Prywata czy publiczny inter
Prywata czy publiczny inter


Różne wymiaryChcą też dowiedzieć się, dlaczego wymiary obiektu (podane w warunkach zabudowy, określonych przez miasto) różnią się od tych w projekcie zatwierdzonym przez starostwo. Z decyzji magistratu wynika, iż budynek miał mieć 15 na 12 metrów. W starostwie z kolei zatwierdzono projekt, z którego wynika, że budynek ma wymiary 16,36 m na 21,36 m i balkon o szerokości 1,32 m wysunięty na południe. Rajcy w odpowiedzi na te pytania otrzymali pismo z powiatowego wydziału administracji architektoniczno-budowlanej. Czytamy w nim, że w decyzji ustalającej warunki zabudowy nie podano konkretnych wymiarów budynku. Wspomniane dane wymienione w piśmie UM Orzesze dotyczyły wniosku o wydanie decyzji.Zdaniem wydziału AA-B projekt spełnia wszelkie warunki, stąd nie było podstaw do wydania decyzji odmownej i jest ona ostateczna. Z pisma wynika też, że budynek nie stwarza zagrożenia, bo odległość jego narożnika od skrzyżowania ul. Wolności i Stuska wynosi 15 m, od skrzyżowania Wolności i Fabrycznej jest 6,5 m, a sam budynek stoi w odległości 16 m od krawędzi ul. Stuska i siedmiu m od ulicy Wolności. W piśmie czytamy też, że balkon nie ogranicza widoczności, ponieważ wystaje na wysokości ok. sześciu metrów od poziomu terenu. Anna Sisman, właścicielka obiektu, uważa, że źródło zamieszania leży gdzie indziej.Źródło zamieszaniaJak twierdzi, nie chodzi o to, gdzie powstaje budynek i jakie ma wymiary, ale o to, że w ogóle powstaje. – Komuś nie na rękę jest ten sklep, bo będzie stanowił konkurencję. Mamy tu dwóch radnych. Jeden prowadzi podobną działalność na sąsiedniej ulicy i zasiada w komisji rewizyjnej, która wszczęła całą tę awanturę – mówi. Radny Eugeniusz Szala, do którego odnoszą się owe uwagi, tłumaczy, że nie chodzi o żadną walkę z konkurencją, tylko o bezpieczeństwo. Jak dodaje, jest bardzo ciekaw, co będą mówili oskarżający go o prywatę, kiedy dojdzie tu do wypadku. Zastrzega, że spodziewał się takich zarzutów, kiedy zajmie się sprawą, a sklep prowadzi nie on, tylko jego żona. Natomiast tak wysoki obiekt na skrzyżowaniu ogranicza widoczność.– I wcale nie trzeba być architektem, żeby to stwierdzić – wyjaśnia Eugeniusz Szala. Na razie jednak kierowcy jeżdżą po staremu. Anna Sisman wyjaśnia, że dopiero z pisma otrzymanego ze starostwa dowiedziała się, że w sprawie budynku trwa jakaś korespondencja między gminą ze starostwem. – Odbyła się tu także jakaś wizja lokalna, ale nikt mnie nawet o niej nie poinformował. Wszystko toczy się poza naszymi plecami – stwierdza Anna Sisman. Uważa, że w sprawie tej jest pokrzywdzona jej rodzina.Za plecamiPrzypomina, że kiedy w 1994 roku ówczesny wojewódzki zarząd dróg poszerzał ulice, przy których stoi budowany sklep, zajął samowolnie część ich działki. Potem zalano ją asfaltem i na tym się skończyło. Właściciele twierdzą, że nie uprawiają samowoli i prowadzą inwestycję zgodnie z planem. Zastanawiają się także, dlaczego dopiero teraz, kiedy budynek czeka na wykończenie, dowiedzieli się, że komuś to przeszkadza. – Czemu wcześniej nie dostaliśmy żadnej oficjalnej informacji? – zachodzi w głowę Anna Sisman.
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz