Alarmowy zamt
Alarmowy zamt


Wszystkiemu winna jest obowiązująca od dziesięciu lat temu ustawa o standaryzacji domów pomocy społecznej, a dawny pałac von Lichnowskich, w którym mieści się DPS, nie spełniał standardów. Okazał się m.in. za ciasny dla prowadzących go sióstr ze Zgromadzenia Franciszkanek i pensjonariuszek. Matka generalna kupiła im więc budynek po byłym ośrodku zdrowia w Krzyżanowicach z zamiarem utworzenia w nim filii ośrodka, gdzie miało trafić 20 z 60 upośledzonych dziewcząt, które przebywają w placówce. W 1997 roku siostry postarały się o projekt modernizacji pałacu i nowego nabytku, spełniającego wszelkie ustawowe wymogi, po czym przystąpiły do robót.Przeciwpożarowe i przyzywowe– Nie miałyśmy jednak nigdy na tyle pieniędzy, żeby remonty można było zrobić od ręki, więc prace trwały – wyjaśnia siostra dyrektor Gizela Suchanek. W październiku zeszłego roku, gdy wszystko było gotowe i wydawało się, że będzie można wreszcie zacząć przeprowadzkę, weszła w życie kolejna nowelizacja nakazująca w montaż systemów alarmowo-przeciwpożarowych i alarmowo-przyzywowych. Wypada tu dodać, że dotąd te pierwsze były obowiązkowe jedynie w DPS-ach mających co najmniej stu podopiecznych. Ośrodek krzyżanowicki, gdzie jest około 60 upośledzonych dziewcząt, nie podlegał zatem tym przepisom.Franciszkanki nie instalowały również alarmu przyzywowego, gdyż inspektorzy kontrolujący placówkę w 2004 roku uznali go za zbyteczny. W założeniu miał on ułatwić pacjentom kontakt z opiekunami, wzywając ich do danego pokoju poprzez wciśnięcie przycisku. Kłopot w tym, że dziewczęta przebywające w Krzyżanowicach nie byłyby w stanie obsłużyć aparatury z powodu swojego upośledzenia, stąd zapadła właśnie taka, a nie inna decyzja. Teraz DPS też musi się zaopatrzyć w tę instalację. – Mamy wszystko gotowe, a tu okazało się, że trzeba pruć ściany, by założyć alarmy – martwi się siostra dyrektor.Dodatkowe kosztyWedług wstępnych szacunków dodatkowe roboty w domu filialnym mają kosztować około 50 tys. zł, a w głównym 70 tys. zł. Dla spełnienia wymogów siostry będą musiały wydać pieniądze, które przyznało im raciborskie starostwo na doposażenie DPS-u. Planowały kupić za nie przyrządy do ćwiczeń i inny sprzęt rehabilitacyjny. Założenie alarmów zakończy roboty w filii. Pałac wymaga jeszcze przeróbek pomieszczeń, aby ich metraż odpowiadał wymogom. Wtedy roboty naprawdę dobiegną końca, chyba że znów ustawodawca pozmienia paragrafy, bo wcale nie jest to wykluczone. Wypada dodać, że siostry kupiły pałac w 1930 roku od ostatniego właściciela, którym był książę Wilhem von Lichnowski. Wkrótce założyły tu klasztor, a także dom opieki nad osobami starszymi.Pałac po księciuOpiekowały się też chorymi mieszkańcami, a od 1942 roku służyły również pomocą mężczyznom chorym na gruźlicę. Opuściły pałac wraz z pacjentami z początkiem 1945 roku, uciekając przed zbliżającym się frontem, a raczej przed nadchodzącą Armią Czerwoną. Sowieccy żołnierze urządzili w kaplicy kuchnię, a w korytarzach stajnie dla swoich koni. Franciszkanki po kilkunastu miesiącach wróciły jednak do pałacu. Wiosną 1947 roku ponownie poświęcono odnowioną kaplicę, a zakonnice znów zaczęły opiekować się osobami starszymi. Taka sytuacja trwała do 1964 roku, kiedy to siostry przekształciły zakład w dom pomocy społecznej dla dziewcząt z głębokim upośledzeniem, który istnieje do dziś.
Tekst i zdjęcie: TOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz