Ciuchcia znow pod para
Ciuchcia znow pod para


– Nie zamierzamy się poddać, ponieważ włożyliśmy zbyt wiele pracy i pieniędzy w gromadzenie taboru i ożywienie wąskotorówki – stwierdza prezes Janusz Gierucki. Jak „Nowiny” pisały rok temu, towarzystwo znalazło drugą przystań na bocznicy dawnej stacji w Stanicy (gmina Pilchowice), gdzie po wybuchu afery przetoczyło interwencyjnie kilkadziesiąt sztuk taboru. Maszyny spędziły tu już dwie zimy pod gołym niebem i eskortą działaczy, którzy dyżurują na zmiany, bo trzeba pilnować dobytku. Po pierwszej zimie obawiali się, że nie przetrwają kolejnej, ale nie tracili ducha. Uruchomili nawet kolejkę na odcinku od Stanicy do granic z Rudami (dalej woleli się nie zapuszczać z oczywistych względów), która ruszyła bez medialnego rozgłosu, ale, jak twierdzi prezes, zyskała popularność.Zgodnie z prawemW zeszłym roku przejechała się tylko kilka razy, ale w tym sezonie kursuje już regularnie. Wycieczka w obie strony (to ok. sześciu km) kosztuje 3 zł. – Wszystko odbywa się zgodnie z prawem, ponieważ traktujemy tę linię jako wewnętrzną zakładową, która nie podlega przepisom ustawy o pasażerskich przewozach kolejowych, więc nie musimy mieć koncesji czy licencji ministra transportu – wyjaśnia prezes. Jak dodaje, na wszelki wypadek wystąpił do GUS-u z prośbą o udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy przejazdy turystyczne są działalnością wewnątrz skansenu. Dowiedział się, że tak, więc zyskał pewność, że ma rację. Osłodziło mu to nieco gorycz wspomnień sporów nie tylko z gminą Kuźnia, ale też z poprzednim starostą raciborskim Henrykiem Siedlaczkiem, obecnie posłem PO, który ostatecznie wystąpił do sądu o wykreślenie miłośników z Krajowego Rejestru Stowarzyszeń.Powodem było, jak twierdził, nieprzedstawianie mu żadnych dokumentów z prowadzonej działalności, z czym prezes wcale się nie zgadza. Kiedy przyszło do rozprawy, Temida musiała oddalić wniosek, ponieważ była to już jesień zeszłego roku, a w owym czasie towarzystwo miało siedzibę w Nieborowicach (gmina Pilchowice), więc przeszło pod nadzór włodarza powiatu gliwickiego. – Krótko mówiąc, wymknęło się spod jurysdykcji naszego starosty – stwierdza Mirosław Lenk, sekretarz w raciborskim urzędzie powiatowym. Jak przyznaje, zamieszanie na linii towarzystwo – gmina miało wpływ na decyzję Henryka Siedlaczka, który sam jest mieszkańcem Rud, więc siłą rzeczy tym bardziej interesował się sprawą. Ponieważ uznał, że rację mają władze Kuźni, wziął ich stronę. – Życzymy jednak towarzystwu wszystkiego najlepszego, a jego spory z gminą niech rozstrzygnie sąd – dodaje Mirosław Lenk.Trzeba działaćProces jest w toku – dowiedzieliśmy się w Sądzie Okręgowym w Gliwicach. Towarzystwo tymczasem chce rozwijać działalność, zwłaszcza że ma przyjaciół. To m.in. miłośnicy kultury Indian Hantajo, którzy tego roku rozbili swoją wioskę nie w Rudach, jak niegdyś, ale właśnie w Stanicy, wydali też ciekawy folder wspólnie z miłośnikami. Pobędą tu do końca czerwca, potem zwiną namioty, ponieważ organizują obozy dla młodzieży szkolnej, ale poza wakacjami. – My chcielibyśmy, żeby byli tu z nami przez całe lato. Mielibyśmy wtedy nie tylko towarzystwo, ale i pomoc np. w naprawianiu torów, bo roboty jest mnóstwo – wyjaśnia prezes. Chciałby też, aby w Stanicy odbywały się jarmarki sztuki ludowej i rękodzieła artystycznego oraz targi staroci. Dopełnieniem całości ma być skansen wąskotorówki, który miłośnicy chcą urządzić w budynku dawnej stacji w Nieborowicach. Umieszczą tam tabor, który nie jeździ, ale i tak stanowi piękny zabytek kolejnictwa, więc będzie ozdobą ośrodka.– Na razie jednak zabiegamy o realizację tych wszystkich swoich zamiarów – podkreśla prezes. Jak dodaje, towarzystwo dwa miesiące temu złożyło u wojewódzkiego konserwatora zabytków w Katowicach projekt założenia parku rozrywki (tworzyłyby go właśnie wioska indiańska, jarmarki i targi oraz oczywiście ciuchcia i skansen), a teraz czeka na odpowiedź. Atutami programu są nie tylko kolejowe maszyny, ale też bliskość lasu, parkingi, miejsce do grillowania i rozbicia namiotów (zmieszczą się tu nie tylko Indianie), ścieżki rowerowe, boiska. Wszystkie plany opierają się na umowie z gminą Pilchowice, na mocy której towarzystwo dzierżawi odcinek wąskiego toru od granic z Rudami do Mysiej Góry (wraz z XIX-wiecznym budynkiem stacji w Nieborowicach), liczący ok. 16 km.Ach, ta biurokracja– Do użytku nadaje się połowa, resztę trzeba uzupełnić – stwierdza prezes. Jak dodaje, jeśli konserwator przystanie na ich plan, najpierw skrzętnie wyliczą koszty, aby nie popełnić drugi raz tego samego błędu. – Kiedyś nie przejmowałem się papierami, teraz wiem, że biurokracja jest ważniejsza od działania i będę się tego trzymał – zastrzega Janusz Gierucki. Zrobił już też, jak zapewnia, porządek w szeregach, w których po awanturze zapanował bałagan, w efekcie zostało 16 najwierniejszych członków. Zapowiada, że kolejni będą przyjmowani dopiero po weryfikacji, by znów nie doszło do rozprzężenia. Ma też nadzieję, że pierwsze jarmarki i targi uda się zorganizować jeszcze tego lata. Artyści i kolekcjonerzy, zainteresowani pomysłem, proszeni są o kontakt telefoniczny (można dzwonić pod nr tel. 888 635 184 lub 663 082 622) lub osobisty w stacji w Nieborowicach, która mieści się przy ul. Dworcowej 2.
Tekst i zdjęcie: ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz