Oporni alimenciarze
Oporni alimenciarze


Ich gros to bezrobotni. Rybnicki pośredniak od maja stara się znaleźć im jakąś robotę, ale większość unika legalnej pracy jak ognia. Skoro komornik może im ściągnąć 60 proc. wynagrodzenia, wolą pracować na czarno i pobierać całą pensję, o której nikt nie wie, tymczasem długi narastają. Np. Piotr wcześniej przez ponad dwa lata pracował na czarno w jednej ze stolarni, dostając 4 zł za godzinę. Alimentów nie płacił wtedy prawie wcale, więc jego zobowiązania wynoszą blisko 12 tys. zł. Dobrze wie, że spłaci je dopiero, gdy dzieci dorosną, ale to potrwa, ponieważ młodsze ma dopiero siedem lat.Większość alimentacyjnych dłużników ma marne kwalifikacje i niewielkie umiejętności. Pośredniak podpisał więc umowy w sprawie kierowania ich na roboty publiczne z Rybnickimi Służbami Komunalnymi i Zarządem Zieleni Miejskiej, gdzie mieli wykonywać proste zajęcia, ale były to pobożne życzenia. Aż 20 mężczyzn odmówiło bowiem podjęcia pracy, w efekcie zostali wyrejestrowani z ewidencji urzędu i utracili ubezpieczenie zdrowotne. W RSK planowano zatrudnić siedmiu mężczyzn, z biedą znaleziono czterech. Teraz pracuje tylko trzech, bo jeden przestał pojawiać się w połowie lipca i został zwolniony dyscyplinarnie. W Zieleni Miejskiej ulokowano pięciu dłużników, ale zostało ich czterech. Z piątym po okresie próbnym nie podpisano umowy.Jeśli mężczyźni nie płacą na dzieci, wychowujące je matki mogą starać się o zaliczki alimentacyjne, które teraz wypłacają ośrodki pomocy społecznej. Tylko w Rybniku wypłaca się ich ok. 600 miesięcznie. Ściągnięcie tych pieniędzy od dłużników z pomocą komornika to fikcja. W Rybniku np. odzyskuje się raptem 1 proc. wypłacanej sumy. Zobowiązania rosną, ale tak naprawdę nic z tego nie wynika. Michał Zorychta, szef działu świadczeń rodzinnych OPS-u, tego roku skierował do prokuratury już 19 wniosków o ściganie alimenciarzy uchylających się od pracy. Większość przepadła gdzieś bez wieści.
Tekst i zdjęcie: WACŁAW TROSZKA

Komentarze

Dodaj komentarz