Blachy na zom
Blachy na zom


W naszym regionie najbardziej popłynął finansowo magistrat w Rybniku. Urząd obsługuje największą liczbę właścicieli samochodów. Codziennie wydaje 30-40 kompletów tablic. Musiał dysponować zapasem, aby dla nikogo nie zabrakło. I rzeczywiście miał w zanadrzu nieco kompletów, dokładnie 51 tablic prostokątnych do samochodów osobowych. Oprócz tego w wydziale komunikacji zostało ponad 100 zestawów do motocykli, motorowerów, ciągników, przyczep i komplety mieszane, złożone z jednej tablicy prostokątnej i drugiej kwadratowej do aut osobowych. Te oznakowania magistrat kupił jeszcze cztery lata temu. Zostały, bo okazały się najmniej chodliwymi.– Gdyby ktoś cztery lata temu wiedział, że w 2006 roku będzie wymiana tablic, to dziś mógłby pisać sobie przed nazwiskiem prorok. Ja nie wiedziałem i kupiłem od razu więcej, bo tak było taniej – mówi Jerzy Wróbel, naczelnik Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta Rybnika.W innych miastach te zapasy są znacznie mniejsze, więc i straty sięgają kilku tysięcy zł. Niemniej urzędnicy nie kryją złości.– Najbardziej bulwersuje mnie nie samo wprowadzenie nowych wzorów z dnia na dzień, ale sposób, w jaki ministerstwo do tego podeszło. Najpierw w połowie zeszłego roku mówiono nam, abyśmy się powoli przygotowali na koniec maja, początek czerwca, bo wtedy miała nastąpić zmiana. Przygotowania miały polegać m.in. na ograniczaniu wielkich zamówień. Potem przez całe miesiące była cisza, by pod koniec kwietnia oznajmić nagle, że nowe tablice zaczną obowiązywać z początkiem maja i to bez okresu przejściowego, choć o nim też wspominano – mówi Piotr Kohut, naczelnik wydziału komunikacji w Jastrzębiu.Niekoniecznie okres przejściowy doprowadziłby do opróżnienia magazynów ze starych tablic – uważa Romualda Kolstrung, koordynator ds. komunikacji w rybnickim starostwie. Były przypadki, kiedy kierowcy odchodzili od okienek na wieść o wprowadzeniu nowych wzorów. Woleli poczekać z rejestracją samochodu na unijne tablice.Sprawa jest istotna z powodu strat finansowych. Dla pojedynczego urzędu wycofanie starych tablic oznacza niepotrzebny wydatek od kilku do kilkudziesięciu tysięcy zł. Ale w skali całego kraju są to miliony zł wyrzucone w błoto. Tymczasem urzędnicy uważają, że minister mógł zapobiec stratom. Wystarczyło, by wprowadził do rozporządzenia zastrzeżenie, że nowe tablice będą wydawane po wyczerpaniu zapasów starych.– Przypuszczam, że zadziałało w rządzie lobby producentów tablic, któremu zależało na szybkim zarobku. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, co tłumaczyłoby wycofanie z dnia na dzień poprzednich tablic – mówi Jerzy Wróbel.Początkowo sądził, że uda się odzyskać przynajmniej część pieniędzy, sprzedając bezużyteczne aluminium w skupie złomu po mniej więcej dwa zł za kilo. – Ponieważ było tego w sumie kilkadziesiąt kg, mielibyśmy pieniądze na grilla dla pracowników wydziału – śmieje się naczelnik. Niestety wykluczają to przepisy. Aluminium trzeba oddać producentowi. Wydziałom komunikacji ewentualnie pozostaje wąska furtka w postaci ubiegania się o odszkodowanie od ministra transportu. Szanse na zwojowanie tu czegokolwiek są jednak iluzoryczne, gdyż minister już oświadczył na łamach „Rzeczpospolitej”, że samorządy miały dość czasu na przygotowanie się do wydawania nowych tablic.
Tekst i zdjęcie: TOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz