Złem za zło


Pierwszy namówił drugiego, by pomógł mu zabić ojczyma z powodu znęcania się nad rodziną.– W toku śledztwa okazało się, że sytuacja w tej rodzinie była rzeczywiście straszna, gdyż Leszek Z. coraz bardziej znęcał się nad żoną, pasierbem, a nawet własnym synem. To była znacząca okoliczność łagodząca. Okolicznością obciążającą było jednak to, że ci młodzi ludzie nie działali pod wpływem impulsu, ale zabili z przerażającą premedytacją i wyjątkową brutalnością – stwierdza Leszek Urbańczyk, szef Prokuratury Rejonowej w Żorach, która prowadziła to postępowanie. Jak po zatrzymaniu sprawców powiedzieli nam policjanci z sekcji kryminalnej miejscowej komendy, dramat zaczął się właściwie wkrótce po tym, jak Małgorzata N. wyszła za mąż za Leszka Z. Marcin, jej syn z pierwszego związku, był wtedy małym dzieckiem.Marcinów dwóchDobrze jednak zapamiętał, że ojczym nigdy nie był dobry ani dla matki, ani dla niego. Jak powiedział prokurator Urbańczyk, jakiś czas przed tragedią chłopak wyprowadził się do dziadka, który mieszka w innym osiedlu, mając nadzieję, że zakończy to udręki matki. Ojczym wcale się jednak nie zmienił, a wręcz przeciwnie. W końcu, po kolejnym pobiciu, kobieta zabrała młodszego syna Konrada, zrodzonego ze związku z Leszkiem Z., uciekła do ośrodka interwencji kryzysowej, podległego miejskiemu ośrodkowi pomocy społecznej, po czym wystąpiła o rozwód. Rozbudziło to w Leszku Z. jeszcze większą złość i agresję. Pasierb, który dobrze wiedział, co się dzieje, bo matka skarżyła mu się na męża, uznał wtedy, że musi wreszcie uwolnić ją od cierpień.Postanowił zabić ojczyma, a zdecydował, że zrobi to 20 października. Była to środa. – Wybrał tę datę nieprzypadkowo. Tego dnia miała odbyć się rozprawa rozwodowa, a chłopak obawiał się, że doprowadzi to do kolejnych konfliktów. Krótko mówiąc, termin rozprawy przyspieszył decyzję o zabójstwie – wyjaśnia prokurator Urbańczyk. Śledczy nie wykluczają jednak, że 22-letni obecnie Marcin N. nie posunąłby się do tak drastycznego kroku, gdyby nie znalazł wspólnika. – Stał się nim jego rówieśnik Marcin K., który zgodził się mu pomóc na swoje nieszczęście – dodaje szef żorskiej prokuratury. Chłopcy spotkali się, uzgodnili plan działania, który opracował Marcin N., i zrealizowali go punkt po punkcie. Feralnego dnia śledzili ojczyma, a wieczorem poszli za nim do jego mieszkania, chcąc mieć pewność, że będzie sam.Jak zaplanowali...Tuż po północy, gdy usłyszeli, że bierze kąpiel, weszli do środka, otwierając drzwi kluczem, który miał pasierb. Zaczaili się przy drzwiach, a gdy gospodarz wyszedł z łazienki, Marcin K. uderzył go obuchem siekiery, którą przyniósł ze sobą, potem ciosy nożem zaczął zadawać także Marcin N. Gdy zaatakowany upadł na podłogę, pasierb ugodził go jeszcze kilka razy, a na koniec poderżnął gardło. – Sekcja wykazała ponadto, że zadano mu 16 pchnięć nożem w klatkę piersiową. Ten człowiek zmarł natychmiast – dodaje prokurator Urbańczyk. Potem chłopcy trochę posprzątali, chcąc zatrzeć ślady zbrodni, zostawili ciało i wyszli. Po drodze pozbyli się rękawiczek, które miał jeden z nich, wrzucili do studzienki kanalizacyjnej klucz do drzwi mieszkania, a następnie udali się na inne osiedle.Spotkali tam wspólnego znajomego Piotra K. i opowiedzieli mu o tym, co się stało. Potem każdy poszedł w swoją stronę. Krwawą zbrodnię odkryto z rana i wezwano policję. Gdy stróże prawa zorientowali się, jaka sytuacja panowała w tej rodzinie, Marcin N. stał się głównym podejrzanym. Zarówno on, jak i jego wspólnik zostali zatrzymani jeszcze tego samego dnia po południu, a dwa dni później osadzeni w areszcie śledczym, gdzie siedzieli do chwili zakończenia procesu. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że dobrze wiedzieli, co robią. – Przyznali się do zabójstwa, wyrazili skruchę, ale winą za wszystko obciążyli ojczyma – tłumaczy prokurator Urbańczyk. Jak dodaje, w mieszkaniu Marcina K. znaleziono wspomnianą siekierę, ale nie było już na niej śladów krwi, ponieważ została umyta.Cena spokojuObaj chłopcy przed zabójstwem ani nie pracowali, ani się nie uczyli, aczkolwiek Marcin K. ma małe dziecko, choć jest kawalerem. Temida wymierzyła pasierbowi karę siedmiu lat pozbawienia wolności, jego kolega dostał 12 lat więzienia. Jak jednak podkreślają w prokuraturze, jest to kara łączna, ponieważ obaj odpowiadali także za przestępstwa z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii i nielegalne posiadanie pistoletu gazowego. Te same zarzuty objęły Piotra K., który stanął przed sądem również za utrudnianie śledztwa, gdyż wiedział o zbrodni, ale nie powiadomił organów ścigania. Temida skazała go na półtora roku w zawieszeniu na trzy lata. Matka mieszka w lokalu, w którym doszło do zbrodni. Byliśmy u niej trzy razy, ale niestety jej nie zastaliśmy. Gdy udało się nam do niej dodzwonić, nie chciała z nami rozmawiać.ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz