Najwazniejszy jest usmiech
Najwazniejszy jest usmiech


Od dwóch lat państwo S. są rodziną zastępczą, a od pół roku pełnią rolę pogotowia rodzinnego. Wychowują siedmioro dzieci, z czego dwoje (dziesięcioletnia Ania i pięcioletni Piotr) to ich pociechy. Czteroletni Tomek znalazł tu drugą rodzinę, a w pogotowiu przebywają trzyletni Bartek, sześcioletni Karol, pięcioletnia Zuzia i 12-dniowa Kaja. Maluchy pochwaliły mi się pokojem, zabawkami, piętrowym łóżkiem z drabinką, pokazały, że potrafią rysować i malować, po czym zaczęły tęsknie wyglądać przez okno. Gdy oznajmiłam, że sesja zdjęciowa zakończona, ubrały się błyskawicznie i wybiegły do ogrodu. W domu została tylko Kaja. Pani Ania nakarmiła bobasa, położyła do łóżeczka i wreszcie mogłyśmy porozmawiać.Miliard na loteriiAnia i Tomek od dawna chcieli przygarnąć cudze dzieci, które nie mają domu. Ona nie bała się obowiązków związanych z macierzyństwem, bo jej zdaniem dzieci to coś najwspanialszego, co może się zdarzyć, a ich miłość jest jak miliard wygrany na loterii. – Żona nie pracuje, więc mogłaby opiekować się także innymi dziećmi – wyjaśnia pan Tomek. W końcu postanowili zostać rodziną zastępczą. Niestety, ktoś im powiedział, że stosowne szkolenia są odpłatne, wszystkie miejsca już zajęte, a oni i tak by się nie zakwalifikowali. Dali więc sobie spokój, ale tylko do czasu, gdy dotarła do nich ulotka o kursach dla kandydatów na rodziców zastępczych. Zapisali się jako ostatni.Na samym początku wysłuchali wyznania dziesięcioletniej Dominiki, która, jak mówiła, była świadkiem intymnych kontaktów swojej mamy ze „złodziejem”. Potem opowiedziała o bójce taty z tym panem i mnóstwie krwi. – Byliśmy w szoku. Trzeba było jednak wytłumaczyć Dominice, że nie ma się czym chwalić przed koleżankami – mówi pan Tomasz. Przez ich dom przewinęło się już wiele dzieci, oni do dzisiaj starają się utrzymywać z nimi kontakty. Dzieci także zresztą pamiętają o cioci Asi i wujku Tomku, dzwonią, piszą listy. – Widać też tego potrzebują – cieszą się Asia i Tomek.Żeby nie odchodziłyOstatnio mieli pod opieką trzy niemowlaki. W ciągu tygodnia wszystkie zabrano do adopcji. – Potem córka nie mogła sobie znaleźć miejsca. To było straszne – mówi mama pani Asi. Chciała zaadoptować jednego z nich, Jacusia. – Był najbardziej płaczący, wymagający opieki, no, ale nie da się zatrzymać wszystkich dzieci – tłumaczy pani Asia, choć bardziej przekonuje siebie niż mnie. Dodaje, że człowiek przywiązuje się do tych maluszków na tyle, że sam nie wie, kiedy zaczyna je kochać, i to tak bardzo, że aż boli, kiedy odchodzą. – To może Kaję zostawimy u nas? – nieśmiało trąca mama Asi. Atmosferę studzi Agnieszka Żywina, pedagog z Powiatowego Ośrodka Opiekuńczo-Adopcyjnego w Gorzycach.– Dziewczynka wkrótce trafi do adopcji, jest już rodzina, która na nią czeka – tłumaczy. Dzieci państwa S. nie protestowały, kiedy w domu nagle zrobiło się gwarno. – Piotruś cieszył się, że ma się z kim bawić – mówi pan Tomek. Ania wolałaby pewnie, żeby była tu jakaś dziewczynka w jej wieku, tak jak przedtem Dominika czy Weronika. – Ale pomaga mi przy maluchach – mówi pani Asia. Czasami słyszy przekomarzania Piotrusia i Tomaszka, że „to je moja mama”, ale na tym koniec. – Tomek powiedział zresztą Piotrusiowi, że on ma dwie mamy: Asię i Marzenę – mówi pani Asia.Tu jest oparcieNajtrudniejszy był okres, gdy w domu były trzy niemowlaki, bo siłą rzeczy rodzice musieli poświęcać im najwięcej czasu. – Wtedy Piotruś był chyba nawet lekko zazdrosny, inni zresztą też. Trochę więcej psocili, ale to normalne – opowiadają Asia i Tomek. Młodsze dzieci często mówią do nich mamo, tato. Tłumaczą im wtedy, że lepiej by było, gdyby nazywali ich ciocią i wujkiem, ale nie zawsze odnosi to skutek, bo te dzieci są spragnione miłości. Aż trudno uwierzyć w to, co przeszły. Do rodzin zastępczych czy pogotowia trafiają dzieci, które były maltretowane, opuszczone, zabiedzone, a nawet molestowane seksualnie przez swoich opiekunów.– Nieraz łzy stają w oczach, serce się ściska, ale trzeba być twardym, bo to właśnie tutaj dziecko ma znaleźć oparcie i wiarę na lepsze jutro – mówi pan Tomasz. Państwo S., pełniąc funkcję pogotowia rodzinnego, stykają się z różnymi przypadkami, bo, jak mówi Agnieszka Żywina, pogotowie rodzinne to już rodzina zawodowa. Nie jest to łatwe zadanie. Trzeba być gotowym przez całą dobę, bo w każdej chwili można dostać dziecko po interwencji kuratora, którym trzeba się zająć, odwiedzić wielu lekarzy i specjalistów, by wróciło do równowagi.Malcy po przejściachDramatyczne przeżycia wywierają piętno na psychice dzieci. Niektóre cierpią np. na chorobę sierocą, inne miewają różne fobie. Tak było w przypadku Bartusia, który bał się łazienki i mycia. Teraz zmienił się nie do poznania. Takich opuszczonych i zabiedzonych malców, którzy nie znają widelca czy łyżki, więc jedzą palcami, nazywa się dziećmi dżungli lub ulicy. – Trzeba uczyć je rozróżniania kolorów, pór roku, posługiwania się sztućcami. To mozolna praca, w którą trzeba włożyć nie tylko rozum, ale i serce – dodaje pani Agnieszka. Państwu S. udaje się to z powodzeniem.Dzieci ogromnie ich kochają, czekają na każdy gest sympatii, ale tu bynajmniej nie można nikogo wyróżniać. – Jak jedno przyjdzie się pożalić, że jest mu smutno, to nagle okazuje się, że wszyscy mają zły dzień – mówi pan Tomek. Jak podkreśla pani Asia, to są dobre dzieci, tylko potrzebują miłości, ciepła i zainteresowania, poza tym każde jest inne, więc do każdego należy podejść inaczej. Sprawa nigdy jednak nie kończy się na umyciu, nakarmieniu i zapewnieniu dzieci, że się je kocha. Problem wtedy dopiero się zaczyna.Badanie przeciwnikaPrzez pierwsze dni dzieci sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić. Zazwyczaj robią coś ich zdaniem bardzo złego, by przekonać się, czy ponownie zostaną odrzucone. Państwo S. podchodzą do tego spokojnie i cierpliwie, tłumaczą, co jest dobre, a co złe, aż do skutku. – Ale nic nie osiągnie się pośpiechem i krzykiem – tłumaczy pani Asia. Największą karą dla dziecka jest to, że nie może pójść z innymi do babci. Może bawić się w pokoju, ma zabawki, ale w pojedynkę to już nie to samo. – W dodatku myśli, co tamte dostały u babci – mówi pani Asia.Wszystkie dzieci spędzą nadchodzącą Wielkanoc w domu państwa S. Mama pani Asi już myśli o szykowaniu smakołyków, bo przy stole zasiądzie przecież gromadka szkrabów. Maluchy nie mogą doczekać się świąt, malowania pisanek i pieczenia ciast. – Lubią mi pomagać, ale nie chciałaby pani oglądać potem kuchni – żartuje pani Asia. Lista świątecznych prezentów już jest przygotowana, bo każde dziecko ma swoje życzenia, ale nie jest to nic nadzwyczajnego. – Cieszą się ze wszystkiego, co dostaną – dodaje pan Tomek.Mamusia kocha, tylko pracujeTe starsze częściej niż młodsze tęsknią za biologicznymi rodzicami. Popłakują w poduszkę, dopytują o mamę czy tatę, choć ci je zostawili i nieraz krzywdzili. – Aż przykro patrzeć na tę tęsknotę. Ale wiemy, że rodzic zawsze będzie najważniejszy, niezależnie od tego, jaki jest – mówi pani Asia. Wyjaśnia więc, że mamusia pracuje, by kupić dom i zabrać do siebie. – Dziecku nie można powiedzieć, że zostało porzucone bez powodu – dodaje Tomek. On i jego żona nie chcą zastępować maluchom naturalnych rodziców, ale by dzieci dobrze ich wspominały. – Nagrodą są uścisk i słowa: kocham cię ciociu czy wujku. To wystarcza za cały ten trud, zmęczenie i nieprzespane noce – mówią zgodnie Asia i Tomek.
Tekst i zdjęcia: BEATA KOPCZYŃSKA

Komentarze

Dodaj komentarz