Obiecac nie grzech
Obiecac nie grzech


Panie (większość tej grupy stanowią kobiety) postanowiły więc przedstawić swoją trudną sytuację radnym powiatowym i władzom starostwa, licząc na zrozumienie i zmianę decyzji co do ich dalszego losu. Pracownicy o planach szefostwa dowiedzieli się pokątnie. Początkowo nie mogli w to uwierzyć, jednak gdy okazało się, że zablokowano im możliwość korzystania z kasy zapomogowo-pożyczkowej w ZOZ-ie, stwierdzili, że pogłoski mogą być prawdziwe. 6 września z pracownikami zagrożonymi prywatyzacją spotkał się dyrektor Eugeniusz Klapuch. Poinformował ludzi, że zamierza ogłosić przetarg w zakresie utrzymania czystość, dezynfekcji, transportu i usług kucharskich.Pewna praca?Wynajęcie firmy sprzątającej i zajmującej się transportem wewnątrz szpitala miałoby przynieść zakładowi spore oszczędności. Najwcześniej nowa firma miałaby przejąć te zadania z początkiem przyszłego roku. Ma też, jak podkreślał dyrektor, zatrudnić obecnych pracowników ZOZ-u na dotychczasowych warunkach. Ich przejście do prywatnej firmy ma się odbyć zgodnie z artykułem 23 kodeksu pracy, czyli bez podpisywania nowych umów. Nie otrzymają wypowiedzeń, tylko pisemną informację o dacie zmiany ich pracodawcy. Dlatego sprzeciw nie ma tu znaczenia, a komu to nie odpowiada, może się jedynie zwolnić.Dyrektor tłumaczył, że dla tej grupy załogi jest to gwarancja zatrudnienia, bowiem szpital jest w trudnej sytuacji i jeśli nie podejmie się żadnych działań oszczędnościowych, może dojść do jego likwidacji. Pracę straciłoby wtedy kilkaset osób. Te zapewnienia nie przekonują pracowników. – Kto zagwarantuje, że za rok firma nie zmieni nam warunków umowy albo się nas nie pozbędzie? Mamy po 20 i więcej lat pracy, a kto w naszym wieku znajdzie jakieś zajęcie? Mamy rodziny na utrzymaniu, zarabiamy po 600 zł netto – mówią załamane kobiety. Dyrektor podkreślał, że on nie może im dać gwarancji pracy do emerytury.Bez konkretówRozmowy nie usatysfakcjonowały pań. Dlatego też przyszły na sesję. – Nie wiedząc o tym, że państwo tu będą, przeprowadziłem wczoraj rozmowę z dyrektorem, by wstrzymał się z ogłoszeniem przetargu. Obiecuję, że odnośnie waszej sytuacji do 1 stycznia 2007 roku nie zapadnie żadna decyzja – deklarował wicestarosta Józef Żywina. Panie nie są usatysfakcjonowane tymi zapewnieniami, bo nic konkretnego im nie powiedziano. – Obiecać nie grzech, ale wywiązać się znacznie trudniej. Nam nie chodzi o zapewnienia, że z dniem 1 stycznia nie przejdziemy do prywatnej firmy. Chodzi nam o konkretne postanowienia, decyzję, które będą wiążące. Dziś takie słowa nie padły – mówi jedna z pracownic.– To, co nam powiedziano, oznacza tyle tylko, że święta Bożego Narodzenia będę miała jeszcze spokojne, ale co będzie 2 albo 3 stycznia? To jest po prostu gra na zwłokę. Obawiam się, że jest już kampania wyborcza i walka o nasze głosy, a nie o nasze dobro – skomentowała jej koleżanka wystąpienie władz powiatowych. Mimo to mają nadzieję, że uda im się przekonać władze szpitala i powiatu do przyjęcia korzystniejszego dla nich rozwiązania. Chodzi np. o zagwarantowanie im w specyfikacji przetargowej lepszych warunków i jakiejś ochrony. Dyrektor Klapuch mówił, że choć kotłują się w nim wielkie emocje, nie chciał ich pokazać.Będzie kompromisStwierdził, że padło wiele nieprawdziwych słów pod adresem szpitala i sposobem jego kierowania. Podkreślił, że decyzja nie spadła z nieba, ale jest efektem analiz ekonomicznych i konsultacji z dyrektorami innych placówek, gdzie usługi te przejęła prywatna firma. – Ja mam dbać o dobro pacjenta i zakładu pracy, po to zostałem powołany i z tego będę rozliczany. Nikt nie weźmie za mnie tej odpowiedzialności – mówił. Co będzie dalej, pokaże czas. Jak zapewnił wicestarosta Żywina, władze będą starały się wypracować rozwiązanie, które usatysfakcjonuje obie strony.
Tekst i zdjęcie: BEATA KOPCZYŃSKA

Komentarze

Dodaj komentarz