Nie damy sie wytru
Nie damy sie wytru


Burzę wywołało obwieszczenie z 17 marca, które najpierw pojawiło się na tablicy ogłoszeń w magistracie, a później na stronie internetowej urzędu. Rzecz dotyczy wszczęcia postępowania w sprawie wniosku o wydanie decyzji odnośnie środowiskowych uwarunkowań dla budowy spalarni odpadów niebezpiecznych. Wniosek złożyła warszawska firma Minerwa, a spalarnia miałaby powstać na terenach byłej kopalni Dębieńsko. Wiadomość lotem błyskawicy rozniosła się po gminie. Szczególne przerażenie wzbudziła u mieszkańców Czuchowa, Dębieńska i Czerwionki. To na granicy ich dzielnic znajduje się bowiem teren zamkniętej kopalni. – Chcą nas zatruć do końca. Już teraz z jednej strony mamy rakotwórcze zwały kamienia, z drugiej wysypisko. Nie zgodzimy się na żadną spalarnię – mówi Zbigniew Piecha z Dębieńska. – Po naszym trupie – wtórują mu mieszkańcy pozostałych dzielnic.Według Piotra Kubiaka z katowickiej firmy Inżynieria i Ochrona Środowiska „Ekowizjer”, która na zlecenie firmy Minerwa sporządziła opinię o wpływie spalarni na środowisko, inwestycja jest bezpieczna. I choć miałaby powstać w odległości 300 metrów od zespołu szkół, a 400 od pozostałych budynków mieszkalnych, z przedstawionego gminie raportu wynika, że zanieczyszczenia będą ograniczone tylko do terenu spalarni, natomiast sąsiednich działek już nie dotkną. Z dokumentów, które udostępnił urząd gminy, wyczytać można, że technologia proponowanej spalarni polega na niskotemperaturowej mineralizacji odpadów. Jej wydajność wyliczono do 10 ton odpadów na dobę. Inwestor przewiduje pracę spalarni na trzy zmiany oraz zatrudnienie w niej siedmiu osób. Marek Profaska, przewodniczący Rady Dzielnicy Dębieńsko, który dokładnie zapoznał się z raportem, podważa jego wiarygodność. – Nie przedstawiono sposobu magazynowania i przechowywania odpadów przed ich spaleniem ani sposobu zagospodarowania pozostałości po spaleniu, nigdzie nie jest sprecyzowana kwestia zabezpieczenia tej instalacji w przypadku np. przecieków – punktuje raport Profaska.Mieszkańcy nie wierzą ekspertyzie. Antoni Procek z Czuchowa mówi wprost: – My tu warszawskich trucizn nie potrzebujemy! Błyskawicznie sporządził protest i wystawił listy do podpisu. Również rady poszczególnych dzielnic szybko zwołały zebrania i podjęły uchwały przeciwko spalarni. Ludzie masowo wpisywali się na listy wystawione w sklepach, kioskach, przychodniach. – Jak chcą budować spalarnię odpadów, to niech ją sobie wybudują w Warszawie przed Sejmem, przynajmniej jakiś pożytek z tego będzie – psioczą. Ostatecznie pod protestami zebrano 3,5 tysiąca podpisów.– Na razie inwestor złożył tylko wniosek, że na terenie kopalni Dębieńsko chce wybudować spalarnię oraz raport oddziaływania inwestycji na środowisko. Ponieważ raport budzi spore wątpliwości, zobowiązaliśmy inwestora do złożenia stosownych wyjaśnień – tłumaczy Irena Woźnica, sekretarz gminy i miasta. Przy okazji wyszła również inna kwestia. Jak stwierdza Cecylia Grzybek, naczelnik wydziału ekologii, w gminie znają tylko nazwę firmy. – Szukaliśmy na jej temat jakichś informacji w internecie, ale bezskutecznie. Wystąpiliśmy więc o informacje do Krajowego Rejestru Sądowego – mówi pani naczelnik.Działki, na których warszawska firma zamierza wybudować spalarnię, są własnością skarbu państwa, w wieczystym użytkowaniu Kompanii Węglowej SA. Złożonym wnioskiem Minerwy jest więc zdziwiony Zbigniew Madej, rzecznik kompani. Jak wyjaśnia, KW dopiero 3 kwietnia ogłosiła przetarg na działkę, gdzie miałaby powstać spalarnia. – Póki co nie wpłynęła jednak jeszcze ani jedna oferta – mówi Madej. Wypowiedzią rzecznika zdziwiony jest z kolei Dariusz Teresiński, prezes warszawskiej firmy. Stwierdził, że projektem tym Minerwa zajmuje się od dwóch lat, zaś z dotychczas przeprowadzonych z KW wstępnych rozmów wynikało, że nie ma w tej kwestii żadnych przeciwwskazań. Dodaje, że ostateczną decyzję, czy przystąpi do przetargu, podejmie po zapoznaniu się z jego warunkami.4 kwietnia zwołana został sesja nadzwyczajna w sprawie spalarni, podczas której radni domagali się informacji, czy gminny plan zagospodarowania przestrzennego jest zgodny z planem wojewódzkim. Efektem obrad było powołanie komisji doraźnej, mającej na bieżąco badać przebieg postępowania administracyjnego w sprawie spalarni. Ponieważ napięcie w gminie sięgnęło zenitu, 6 kwietnia burmistrz Marek Kornas zwołał zebranie z mieszkańcami. Atmosfera była gorąca. – Nie chcemy spalarni, nie chcemy też przeżywać horroru z tymi wszystkimi tirami przewalającymi się przez miasto na teren kopalni. Nie pozwolimy na to. Będziemy blokować drogi – padały złowrogie głosy z sali.Emocje ostudziły dopiero zapewnienia, że władze nie dopuszczą do budowy spalarni. – Taka inwestycja absolutnie nie leży w interesie gminy. Nie wydałem takiej zgody i nie wydam. Choćby nam obiecywano, że będą z tej spalarni wylatywały same perfumy – obiecał burmistrz Kornas. Przyznając, że nie dziwi go taka reakcja mieszkańców, podziękował za protesty, które wpłynęły do urzędu. Pomogą mu bowiem w postępowaniu administracyjnym. – Decyzję w tej sprawie dawno już podjąłem w swoim sumieniu. Poparta waszą obecnością i protestami zamyka drogę inwestorowi – mówił Kornas.Obecny na spotkaniu wicestarosta Wincenty Klyta uspokajał, że również starosta rybnicki uruchomił w tej sprawie swoje służby ochrony środowiska. Niestety nie pokazał się żaden z przedstawicieli inwestora i projektanta. Za to na słupach pojawiło się ogłoszenie z informacją, że można zadzwonić pod wskazany numer, gdzie wytłumaczą, na czym polega proces spalania. Spotkanie zakończyła informacja o zawieszeniu postępowania administracyjnego do czasu wyjaśnienia wszystkich niewiadomych odnośnie inwestora. Niemniej przy wyjściu ludzie solidarnie stanęli w kolejce, by złożyć swoje podpisy na kolejnych listach protestacyjnych.
Tekst i zdjęcia: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz