Pioruny z mechanika
Pioruny z mechanika


Na urodziny wynalazcyWidok dymku unoszącego się z lalki, „potraktowanej” błyskawicą działa lepiej niż wszystkie nakazy i zakazy razem wzięte. Urządzenie zwane transformatorem Tesli bądź cewką Tesli powstało w zeszłym roku, w 150. rocznicę urodzin jego wynalazcy. Serb Nicola Tesla był jednym z najsłynniejszych (obok Tomasza Edisona) naukowców zajmujących się elektrycznością. Transformator w przyszłości będzie mógł wytwarzać jeszcze większe napięcie niż teraz. Jan Kalabiński, nauczyciel i jeden z konstruktorów tej iście piekielnej maszyny, planuje bowiem przeróbkę urządzenia. Na szczęście według jego słów transformator ze względu na swoją budowę i właściwości generowanego prądu jest w miarę bezpieczny.Poza tym aparaturę obsługuje wyłącznie wykwalifikowana osoba lub ktoś pod jej okiem, a pracownia poza godzinami zajęć jest zamknięta na klucz. Takie środki ostrożności są tu nieodzowne, bo człowieka może zabić już prąd w gniazdku o napięciu 230 V, a cóż dopiero mówić o napięciu wyższym o ponad 6,5 tysiąca razy. W akcję tworzenia transformatora zaangażowali się, prócz Jana Kalabińskiego, nauczyciel Piotr Nachlik i grupa uczniów z koła elektrotechnicznego. Wszystkie elementy trzeba było zbudować od podstaw, bazując na tym, co było pod ręką, czyli plastikowych wannach, foliach izolacyjnych i tego typu akcesoriach.Trzy podejściaNajwiększym wyzwaniem okazało się zbudowanie odpowiedniego kondensatora. Potem trzeba było wypełnić go olejem, by na elementach konstrukcyjnych nie ostał się ani jeden pęcherzyk powietrza, bo urządzenie działa właściwie tylko wtedy, gdy cała izolacja ma jednakowe parametry. Ekipa budowała kondensator aż dwa razy, bo dwie pierwsze próby zakończyły się niepowodzeniem. Transformator jest zasilany z sieci, gdyż potrzebuje w zasadzie tyle samo energii, co zwykła kuchenka (dzięki temu nie wzrosły szkolne rachunki za prąd), a stanowi część wyposażenia pracowni maszyn i urządzeń elektrycznych.Oprócz niej mechanicy stworzyli pracownię pomiarów specjalistycznych, która powstała od podstaw w byłym magazynie, a składa się z 12 stanowisk. Sprzęt pochodzi ze zbiorów własnych i likwidowanych pracowni różnych zakładów. Uczniowie i nauczyciele prowadzą tam badania parametrów sygnałów elektrycznych, spadków napięć, zachowań przewodników i półprzewodników, izolatorów, a także zasad pracy mierników.Jak na politechnice– Zawsze chcieliśmy mieć takie stanowiska, ale dotąd nie pozwalały nam na to warunki lokalowe – wyjaśnia Jan Kalabiński. Cała ta maszyneria jakościowo nie ustępuje nawet laboratorium np. Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Potwierdził to zresztą kierownik katedry energoelektroniki i robotyki po wizycie w mechaniku.
Tekst i zdjęcie: TOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz