Szkola pod okiem kamer
Szkola pod okiem kamer


Ich obecność nie wywołała praktycznie żadnej reakcji. W końcu paczką zainteresował się dyżurny pedagog. Wysłał do sekretariatu dwóch uczniów z informacją, że w szkole znajduje się podejrzany pakunek. Reakcja dyrekcji była natychmiastowa. Wszyscy uczniowie i nauczyciele musieli stawić się w sali gimnastycznej, gdzie otrzymali surową reprymendę. Okazało się, że akcję z wniesieniem paczki zainscenizowało kierownictwo placówki. Chciało sprawdzić, jak szkolna społeczność zareaguje na cały ten incydent. – Nikt nie dopatrzył się w tym niczego podejrzanego. Udowodniliśmy w ten sposób, że każdy może tu wnieść, co zechce, i nie wywoła to żadnej reakcji – mówi Mariola Wasiak, dyrektor Gimnazjum nr 10.Po tragedii w BiesłanieTo ona namówiła kilku rodziców do udziału w tej maskaradzie. Było to po tragedii w Biesłanie, gdzie w wyniku bitwy wojska z terrorystami okupującymi szkołę zginęło 330 dzieci. W ten sposób dyrekcja G nr 10 przekonała rodziców, że trzeba podjąć działania zmierzające do poprawy stanu bezpieczeństwa. Najpierw zamontowano system monitoringu wizyjnego, a więc osiem kamer na bieżąco śledzących to, co dzieje się na korytarzach. Teraz szkoła poszła jeszcze dalej. Każdy, kto chce dostać się do wnętrza, musi przejść przez czytnik daktyloskopijny. Krótko mówiąc, teraz nie wejdzie tu nikt obcy. Jak podkreśla wicedyrektor Zbigniew Miłoś, szefostwo nie chciało wprowadzać, wzorem innych szkół, czytników kart magnetycznych, bo to rodzice muszą za nie zapłacić. Dzieci często je później gubią i powoduje to dodatkowe koszty.– Okazało się, że skuteczną metodą na zabezpieczenie szkoły jest wprowadzenie czytnika linii papilarnych – mówi Zbigniew Miłoś. Montaż systemu poprzedziły żmudne przygotowania. Dyrekcja szkoły uzyskała nawet opinię Centralnego Biura Kryminalistyki Komendy Głównej Policji w Warszawie w sprawie możliwości zastosowania takiego zabezpieczenia. Okazało się, że zainstalowanie czytnika całego palca każdego ucznia byłoby niezgodne z prawem, bo wiązałoby się ze złamaniem ustawy o ochronie danych osobowych. Dlatego sponsorzy, którzy pomogli zrealizować pomysł, musieli znaleźć legalne rozwiązanie. Na szczęście istnieją systemy, w których do identyfikacji osoby wystarczy jedynie fragment odbitki daktyloskopijnej.Zgodnie z prawemTaki właśnie system zastosowano w G nr 10. Rodzice wiedzieli o wszystkim na bieżąco. Solidarnie podpisali też oświadczenia, w których wyrazili zgodę na wykorzystanie odbitek linii papilarnych swoich dzieci do zabezpieczenia szkoły. Na początku marca system był gotowy. – Mamy 375 uczniów. Do systemu trzeba było wprowadzić dane każdego z nich. Do tego doszli nauczyciele i pracownicy obsługi. To w sumie 420 osób. Operacja zajęła nam kilka godzin – mówi pani dyrektor. Trud jednak się opłacił. Teraz osoby obce mogą dostać się tu jedynie po przedstawieniu się i wyjaśnieniu, gdzie zamierzają się udać. Każdy ich krok śledzą kamery. Dyrekcja szkoły nie chce ujawnić kosztów przedsięwzięcia. Lwią ich część pokryli sponsorzy. Szkoła wydała tylko 2,4 tys. zł na ten cel.
Tekst i zdjęcie: (AK)

Komentarze

Dodaj komentarz