Helenka i jej maly swiat
Helenka i jej maly swiat


Helenka przywitała nas zaciekawionymi oczkami i wesołą buzią. Dopiero się obudziła, więc mama Ania przystąpiła do toalety. Brzdąc fika radośnie nóżkami na łóżku, wybuchając śmiechem. Trudno uwierzyć, że to dziecko ma już za sobą kilka pobytów na oddziale intensywnej opieki medycznej, cztery narkozy, ataki epilepsji i niemal codzienne zajęcia rehabilitacyjne, niekiedy bolesne. – Kto pierwszy raz widzi Helenkę, zachwyca się jej oczami i roześmianą buzią, a to moje słoneczko już tyle przeszło – mówi Anna Czychy. Na kilka tygodni przed porodem wylądowała w szpitalu, bo wystąpiły jakieś skurcze. Na dwa tygodnie przed rozwiązaniem dostała wysokiej gorączki i być może to spowodowało krwawienie o fatalnych skutkach.Łzy i nadziejaHelenka przyszła na świat z rozpoznaniem niedotlenienia okołoporodowego, które zazwyczaj kończy się porażeniem mózgu. Tu do tego nie doszło. Gdy jednak w trzecim dniu życia małej wykonano USG główki, okazało się, że są w niej torbiele, i dziecko przewieziono na OIOM. Torbiele wchłonęły się po kilku tygodniach i pojawiła się nadzieja, iż wszystko będzie dobrze. Jednak po pierwszej wizycie u neurologa okazało się, że Helenka wymaga natychmiastowej rehabilitacji. Gdy miała pięć miesięcy, doznała pierwszego napadu epilepsji, po którym znalazła się w szpitalu. Po kolejnych atakach, podczas których traciła świadomość nawet na 40 minut, i wizytach u neurologa wydano diagnozę, że ma padaczkę.Po nowym leku dziecku się poprawiło. Jednak 19 października zeszłego roku pojawiły się ataki, które trwały dwa dni. Helenka przestawała oddychać, cała siniała. Ponownie zabrano ją do katowickiej kliniki. Tam stwierdzono zmiany w mózgu i wady rozwojowe. Lekarze nie wiedzą, jak wpłynie to na dalszy rozwój, wiadomo natomiast, iż powoduje opóźnienie ruchowe, więc dziecko skierowano na rehabilitację. – Od tego momentu moje życie całkiem się zmieniło się – mówi mama Helenki. Marzy o tym, by kiedyś nadszedł dzień, w którym Helenka dogoni rówieśników lub będzie różniła się od nich tylko nieznacznie. Ukończyła pedagogikę wychowawczo-opiekuńczą, została jej obrona pracy magisterskiej, ale dopiero przy Helusi zrozumiała, co to za kierunek studiów. Jak udało jej się pogodzić naukę z opieką nad Helenką?Miłość daje siłę– Sama nie wiem. To jest mój mały wielki skarb, który wyzwala we mnie energię, o jaką nigdy bym się nie podejrzewała – zastanawia się. Cztery razy w tygodniu jeździ z córką na rehabilitację do Jastrzębia i Rydułtów. – Nie jest tak źle, szkoda tylko, że nie ma bezpośredniego autobusu, ale Helenka dzielnie znosi przesiadki – opowiada pani Ania. Jest dumna z postępów córeczki. Są niewielkie, ale dają powody do radości, bo jeśli dziecko czegoś się nauczy, już tego nie zapomina. Wzbudza powszechny zachwyt, bo na pierwszy rzut oka nie widać u niego choroby czy opóźnienia. Dopiero po dłuższej chwili można zauważyć, że z trudem przychodzi mu to, co jest normalne dla zdrowych dzieci. Matka dokłada więc starań, by mogło korzystać z wszelkich form rehabilitacji, bo im szybciej to nastąpi, tym większe będą efekty.Niestety jeden turnus kosztuje średnio 3 tys. zł, a Helenka powinna jechać na przynajmniej cztery w roku. To duży wydatek dla mamy, mającej 800 zł na utrzymanie. 600 zł to zasiłek, reszta alimenty od męża. Mama założyła więc Helence konto w Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” i szuka wsparcia, gdzie tylko jest to możliwe. Niedawno była na spotkaniu Stowarzyszenia Kobiet Aktywnych w Radlinie. Wzruszająco i z miłością opowiedziała zebranym historię życia swojej córeczki. Niejedna z pań ukradkiem ocierała łzy. Matka mówi, że przez wiele lata należała do Teatru Wodzisławskiej Ulicy. Wraz z innymi aktorami występowała przed tłumem, ale gdy stanęła przed gronem 60 aktywnych pań, poczuła taką tremę jak nigdy w życiu.Wsparcie aktywnych– Kosztowało mnie to tyle nerwów, bo chyba nikt nie lubi prosić o pieniądze, ale wiedziałam, że to muszę zrobić dla Helenki – mówi matka. Po tym spotkaniu nie spała przez całą noc. Nazajutrz zaprosiła ją do siebie Barbara Magiera, burmistrz Radlina, która też była na zebraniu, i wręczyła około 800 zł od pań. Wtedy w sercu pani Ani pojawiła się wiosna. – Ludzie są niesamowici. Pomagają koleżanki ze studiów, panie ze stowarzyszenia. Każdy chce coś zrobić dla mojego szkraba – mówi szczęśliwa mama. Udało jej się uzbierać na jeden turnus, kosztujący 3200 zł. Jednak jeden taki wyjazd to zbyt mało. Stąd pani Ania prosi wszystkich ludzi o wsparcie w walce o zdrowie swojej córeczki. – Dziękuję z góry za każdą pomoc i wsparcie, za każde ciepłe słowo, za poświęcenie mi chwili czasu – mówi.
Tekst i zdjęcie: BEATA KOPCZYŃSKA

Komentarze

Dodaj komentarz