Depresja
Depresja


Dawno już sympatycy żużla nie opuszczali stadionu miejskiego tak poirytowani. I nie chodzi wyłącznie o kolejną porażkę w kiepskim stylu, ale przede wszystkim o to, co i w jakim czasie przeżyli na stadionie. To była antyreklama żużla. Mecz miał się rozpocząć o 18.30, a w dużej mierze za sprawą ulewy rozpoczął się dwie godziny później. Po wielu przerwach, to wymuszonych regulaminem, to spowodowanych upadkami (głównie żużlowców RKM-u) ostatnie dwa wyścigi rozgrywano już w porze ciszy nocnej, a cały mecz zakończył się o 22.13. To nie było widowisko sportowe, ale półkolonie na stadionie. Wiele osób wybrało się na mecz z kilkuletnimi pociechami i trudno dziwić się ich zdenerwowaniu. Wytłumaczeniem nie może być ulewa, która tuż przed meczem zalała rybnicki tor. W Polsce deszcz trudno przecież uznać za pogodową anomalię. Oczywiście za wszystko nie można obwiniać rybnickiego klubu, bo na tempo wydarzeń swój wpływ mieli też żużlowcy z Leszna, którzy nie kwapili się do jazdy, i sędzia, który m.in. o 20.24, gdy wreszcie można było rozpocząć mecz, stwierdził, że rozpocznie się on „punktualnie o 20.30”.Podstawowy problem to jednak pora meczu. Nie wiedzieć czemu, odkąd zamontowano na stadionie jupitery, prawie wszystkie pojedynki ligowe organizuje się, do znudzenia, przy sztucznym oświetleniu. Włodarze klubu nie przejęli się głosami rodziców, narzekających, że dla ich pociech mecze kończą się po prostu za późno. Wiosną i jesienią na taki nocny żużel jest często po prostu za zimno, zwłaszcza że w przeciwieństwie do futbolu mecze lubią się przeciągać. Rywalizacja zawodników w blasku jupiterów powinna być letnią, wakacyjną atrakcją.RKM, dysponujący najsłabszym zdecydowanie zespołem w ekstralidze, powinien przynajmniej budować wizerunek klubu przyjaznego kibicom, drużynom przeciwnym, dziennikarzom. Niestety trudno oprzeć się wrażeniu, że jest wręcz przeciwnie. Zachowanie stadionowych ochroniarzy wobec dziennikarzy przypomina często wojskową falę. Po niedzielnym meczu na przykład, chcący dostać się do parkingu dziennikarze nie mogli tam pójść chodnikiem biegnącym w tzw. pasie bezpieczeństwa, ale przegoniono ich torem, chyba tylko po to, by ubabrali sobie buty. Radiowcy nie mogą wejść po meczu do parkingu, by nagrać rozmowy z zawodnikami; takich praktyk nie ma na żadnym innym stadionie.Osobna kwestia to wałkowane już na naszych łamach ceny biletów odwrotnie dotąd proporcjonalne do wartości drużyny i tego, czym raczy swoich sympatyków. Prezydent Rybnika zaapelował do prezesa klubu, by obniżył je o 30 proc. Klub w odpowiedzi niewiasty wpuszczał na mecz za darmo. Efekt – ok. 4 tys. widzów na stadionie, który może ich pomieścić 11 tys. Oczywiście za sukces można uznać wpływy z biletów niewykorzystanych; sporo osób machnęło bowiem ręką na wydane pieniądze i opuściło stadion jeszcze przed pierwszym wyścigiem.Teraz kilka słów o sporcie. Rybniczanie, którzy w piątek w zaległym meczu przegrali we Wrocławiu 25:65 (tegoroczny rekord ligi!), nie wygrywając indywidualnie ani jednego wyścigu, byli też tłem dla Unii Leszno, która w sobotę przegrała z kolei 39:51 w Częstochowie. Para „byków” Adams – Loram sprawiała wrażenie żużlowców z innego wymiaru i zostawiała rybniczan daleko, daleko w tyle. Przegrała dopiero w ostatnim wyścigu z Rafałem Szombierskim, ale nie miał on już wpływu na losy meczu. Walczyli jeszcze Smolinski i Pawlaszczyk. Ten pierwszy w 9. wyścigu wyprzedził po walce Miśkowiaka i Dobruckiego, przedzierając się z trzeciego na pierwsze miejsce. Pawlaszczyk w biegu 6. odważnie zatrzymał przy krawężniku Balińskiego, ale w 11. po ataku przy krawężniku Dobruckiego stracił od razu dwie pozycje.Słabo wypadł tym razem wolny na starcie Gafurow, który zaliczył aż dwa upadki. Poważny w trzech startach pokonał tylko juniora Unii Jurgę. Gizatulin startował dwukrotnie i punktu nie zdobył, a Harris wbrew nadziejom kibiców nie robi postępów i zamiata ogony. Zespół RKM-u sprawia wrażenie drużyny bez ducha, a przecież to mógł być jedyny atut tej drużyny. W jeździe większości zawodników trudno doszukiwać się zawziętości i woli walki i dlatego porażki, z którymi trzeba się było liczyć, tak bardzo bolą kibiców.– Mam taki skład, na tyle go stać i tego się nie wstydzę. Nie jestem cudotwórcą i żadnej gwiazdy z kapelusza nie wyciągnę. Brakuje nam prawdziwego lidera na kilkanaście punktów, który dałby mi możliwość jakiegoś manewru. Wiem, na jakim torze lubi jeździć Unia i dlatego przygotowaliśmy tor bardziej twardy, ale plany pokrzyżowała nam ulewa. Nie zmienia to faktu, że zawodnicy muszą umieć jeździć na każdym torze. Po piątkowym meczu wstawiłem do składu Poważnego, bo na tle drużyny jeździł we Wrocławiu dobrze, ale zawiódł po raz kolejny. Nie popisał się też Gafurow, który lubi przecież takie tory. Będziemy walczyć dalej. Nikomu nie mogę zarzucić, że nie pracuje, ale w naszych warunkach potrzeba zawodników z nieprawdopodobnym sercem do walki – mówił po meczu trener rybniczan Czesław Czernicki.W najbliższą niedzielę, 21 maja, o 19 RKM zmierzy się w Tarnowie z mistrzem Polski.Wrocław – RKM: Romanek 0 (0 – – –), Poważny 6 (1 1 2 1 1), Chromik 0 (0 0 – 0), Czerwiński 6 (1 1 2 2 d 0), Szombierski 2 (2 0 – –), Pawlaszczyk 7 (2 1 1 1 2), Druchniak 2+1 (1 1 0), Gizatulin 2 (0 0 W 2 0)RKM – Leszno: Smolinski 9 (0 2 1 3 3 0), Harris 2+1 (1 1 – 0 –), Szombierski 9+1 (3 W 2 1 3), Poważny 2+1 (0 1 1 –), Gafurow 4+1 (1 0 – 2 1 W), Pawlaszczyk 5 (3 2 – 0), Druchniak 3 (1 2 0), Gizatulin 0 (0 W)W czwartek, 18 maja, o 17.30 na rybnickim stadionie odbędzie się turniej eliminacyjny młodzieżowych drużynowych mistrzostw Polski. Juniorzy RKM-u zmierzą się z rówieśnikami z Częstochowy, Opola i Ostrowa.W sobotę, 20 maja, o 15.30 na stadionie Rybek w Rybniku Chwałowicach odbędzie się pożegnalny turniej wychowanka Rybek Mateusza Magiery, z udziałem zawodników z Bydgoszczy, Częstochowy, Gdańska i Wawrowa. Wcześniej, o 11, egzamin na miniżużlowy certyfikat.RKM radykalnie obniżył ceny biletów na mecz z mistrzem Polski Unią Tarnów (28 maja). Normalny bilet – 15 zł, ulgowy – 10, szkolny – 5, trybuna kryta – 35.
Tekst i zdjęcie: WACŁAW TROSZKA

Komentarze

Dodaj komentarz