Temida zbyt łagodna?


Wszystko, przypomnijmy, tak naprawdę zaczęło się latem 2003 roku, kiedy to Robert T. został zatrzymany, a dwa dni później trafił do aresztu śledczego pod zarzutem wyłudzania darowizn na szkodę różnych instytucji. Spędził tam aż blisko osiem miesięcy, wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym w kwocie 20 tys. zł, tymczasem lista podejrzanych, których prokuratura uznała za jego wspólników, stawała się coraz dłuższa. Ostatecznie na ławie oskarżonych zasiadło 13 osób. Dziewięć z nich przyznało się do winy i dobrowolnie poddało karze, więc na placu boju pozostali były prezes, jego żona Bożena, Małgorzata S., księgowa stowarzyszenia, oraz Jakub R., biznesmen z okolic Krakowa. Najwięcej zarzutów, bo aż dziewięć (dotyczyły właśnie wyłudzania darowizn oraz poświadczania nieprawdy), miał prezes.Czekanie na procesKsięgowej, która nawiasem mówiąc już wcześniej miała zatargi z prawem (wiosną 2003 roku wyszło na jaw, że ukradła kilkadziesiąt tys. zł z kasy Daj im Szansę, które prowadziło świetlice środowiskowe w mieście, dostała wyrok w zawieszeniu i zobowiązanie do naprawienia szkody, ale nie oddała ani grosza), zarzucono podrabianie dokumentów i nierzetelne prowadzenie ksiąg, Jakubowi R. sfałszowanie jednego aktu darowizny, a Bożenie T. utrudnianie śledztwa i nakłanianie świadków do składania nieprawdziwych zeznań. Cała czwórka długo czekała na proces, ponieważ ciągle go odraczano z coraz to innych powodów. Ostatecznie zaczął się dopiero w styczniu tego roku. Jeśli chodzi o Roberta T., Temida uwolniła go od zarzutu fałszowania dokumentów (chodziło o wystawienie pewnemu człowiekowi zaświadczenia o ukończeniu kursu masażysty), zmieniła też kwalifikację jednego z zarzutów.Ostatecznie prezes odpowiedział za siedem zarzutów. Temida wymierzyła mu karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat, dwóch tys. zł grzywny, zakazała mu też zajmowania funkcji związanych z gospodarowaniem publicznymi pieniędzmi na pięć lat. Identyczny wyrok zapadł w przypadku Małgorzaty S. z tą jedynie różnicą, że zabroniono jej wykonywania zawodu księgowej na pięć lat. Jakub R. opuścił gmach wymiaru sprawiedliwości jako człowiek niewinny, a Bożena T. została uznana za winną utrudniania śledztwa, ale sąd odstąpił od wymierzenia jej kary, ponieważ działała w interesie najbliższej sobie osoby. W prokuraturze nie kryją zaskoczenia treścią tego wyroku. Chodzi zwłaszcza o Roberta T. i Jakuba R., ponieważ w przypadku pierwszego oskarżenie żądało trzech lat kary bezwzględnego pozbawienia wolności, a w przypadku drugiego roku odsiadki w zawieszeniu na cztery lata.Dwa pewnikiWypada tu dodać, że z powodu Jakuba R. wybuchło wielkie zamieszanie, bo nie zjawił się na pierwszej rozprawie (miała odbyć się w październiku 2004 roku) w zasadzie bez usprawiedliwienia. W efekcie przewodnicząca składu orzekającego nakazała ściganie go listem gończym, a po zatrzymaniu osadzenie w areszcie, od tego też wydarzenia zaczęło się odraczanie procesu. Arkadiusz Honysz, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Żorach, który prowadził to postępowanie, poinformował nas, że już podjął decyzję o nieskładaniu apelacji jedynie w przypadku Bożeny T. – Trudno bowiem nie zgodzić się z argumentacją, że działała w interesie najbliższej sobie osoby, poza tym śledztwo nie poniosło z tego powodu żadnego uszczerbku – wyjaśnił. Jak dodał, już też wie, że będzie składał odwołanie od wyroku w sprawie Jakuba R., ponieważ prokuratura absolutnie nie zgadza się z decyzją o jego uniewinnieniu.Jeżeli chodzi o pozostałe osoby, dalsze kroki będą zależały od analizy treści pisemnego uzasadnienia orzeczenia sądu. Prokuratura poprosiła o nie w ostatni piątek. Robert T. powiedział nam z kolei, że uważa wyrok za sprawiedliwy i odpowiedni do jego udziału w sprawie, od początku zresztą przyznawał się do winy tylko częściowo i jeszcze przed procesem naprawił wyrządzoną szkodę. – Jestem usatysfakcjonowany przede wszystkim tym, że sąd, wbrew temu, co stanowił akt oskarżenia, nie uznał mnie za mózg afery, ale potraktował na równi z księgową, bo to ona, poprzez fałszowanie faktur i celowe zawyżanie kosztów działalności stowarzyszenia, doprowadziła do wplątania Daj im Szansę w całą tę aferę. Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Moją główną winą był tu brak wiedzy, co zaskutkowało niedopilnowaniem dokumentów – podkreślił.Apelacją w apelacjęUbolewa zatem, że obrońcom nie udało się doprowadzić do zmiany oceny jego czynów w tej części aktu oskarżenia, ale nie chce już do tego wracać. Jeśli jednak prokuratura zakwestionuje wysokość wymierzonej mu kary, to mecenasi wystąpią o zmianę kwalifikacji jego czynów odnośnie stowarzyszenia. – Ze spokojem oczekuję ewentualnej apelacji – stwierdził Robert T. Jak dodał, wyciągnął lekcję z tego wszystkiego, a teraz nim się czegoś podejmie, dwa razy sprawdza, na czym ma to polegać. Działa też społecznie, pomagając w rehabilitacji niepełnosprawnych dzieci. Ma m.in. tytuł przyjaciela szkoły w Szczejkowicach.ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz