuratury. Dla świętego spokoju zapłaciła pozostałą kwotę (czyli 825 zł), choć miała ją uiścić w pięciu ratach. Poza tym poszkodowani przez firmę z Oleśnicy byli przekonani, że okna wyprodukował Krzyżaczek. Tymczasem brat pana Władysława znalazł na drzwiach metkę. Okazuje się, że drzwi wykonała firma Stolarka z Wołomina pod Warszawą. Skontaktowaliśmy się z przedsiębiorstwem z Mazowsza. Rafał Czajkowski, szef działu sprzedaży Stolarki, powiedział nam, że jego firma obsługuje kilkuset dilerów w całym kraju. Na pewno jednak nie współpracuje z przedsiębiorstwem o nazwie Krzyżaczek. Wiadomo natomiast, że dilerzy zbywają wołomińskie drzwi i okna różnym firmom montażowym. Czajkowski przyznaje, że dochodzą do niego sygnały o nieuczciwych praktykach, których dopuszczają się niektóre z firm montujących stolarkę.Firma widmo– Prawdopodobnie tak jest i w tym przypadku – kwituje pracownik przedsiębiorstwa z Wołomina. Zdaniem Eugeniusza Dobrzańskiego Krzyżaczek przesyła do Żagla nieprawdziwe dane i fałszuje dokumenty. Próbowaliśmy dodzwonić się do firmy z Dolnego Śląska. Bez skutku. Wprawdzie na ocalonej od spalenia umowie-zleceniu widnieje numer telefonu (071 3144651) przedsiębiorstwa Krzyżaczek i nazwisko jego właściciela Krzysztofa Krzyżanowskiego, lecz głos w słuchawce informuje, że nie ma takiego numeru. To samo mówią panie z informacji TP SA. W bazie danych TPSA próżno by szukać numeru Krzyżaczka z Oleśnicy. To tak, jakby ta firma w ogóle nie istniała albo nagle zmieniła operatora lub też zrezygnowała z telefonu stacjonarnego. Czy przedsiębiorca z czystym sumieniem postępowałby w taki sposób?
Tekst i zdjęcia: IRENEUSZ STAJER

Komentarze

Dodaj komentarz