Granice osobowej ochrony
Granice osobowej ochrony


O sprawie pisaliśmy kilkakrotnie. W listopadzie 2003 roku nauczyciele z SP nr 1 zarzucili swojej przełożonej m.in. stresowanie podwładnych, domaganie się donosicielstwa, złośliwe podważanie ich kompetencji zawodowych, bezpodstawne zastraszanie zwolnieniami dyscyplinarnymi, pozbawienie ich części wynagrodzenia i komentowanie życia prywatnego. Grono pedagogiczne domagało się natychmiastowego usunięcia Milewskiej z dyrektorskiego fotela. Wotum nieufności wobec niej zgłosiła również w odrębnych dwóch pismach rada rodziców. W uzasadnieniu była mowa o trudnej współpracy z dyrektorką, negowaniu przez nią wszelkich inicjatyw rady rodziców, braku pedagogicznego podejścia do uczniów oraz ich niesprawiedliwemu ocenianiu.Poważne zarzutyBarbara Milewska od początku nie zgadzała się z zarzutami. Powtarza, że została pomówiona, bo komuś bardzo zależało na tym, by straciła stanowisko. – Jestem nauczycielem od 25 lat i nigdy wcześniej nie miałam problemów. Może pracowałam za uczciwie. Jestem osobą ambitną. Wymagałam przede wszystkim od siebie, ale również od podwładnych. Może to się komuś nie spodobało – mówi nauczycielka. W 1999 roku miasto powierzyło jej funkcję szefa SP nr 1. Trzy lata później wygrała konkurs na stanowisko jej dyrektora. W komisji zasiadali m.in. przedstawiciele magistratu, Kuratorium Oświaty i nauczycielskich związków. Milewska kładzie na stole grubą teczkę z dyplomami i listami pochwalnymi. W 2002 roku otrzymała nagrodę prezydenta „za trudną i odpowiedzialną pracę, za zaangażowanie na rzecz zmian prowadzących do urzeczywistniania prawdziwej autonomii szkoły”.Najwyższą z możliwych not wystawiła jej rybnicka delegatura Kuratorium Oświaty. Nic dziwnego, że w cuglach wygrała konkurs. Co ciekawe, niedawno prezydent Marian Janecki uhonorował Milewską kolejnym dyplomem, tym razem za bardzo dobre przygotowanie uczniów do miejskiego konkursu informatycznego. – Nie potrafię pojąć, że najpierw nagradza, potem karze, a teraz znów nagradza – stwierdza Milewska. – Tym samym zaprzecza swojej decyzji o odwołaniu mnie ze stanowiska dyrektora – dodaje. Ma żal do prezydenta za to, że uwierzył autorom pism na słowo. – W ogóle nie rozmawiał ze mną na ten temat. Nie pozwolił mi na wyjaśnienie sprawy – wspomina Milewska. Dalej pracuje w SP nr 1. Pragnie oczyścić się z zarzutów. W tym celu chce pozwać autorów pism do sądu.Musi ujawnićPóki co, nie może tego zrobić, bo nie zna wszystkich nazwisk, a domysły to za mało, by występować przed sądem. Ponieważ jednak Janecki odmówił jej ujawnienia nazwisk osób, które sygnowały wszystkie trzy pisma, skierowała sprawę do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych w Warszawie. Pierwsza decyzja GIODO utrzymała w mocy postanowienie prezydenta, ale kobieta złożyła odwołanie. Wtedy główny inspektor skierował ją do organów ścigania. Dowiedział się wtedy, że odwiedziła już prokuraturę i sąd, a w drugiej decyzji przyznał rację nauczycielce, biorąc pod uwagę to, że organa ścigania odmówiły zajęcia się sprawą. Ich bierność, jak czytamy w uzasadnieniu, spowodowała, że Milewska nie mogła dochodzić swych praw przed sądem.Prokuratura uzasadniła swoje postanowienie brakiem interesu prawnego. Sąd zwrócił pełnomocnikowi Milewskiej zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, gdyż z oczywistych względów nie wskazano w nim podejrzanych. Tymczasem Milewska chciała jedynie, by organa ścigania sprawdziły, czy nie została zniesławiona w pismach, ponieważ, jak twierdzi, zarzuty są wyssane z palca. – Jeśli nauczyciele i rodzice czuli się skrzywdzeni przeze mnie, to mogli pójść do sądu. Nie poszli, bo nie mieli argumentów – zaznacza. Olga Majkowska, rzeczniczka magistratu, informuje, iż prezydent zaskarżył decyzję GIODO do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. – GIODO wydał bowiem dwie sprzeczne decyzje, co wskazuje na to, że rozstrzygnięcie nie jest ani proste, ani oczywiste – wyjaśnia Majkowska. – Pierwsze postanowienie było korzystne dla magistratu, drugie dla odwołanej dyrektorki. Poczekamy więc na orzeczenie WSA – dodaje.Prezydent wierzyRzeczniczka podkreśla, iż prezydent konsekwentnie odmawiał wydania listy nazwisk, chroniąc dobra osobiste tych, którzy sygnowali pisma. Przypomina, że w głosowaniach tajnym i jawnym za odwołaniem dyrektorki było 17 nauczycieli, a przeciwko tylko dwóch. – Na pozbawienie Milewskiej stanowiska zgodziła się również rybnicka delegatura Kuratorium Oświaty – dodaje Majkowska. Ponadto, jak wyjaśnia, była dyrektorka przegrała sprawę w sądzie pracy. W maju zapadł wyrok. Milewska tłumaczy, że nie walczyła o przywrócenie na stanowisko dyrektora. Oskarżyła prezydenta z artykułu o nierównym traktowaniu w zatrudnieniu.– Chodziło mi o to, by prezydent ujawnił nazwiska. Poza tym przerwał mój urlop zdrowotny i pozbawił mnie dodatku motywacyjnego, a nie udowodniono mi żadnego przewinienia, np. niegospodarności – wylicza kobieta. Dziwi się, że Janecki broni nazwisk jak reduty, skoro w przypadku odwołanej Marioli Gardyańczyk, dyrektor miejskiego ośrodka kultury, uznał, że „nie jest kompetentny do oceny, czy doszło do mobbingu.” Przekazał też szefowej MOK-u nazwiska osób, które chciały jej dymisji. W przypadku Milewskiej o dziwo nie miał żadnych wątpliwości i odwołał szefową SP nr 1.
Tekst i zdjęcie: IRENEUSZ STAJER

Komentarze

Dodaj komentarz