Dyskoteka niezgody
Dyskoteka niezgody


Mieszkańcy obawiają się, że sąsiedztwo dyskoteki przysporzy im wielu kłopotów. Uważają, że nocne zabawy młodzieży naruszą bezpieczeństwo i spokój w osiedlu. Nadto lokalizacja dyskoteki spowoduje spadek rynkowej wartości zajmowanych przez nich mieszkań i ciężko będzie znaleźć potencjalnych kupców lokali przy centrum rozrywki. Mieszkańcy, którym przewodzi radny, wystosowali pisemny sprzeciw do władz miasta. Te jednak stwierdziły, że nie widzą przeszkód, by zakazać otwarcia dyskoteki.W dokumentach urbanistycznych teren pomiędzy ulicami Warszawską, Północną, Sybiraków i aleją Piłsudskiego przeznaczony jest pod zabudowę handlowo-usługową. Dlatego nie ma przeszkód natury prawnej, by zakazać tam ulokowania dyskoteki – twierdzi wiceprezydent Krzysztof Baradziej, który podkreśla, że za ład i porządek wokół odpowiadać będzie jej właściciel.Te argumenty nie przekonują protestujących. Radny Rutkowski przypomina przypadek innej jastrzębskiej dyskoteki. Grand został zamknięty po tym, jak sąd nakazał jego właścicielowi zagwarantować bezpieczeństwo znajdującej się kilkadziesiąt metrów dalej stacji benzynowej koncernu BP. Młodzież bawiąca się w dyskotece często odwiedzała czynną całodobowo stację, by kupić tam alkohol i papierosy. Według sądu zagrażało to bezpieczeństwu stacji. W efekcie Grand już nie istnieje.– W bezpośrednim sąsiedztwie budynku byłego salonu samochodowego, gdzie ma zostać otwarta dyskoteka, też funkcjonuje stacja benzynowa. Od bloku dzieli je kilkadziesiąt metrów. To chyba zrozumiałe, że w tej sytuacji mieszkańcy boją się o swoje bezpieczeństwo – mówi przedstawiciel protestujących.Dodatkowego smaczku konfliktowi dodaje fakt, że jednym ze współwłaścicieli dyskoteki jest Władysław Dydo, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowa”, która administruje blokami przy ul. Wrocławskiej. Rutkowski twierdzi, że protest ich mieszkańców sprawił, że spółdzielnia zupełnie zapomniała o koniecznych na osiedlu inwestycjach i remontach.– Przebudowa chodnika przed blokiem 710 trwa już półtora roku. Uważam, że to cicha zemsta prezesa za naruszenie jego prywatnych interesów. Cierpią jedynie mieszkańcy, którzy nie chcą się zgodzić na pogorszenie warunków życia – mówi radny.– Te zarzuty nie mają podstaw. Tłumaczyłem wszystko mieszkańcom w trakcie zebrania na osiedlu. Nie ukrywam, że wszedłem do spółki, która otwiera dyskotekę. Nie jest to zabronione. Teraz nawet trochę żałuję, że to zrobiłem, bo wcale nie było moim zamiarem doprowadzenie do konfliktu z mieszkańcami – mówi Dydo.O tym, jak właściciele dyskoteki zamierzają zadbać o bezpieczeństwo mieszkańców, prezes Nowej nie chce rozmawiać. Odsyła do innych udziałowców spółki Centrum. Józef Bogdan Chorążyczewski, jeden z założycieli Centrum, uważa, że protest jest przedwczesny. – Dyskoteka jeszcze nie została otwarta. Trudno mówić, że spowoduje jakieś uciążliwości dla mieszkańców pobliskich bloków – mówi. Wyjaśnia, że obiekt nie powinien nastręczać sąsiadom żadnych kłopotów. Ściany budynku zostały uszczelnione watą mineralną, co ma uchronić mieszkańców pobliskich bloków przed głośną muzyką i efektami świetlnymi. Razem ze wspólnikami odwiedzili wszystkie największe dyskoteki na Śląsku, by podpatrzeć, w jaki sposób ich właściciele zabezpieczają je przed niedozwoloną emisją hałasu i światła.– Byliśmy w Katowicach, w Chorzowie, w Bielsku-Białej, w Krzyżanowicach. Wszędzie był spokój i porządek. Uznaliśmy, że trzeba przyjąć te wzorce – mówi Chorążyczewski.Mieszkańcy ul. Wrocławskiej wolą jednak dmuchać na zimne. Ślą kolejne pisma do prezydenta i radnych. Teraz naciskają, by dyskoteka nie otrzymała koncesji na sprzedaż alkoholu. Czas pokaże, czy ich sprzeciw był słuszny.
Tekst i zdjęcia: ARKADIUSZ KUTA

Komentarze

Dodaj komentarz