Wielka łapanka


Premier Kaczyński, odprawiając szefa Samoobrony, nazwał nawet jego postępowanie warcholstwem. Cóż za dramatyczny przebieg zdarzeń... Panu premierowi należy pogratulować intuicji, przenikliwości i dogłębnej znajomości ludzkich charakterów. Rządzenie z Andrzejem Lepperem u boku wyglądało dokładnie tak, jak w dniu zawiązywania tej gorszącej wielu koalicji. Co rusz stawiał on premiera i współrządzący PiS pod ścianą, formułując kolejne żądania. Te często dotyczyły przyszłorocznego budżetu, który miałby uwzględniać kolejne obiecanki wicepremiera. Wielka koalicja regularnie co dwa tygodnie przeżywała ciężkie chwile, a co miesiąc znajdowała się w stanie przedzawałowym. W końcu nie dla parady w rządzie znalazł się najlepszy kardiolog w kraju.Choć tak naprawdę nie ma się z czego cieszyć, trudno nie zauważyć pewnego pożytku płynącego z krótkiej przygody wodza Samoobrony z rządem. Wielu rodakom uzmysłowił, o co tak naprawdę chodzi w polityce. Że to ostra gra o władzę i konsumowanie pożytków z niej płynących.W miniony piątek z pierwszej strony „Gazety Wyborczej” krzyczał tytuł „Nowa era bez Leppera”. To hasło, które mieli skandować na spotkaniu swojego klubu parlamentarnego posłowie PiS-u. Na mój rozum to nie żadna nowa era, ale powrót do tego, co przeżywaliśmy po jesiennych wyborach parlamentarnych. Zwycięska partia nie jest w stanie rządzić samodzielnie i z liczydłem szuka niezbędnej większości. Jest może jedna różnica: wtedy przebierano w całych klubach parlamentarnych, a teraz obserwujemy prawdziwą łapankę pojedynczych posłów. Wszystko wskazuje na to, że następną koalicję PiS zbuduje z posłami, którzy jak ognia boją się skrócenia kadencji Sejmu, bo wiedzą, że większe szanse mają na szóstkę w totolotka niż na powtórne zdobycie poselskiego mandatu i przypisanej do niego diety. Jakaż to więc będzie nowa era? Czy większość z łapanki powstanie, przekonamy się 10 października, gdy zbierze się Sejm. Wcześniejszych wyborów parlamentarnych nie można jednak wykluczyć, wspomina się nawet o przeprowadzeniu ich 12 listopada, czyli w tym samym dniu, co wybory samorządowe. Jak na ironię niektórzy obserwatorzy podkreślają, że po nowych wyborach układ sił w Sejmie może być bardzo podobny do obecnego, partie zamienią się np. miejscami, ale nowi zwycięzcy też nie będą mogli rządzić samodzielnie. Najlepiej byłoby dopuścić do wyborów tylko największe dwie partie polityczne, a wtedy na 99 proc. jedna z nich miałaby własną większość i nie musiałaby się kompromitować zawieraniem małżeństwa z rozsądku.Harce polityków coraz bardziej irytują Polaków i coraz częściej zdarza mi się słyszeć zarzekania znajomych, że na żadne wybory już więcej nie pójdą. Wygląda więc na to, że politycy wysokiego szczebla mogą skutecznie odstraszyć Polaków od rychłych wyborów samorządowych, a przecież ich skutki odczują oni prawdopodobnie bardziej niż efekty kolejnych zawirowań na szczytach władzy.WACŁAW TROSZKA

Komentarze

Dodaj komentarz