Zlomiarze w stadninie
Zlomiarze w stadninie


– Zaraz sprawdziliśmy, czy ktoś nie wypuścił go celowo – mówi komisarz Bronisław Wójcik, rzecznik jastrzębskiej policji. Funkcjonariusze ustalili, że zarówno kierowca, jak też opiekunowie koni byli trzeźwi. Szofer doznał obrażeń głowy oraz klatki piersiowej i trafił do szpitala. Ośmioletnia klacz nie przeżyła jednak kraksy. Okazało się, że konie wydostały się ze szkółki jeździeckiej znajdującej się w Gogołowej. – Brakło ułamków sekund, a nic by się nie stało. Koń odbijał się przednimi nogami od szosy, tylne miał w górze, kiedy przyszło uderzenie. Wtedy wyłamało mu nogę do przodu i zwalił się na maskę auta – mówi Szymon Prokopowicz, właściciel szkółki. Przyznaje, że koń biegł galopem jakieś 60 km na godzinę, więc kierowca nie miał szans na uniknięcie zderzenia.Różne wersjePoza tym zanim klacz dostała się na drogę, biegła łąką za zaroślami, więc ani kierowca nie widział jej, ani ona jadącego auta. Po wypadku po okolicy zaczęły krążyć coraz to nowe wersje zdarzenia. Jedna z nich mówi, że konie uciekły gospodarzowi z łąki. – To nieprawda, bo są dobrze pilnowane. Kiedy pasą się na łące, to nie dość, że przez cały czas włączony jest elektryczny pastuch, to jeszcze doglądają ich opiekunowie. Natomiast w trakcie przeganiania przez drogę są zabezpieczane pasami i taśmami, a ledwo przebiegną na drugą stronę, opiekunowie zamykają bramki. Wszystko trwa kilkanaście sekund – dementuje krążące plotki Szymon Prokopowicz. Nie doszłoby do nieszczęścia, gdyby w nocy dzień wcześniej złodziej nie ukradł grubego, żelaznego łańcucha blokującego górną bramkę pastwiska.Konie pasły się jak zwykle i pracownik nic nie zauważył. W którymś momencie jedno ze zwierząt podeszło do bramki, podniosło łeb i zaczepiło kantarem o bolec. – Ponieważ nie było łańcucha, podniosło bramkę i ją przesunęło – tłumaczy Szymon Prokopowicz. Ostatecznie tym sposobem cztery konie wydostały się poza korytarz, dobiegły do wspomnianego skrzyżowania i pognały przez krzyżówkę. Trzy przeszły, jeden niestety nie zdążył. – Całe szczęście, że kierowcy nie stało się nic poważnego – mówi właściciel szkółki, dodając, że teraz dopiero zaczną się problemy. Współczuje szoferowi, ale nie może też odżałować konia, którego stracił. Klacz, jak mówi, była wspaniała, przeznaczona do uprawiania sportu. – Mogła zginąć od uderzenia łbem w asfalt, spadając z auta, albo kiedy przeturlała się po drodze i wpadła do rowu, gdzie uderzyła łbem o betonowe brzegi. Wciąż nie mogę otrząsnąć się po tym wszystkim – zastanawia się Prokopowicz.Nie pierwszy razJak dodaje, to nie pierwszy przypadek kradzieży żelastwa z terenu szkółki. Wcześniej złodzieje ukradli już z łąk wanny do pojenia koni oraz ciężką, dużą bramę zamykającą korytarz. W sumie ich łupem padły metalowe przedmioty o złomowej wartości 4 tys. zł. – Teraz oczy mamy dosłownie wokół głowy. Wszystko dodatkowo pozabezpieczaliśmy, nawet poidła są przymocowane do żelaznego ogrodzenia. A tu wystarczył moment i doszło do takiego nieszczęścia – żali się szef szkółki. Teraz musi załatwić formalności związane z odszkodowaniem powypadkowym, i to zarówno dla kierowcy, jak i właściciela konia. Okoliczności zdarzenia nadal badają też policjanci.
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz