O wysokosci podwyzek
O wysokosci podwyzek


– Czy pracownicy ochrony zdrowia otrzymają od października obiecaną 30-procentową podwyżkę?– Podwyżka jest pewna, ale nie dla każdego będzie to 30 proc. Jedne grupy zawodowe będą uposażone trochę lepiej, inne słabiej. Każdy szpital, każda przychodnia i każda praktyka lekarska, które mają kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, bo to jest warunek skorzystania z podwyżki, dostaną więcej pieniędzy. Mamy nadzieję, że pierwsze środki finansowe wpłyną do jednostek ochrony zdrowia w połowie lub w drugiej połowie października. Świadczenia zdrowotne opłaca się z dołu, czyli za wykonaną usługę.– Oznacza to, że ludzie dostaną pieniądze dopiero w listopadzie.– Podwyżka obejmie październik, ale rzeczywiście najprawdopodobniej ludzie otrzymają pieniądze w listopadzie. Szczegóły chciałbym jednak pozostawić dyrektorom placówek medycznych, bo to oni odpowiadają za pensje swoich pracowników. W myśl kodeksu pracy są przecież pracodawcami.– Kto z pracowników dostanie więcej, a kto mniej?– Nie chciałbym wyręczać tu dyrektorów. Nie wiem, dlaczego w naszym kraju pokutuje przekonanie, że za wszystko, łącznie z drobnym błędem lekarskim, odpowiada minister. My tworzymy jedynie zasady prawne funkcjonowania ochrony zdrowia i dba o to, by na stosownym rachunku w NFZ i w budżecie państwa były gromadzone odpowiednie środki finansowe. Jest to bardzo trudne zadanie, bo wymaga przede wszystkim sięgania do budżetu państwa, którego zasobność jest ograniczona. Najprościej byłoby podnieść podatki, a tym samym zwiększyć składkę na ochronę zdrowia. Nie chcemy jednak tego robić przez najbliższe dwa, trzy lata, bo zamierzamy zmniejszać podatki.– Rozumiem, że resort ma pieniądze na podwyżkę.– Pieniądze są przygotowane. Skoro założyliśmy, że podwyżka będzie już od 1 października, musieliśmy opracować program, który pozwoli zgromadzić w terminie odpowiednią ilość środków finansowych.– Skąd ministerstwo wzięło pieniądze?– Środki pochodzą z dwóch puli. Po pierwsze, NFZ dysponuje większymi przychodami niż wydatkami. Nadwyżka jest co roku, dzięki niedoszacowaniu planu finansowego i ograniczaniu kosztów. Po drugie „zaoszczędziliśmy” 800 mln zł na wzajemnych rozliczeniach z Niemcami. Chodzi o to, że od kiedy jesteśmy w Unii Europejskiej, obowiązuje nas zasada koordynacji. Polega ona na tym, że za leczenie naszych obywateli w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii płaci NFZ na podstawie wzajemnych rozliczeń. Tak się złożyło, że niemiecki system ubezpieczeniowy, podobno najlepszy w Europie, nie potrafi policzyć, ilu udzielił świadczeń zdrowotnych Polakom od 2004 roku. Niemcy nie przysyłają faktur za leczenie naszych obywateli. Podobne problemy ma Wielka Brytania. W związku z tym pojawiło się wspomniane 800 mln zł, którą przeznaczymy na podwyżki. Dodam, że problemy z systemem opieki zdrowotnej mają wszystkie kraje świata. Każdy szuka optymalnego rozwiązania na własną rękę.– Kiedy nasi lekarze będą zarabiali tyle, co ich koledzy na Zachodzie?– Na razie Polski na to nie stać. Zarobki w ochronie zdrowia są bezwzględnie powiązane z poziomem dochodu narodowego na mieszkańca. Tymczasem nasz PKB jest kilka razy mniejszy niż w najbogatszych krajach Unii Europejskiej. Sądzę, że lekarze zaczną zarabiać tyle, co np. w Grecji lub Portugalii, należących do biedniejszych krajów UE, za kilka, o ile nie kilkanaście lat.– Więc nadal będzie trwał ich exodus za granicę.– To jest normalne. Prawdziwe zagrożenie mogą wywołać pewne uregulowania, które chce wprowadzić Bruksela. Od pewnego czasu unijni eksperci pracują nad ograniczeniem czasu pracy lekarzy do 48 godzin tygodniowo. Gdybyśmy wprowadzili taki system u nas, musielibyśmy zatrudnić o 50 proc. medyków więcej. Tymczasem na całym świecie lekarze pracują w systemie etat plus dyżur, który nigdy nie był wliczany do normalnego czasu pracy. Wyjazdy są również skutkiem otwarcia granic i uznania na Zachodzie dyplomów polskich uczelni medycznych. Nie unikniemy wyjazdu lekarzy z różnych względów, nie tylko płacowych. Prof. Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce, powiedział mi niedawno, że co roku z jego kraju wyjeżdża więcej lekarzy niż z naszego, bo np. w USA mogą zarobić znacznie więcej. I nikt nie robi z tego tragedii. Powiem nawet, że wymiana kadr i sposobów leczenia jest korzystna dla lekarzy. Minusem jest zmniejszenie się liczby medyków.– Kim zapełnić lukę?– Musimy zmienić system szkolenia, bo jest najbardziej rygorystyczny w Europie. W Grecji prawo wykonywania zawodu zyskują już świeżo upieczeni absolwenci uczelni medycznych. W Polsce muszą najpierw zaliczyć roczny staż i zdać lekarski egzamin podyplomowy, tzw. lep. Zniesiemy go w przyszłym roku. Ułatwi to absolwentom podejmowanie pierwszej pracy. Drugi problem to skomplikowany i kosztowny system zdobywania specjalizacji. Działa on niestety korporacyjnie. Trzeba to zmienić, by medycy po studiach i stażu byli od razu zatrudniani w szpitalach i mogli się tam specjalizować, bo jest to sens całej lekarskiej kariery. W żadnym europejskim kraju lekarz bez specjalizacji nie jest partnerem dla płatnika, czyli budżetu państwa, kas chorych lub, jak u nas, Narodowego Funduszu Zdrowia.
Rozmawiał: IRENEUSZ STAJER

Komentarze

Dodaj komentarz